Rozdział 4

525 32 3
                                    

Klaus. Kilka godzin wcześniej...

Siedziałem w swojej pracowni. Nie miałem weny już od dawna. Może to przez ciągłe niebezpieczeństwo czające się na naszą rodzinę? Na szczęście nic już jej nie zagrażało. Narazie...
Heyley i Elijah spędzali czas z Hope. Uśmiechnąłem się na myśl o mojej małej córeczce. Jeszcze tyle przed nią. W końcu jest córką króla Nowego Orleanu.
Może namalować Hope? Miałem już wiele jej podobizn. Chociaż jest zbyt ruchliwa do pozowania. Zaśmiałem się. Zrobiłbym wszystko dla mojej dziewczynki, wszystko.
Rozejrzałem się po pracowni. Pokój był w odcieniach szarości. Wypełniały go sztalugi z płótnami, które zdobiły rożne obrazy. Najcześciej mojej rodziny. Coś nowego... Jakieś natchnienie. Popatrzyłem na pokój. Mój wzrok przykuła skrzynia w kącie pracowni. Podszedłem do niej. Tyle wspomnień...
Otworzyłem ją. Stare, dobre Mystic Falls, pomyślałem. Skrzynię wypełniały obrazy namalowane w tym miejscu.
Na wierzchu leżał krajobraz miasteczka. Podniosłem go i ujrzałem niezliczone portrety dziewczyny.
Caroline, to imię zadźwięczało mi w uszach niczym najpiękniejsza melodia. W mojej głowie od razu pojawił się obraz młodej wampirzycy. Te portrety nie mogły oddać w pełni jej piękna. Nawet nie wiedziała, ile ich namalowałem. Wręczyłem jej tylko pierwszy szkic, który narysowałem po balu Esther.

 Pewnie wyrzuciła go tej samej nocy, zaśmiałem się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pewnie wyrzuciła go tej samej nocy, zaśmiałem się. Zacząłem przeglądać jej inne podobizny. Caroline w sukni balowej, Caroline popijającą bourbon, Caroline śpiąca. Podziwiałem je i uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy, wspominałem wszystkie chwile z nią.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak uczucie, którym ją darzę...rzyłem było wielkie.
Myślami pognałem do naszego ostatniego spotkania. Nie wiem, dlaczego odwiedziłem wtedy Mystic Falls. Chyba chciałem chociaż ostatni raz ją zobaczyć. Nie sądziłem, że tak wspaniale się to skończy. W tamtym momencie pokazaliśmy sobie wszystkie uczucia, emocje...
Schowałem obrazy do skrzyni i zamknąłem ją. Postanowiłem się przejść.
Szedłem ulicami Nowego Orleanu. Nie wiedziałem nawet dokąd zmierzam. Po prostu szedłem przed siebie. Zatrzymałem się przed jakimś pubem. Dobre miejsce, pomyślałem i wszedłem do środka. Usiadłem na krześle przy barze.
-Co podać?-zapytał barman. Wyglądał na jakieś 26 lat.
-Bourbon.-odpowiedziałem, nie zastanawiając się. To przypomniało mi o portrecie Caroline popijającej ten trunek. Uśmiechnąłem się smutno.
-Problemy z dziewczyną?-zapytał chłopak. Musiałem wyglądać marnie. I pomysleć, ze to wszystko przez przypomnienie sobie kogoś sprzed kilku lat.
-Można tak powiedzieć.
-Dam ci radę kolego. Zalicz i uciekaj. To najlepszy sposób. Dzięki temu nie ma żadnych problemów z babami.-powiedział to z obojętnością.
Nie wytrzymałem i poderwałem się z krzesła.
-Czy właśnie taki masz stosunek do kobiet?-zapytałem, używając perswazji.
-Tak.
-Posłuchaj mnie uważnie. Już nigdy nie potraktujesz żadnej kobiety przedmiotowo. Rozumiesz?
-Tttak.
-Dobrze. A teraz wracaj do pracy.- chłopak, jakby nigdy nic, zaczął wycierać blat.
Wyszedłem stamtąd szybko. "Zalicz i uciekaj". Słowa barmana dźwięczały mi w uszach. A jeśli w taki właśnie sposób potraktowałem wtedy Caroline? Przespałem się z nią i po prostu odszedłem. Nie. To była obietnica.
Dlaczego otworzyłem tą cholerną skrzynię?! Nie widziałem Caroline od 4 lat i nagle zaprząta mi głowę. Cóż... Dla tysiącletniej, niestarzejącej się hybrydy kilka lat mija niczym jeden dzień. I tak właśnie czułem. Jakbym widział Caroline ostatnio wczoraj. Prawdą jest tez, że myślałem o niej często. Co właśnie robi? Jak się czuje? Czy przygotowuje jakiś bal?-tu się uśmiechnąłem. A potem docierało do mnie, że to nie moja sprawa. Teraz była ze Stefanen. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Czułem się...zazdrosny. Nie, to niemożliwe. Minęło tyle czasu, nie możesz wciąż jej kochać. Ale czy tak było?
-Cześć, Klaus.-odwróciłem się na dźwięk znanego mi głosu.
-Camille.-powiedziałem, kiedy na drodze stanęła mi blond wampirzyca.-Sadziłem, że wyjechałaś.
-Miałam taki zamiar, ale postanowiłam jeszcze przez jakiś czas tu zostać. Uznałam, że będziesz potrzebował jeszcze terapeutki.
Zaśmiałem się.
-Odpowiednia pora.-odrzekłem. Po czym oboje udaliśmy się do posiadłości Mikaelsonów.

~

Moje stosunki z Camille były trochę inne. Teraz byliśmy na etapie znajomych. Przez pewien czas sądziłem, ze darzę ją jakimś uczuciem, ale potem zdałem sobie sprawę, ze to próba zastąpienia przez nią pewnej dziewczyny... Nasza relacja nie była tak dobra, jak kiedyś, ale w tej chwili miałem naprawdę ochotę na wysłuchanie jej rad.

-Niedługo naprawdę zamierzam wyjechać z Nowego Orleanu. To miejsce źle mi się kojarzy.-mówiła Camille.
-Rozumiem twoja decyzję.-powiedziałem, wpatrując się w szklankę z bursztynowym płynem.
Siedzieliśmy w moim salonie i popijaliśmy whisky. W mojej głowie cały czas miałem obraz Caroline. Często o niej myślałem, ale dzisiaj, po otworzeniu skrzynie z Mystic Falls, to już była obsesja.
-Jesteś jakiś nieobecny, Klaus. Mów, co cię trapi?
-Moja droga, co może trapić tysiącletniego wampira?-odpowiedziałem, uśmiechając się.
-Jest wiele takich rzeczy. Może chodzi o Hope?
-Też. Ale pojawiła się...inna sprawa.-zacząłem.-Mam pewien problem. Bardzo chciałbym się z kimś zobaczyć, ale po prostu nie mogę. Ta osoba raczej nie chce mnie widzieć.
-Kto to jest?
-Dobry znajomy, cóż...przyjaciel z dalekich stron.-powiedziałem. Nie chciałem, żeby wampirzyca dowiedziałem się, że chodzi o kobietę. Wiedziałem, że nadal coś do mnie czuje i nie zamierzałem jej ranić.
-Rozmawiałeś z nim? Dzwoniłeś?
-Nie. Sądzę, ze nie będzie chciał ze mną porozmawiać.
-Chociaż spróbuj. Zadzwoń i się przekonaj. Jeśli tego nie zrobisz, możesz stracić go na zawsze, a widzę, ze jest dla ciebie naprawdę ważny.
-Masz rację.-odpowiedziałem.
-Zrób to, jak najszybciej. Ja już uciekam. Do zobaczenia, Klaus.
-Do widzenia, Camille.

Po wyjściu wampirzycy zastanawiałem się, czy to dobry pomysł. Tak, muszę to zrobić.
Chwyciłem telefon. Jeszcze chwile się wahałem. Wykręciłem właściwy numer i czekałem.
-Halo?-gdy usłyszałem jej głos zamarłem, nie wiedziałem, co powiedzieć. Tak bardzo tęskniłem.
-Witaj, Caroline.-tyle udało mi się wydusić z siebie.

Rozdział z dedykacją dla PattySuper :).
Jest jak narazie najdłuższy. W końcu Klaus! Sama się z tego cieszę XD. Myśle, ze się spodoba.

I intend to be your last...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz