Mięso dochodziło w piekarniku, szampan się chłodził, gotowe przystawki czekały na talerzu, a Usopp strzepywał ostatnie, niewidoczne pyłki z marynarki. Wszystko było gotowe na godzinę „0". No prawie wszystko.
-S... Sa... Sanji... - Młody grafik trząsł się jak osika. – Jesteś pewien, że będzie dobrze? Wyglądam ok.? Zasmakuje jej? Pierścionek się jej spodoba?
Obrzucił przyjaciela krytycznym spojrzeniem. Usopp miał na sobie swój najlepszy, i również jedyny, garnitur. Założył też krawat od Kayi, którego pogrzebową czerń przełamywała jasnożółta koszula. Włosy, zwykle w nieładzie, tym razem ujarzmiła porządna gumka. Zrobili, co mogli. Właściwie nie było się, do czego przyczepić. No może poza trzęsącymi się nogami.
-Wyglądasz dobrze. – Pozwolił sobie zignorować jedyny mankament wyglądu kumpla. Na to nic nie poradzą. – Za jedzenie ręczę głową. A nawet ręką. – Uśmiechnął się, chociaż, w normalnych okolicznościach, oburzyłby się za ten brak wiary w jego kuchnie. Lecz, tym razem, skłonny był wybaczyć przyjacielowi popełniony faux pas. – Pierścionek pomagała ci wybrać jej najlepsza przyjaciółka, tak?
Brunet pokiwał głową.
-Więc w tym temacie też nie masz się, czego obawiać... I jeśli będziesz się trzymał planu to wszystko będzie dobrze. I będziemy mogli zacząć myśleć nad menu na wasze wesele.
Usopp nie wyglądał na przekonanego, ale nic nie powiedział. W głębi duszy wiedział, że przesadza i niepotrzebnie męczy Sanjiemu dupę, lecz niska samoocena – chyba największa z jego wad a miał ich sporo – kazała mu cały czas doszukiwać się dziury w całym.
-To jak? Gotowy?
-Bardziej już nie będę... I raczej nie mam już jak się wycofać, prawda? – Wskazał kciukiem przygotowane przez kucharza jedzenie. – Zabiłbyś mnie, gdyby to się zmarnowało, nie? – Doskonale znał stanowisko przyjaciela dotyczące wyrzucania żywności.
-Tak – powiedział grobowym głosem. – Z tym, ze najpierw torturowałbym cię długo i boleśnie...
Usopp przełknął ślinę niepewny, czego teraz boi się bardziej – kumpla czy wizji odrzuconych oświadczyn.
-Jestem w stanie w to uwierzyć...
-No mam nadzieję! – Klepnął go w plecy. – Więc do roboty! Poradzisz sobie ze wszystkim?
-Chyba tak... - Niepewnie zerknął na zastawiony stół.
-Mięso powinno się piec jeszcze około czterdziestu minut, na wszelki wypadek nastawiłem minutnik, ale sprawdzaj je od czasu do czasu. – Rzucał ostatnimi instrukcjami wkładając buty. – Listę potraw i co, po czym idzie masz na lodówce. Przy talerzach są też karteczki z numerami, gdybyś się pogubił. Jeśli będziesz się tego trzymał to nie ma szans żebyś spieprzył Czyste kieliszki do szampana są na suszarce, możesz je zaraz postawić przy reszcie nakrycia. Szampan musi być schłodzony, więc nie wyjmuj go aż do finałowej części. Wino powinno mieć temperaturę pokojową, więc zostaw je w spokoju. Ogarniasz?
-Tak...
-Cieszę się. – Włożył kurtkę. – To ja spadam. W razie, czego jestem pod telefonem! – Zabawnie wykręcił komórką młynka, w powietrzu, po czym schował urządzenie do kieszeni. – Trzymaj się!
-Dziękuję Sanji...
-Nie ma, za co. To ja powinienem dziękować, dzięki tobie nie mieszkam pod mostem! – Znów się uśmiechnął. – Powodzenia! I nie dziękuj!
CZYTASZ
Kurs gotowania
FanfictionSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.