Kolejny dzień. Taki sam jak poprzedni. Jednak tym razem w końcu przekonałam się do wzięcia wiecznego pióra w dłoń i rozpoczęcia pisania. Nie wiem, jaki jest czas kalendarzowo, ale temperatura w środku, wskazywała na to, że w najlepsze trwa lato. Tristan i Irina nalegali, żebym zaczęła tę notatkę. Co miałam zrobić. Nie wiedziałam, co dokładnie miałam napisać. Twierdzili, że to tylko pomoże mi pozbierać myśli. Wypadałoby zapewne ją zacząć od przedstawienia siebie. Tak będzie mi łatwiej. Taki pierwszy krok. Moja ręka wciąż jednak drżała. Skóra wydawała się jeszcze bledsza, choć i tak miała barwę bliską kolorowi papieru, z jednej ze Smoczych Wysp. Tego, który leżał koło mnie na biurku. Bicie serca przyspieszało z każdym kolejnym słowem. To uczucie powracało. Jak dawno nie przelewałam myśli na papier... Tych niekończących się pomysłów, po których Crejzi mówiła ze śmiechem, że tylko ja mogłam je wymyślić. W tym momencie jednak jej nie było. Przełknęłam ślinę i odrzuciłam w tył spadający na czoło jasnoniebieski pukiel włosów. Nie byłam pewna, jak wyglądam... Czy te przepastne niebieskie oczy, które służba określała cichcem, jako martwe, rozbłysły jakimś blaskiem? Czy wystąpiły jakieś delikatne rumieńce? Usta leciutko przybrały cień uśmiechu? Podobno byłam naprawdę piękna. Niewiele pamiętałam z przeszłości. Każdy dzień oznaczał kolejny ból głowy. Każdy dzień coraz bardziej zbliżał mnie do szaleństwa. Schudłam kolejny kilogram. Irina twierdziła, że może spokojnie mnie objąć nawet jedną ręką. Nie byłam pewna, skąd brał się ten spadek wagi. Jadłam regularnie. Nie ćwiczyłam. Mięśnie miałam przez to słabe... Nie zniosłyby większego wysiłku. Wzrok zmętniał. Osłabły też moje siły duchowe. Jak mogło do tego dojść? Jednak znów odpływałam myślami, zamiast zacząć ten temat. Bałam się, że nie będę mogła przypomnieć sobie wszystkiego i wymyślę coś. Jednak nie pozostało czasu na strach. Powinnam była zacząć od mojego początku prawda? Jednak nie potrafiłam. Zaczęłam, więc od końca, by zbliżyć się tam, gdzie kiedyś byłam. Do rejonów, w które wolałam się nie zapuszczać. Do miejsc, które odwiedziłam... Do wydarzeń, które przeżyłam... Zwali mnie księżniczką Icy. Księżniczką... Co to za puste słowo. Nie mogłam nic. Nie dali mi nic. Odebrali wszystko. Zostałam obdarta z mojej godności, marzeń, a to wszystko po to, żeby zostać częścią Jej gry. Nie mogłam się uwolnić. Zamknięta w szczerozłotej klateczce każdego dnia rozpoczynałam swój cichy śpiew. Z każdym dniem traciłam swój głos. Z każdym dniem ucieczka wydawała się coraz trudniejsza. Oddalała się szansa, by zakończyć to wszystko. Niebieski kolor mieszał się z wszechobecną wokół żółcią, ale nie tworzył zieleni. To była czerń pustki. Może odejdę jednak od tego tematu... Tylko zatracę się... Pałacyk z wewnątrz był wyjątkowo chłodny i elegancki. Meble stały zawsze w symetrycznym szyku. Wielkie żyrandole zwisające w większości sal, zamiast ocieplać wizerunek sal, dodawały im tylko chłodu. Każde z okien szczelnie zasłonięto. Wszystko było wyjątkowo pozbawione uczuć, z wyjątkiem mojego pokoju. Panował tu bałagan. Nie pozwoliłam żadnej z pokojówek go posprzątać. Walające się po kątach książki i papierki pełne niedokończonych szkiców dziwnych diabelskich stworzeń stwarzały coś, co próbowało udawać klimat. Klimat, który zawierał co prawda szaleństwo, ale też życie. Nie zniosłabym porządku. Dobijałby mnie. Dlatego tu musiało być inaczej. Dostęp dałam tylko Irinie i Tristanowi. Służącego dla mnie rodzeństwu. Dziewczyna była parę lat starsza od brata i zarządzała całym pałacykiem. Wszystkie pokojówki jej słuchały. Lokajów nie było. Jedynymi mężczyznami w tym budynku byli kucharz, o którym tylko słyszałam i właśnie brat dziewczyny. Tris miał się zajmować moją ochroną. Wyglądało na to, że jest w podobnym wieku jak ja. Ta dwójka była tu, jak przeprowadziłam się do Pałacyku Letniego, z samej stolicy. Wyrocznia wytłumaczyła, że to dla mojego bezpieczeństwa. Jednak... Gdy jechaliśmy na miejsce, nie słyszałam żadnych zapowiadanych przez nią odgłosów walk. Dopiero w pewnym etapie dało się słyszeć jakieś krzyki i brzdęk mieczy. Jednak... Wiem od rodzeństwa, że Rebelia raczej nie używała mieczy. Irina powtarzała, mi wciąż jak jakąś modlitwę, że znajdziemy wyjście z tej sytuacji przy pomocy Przedwiecznego. Zwie go też Najwyższym i Jedynym. Jednak wiedziałam, że chodziło o tę samą osobę. Ma wszelkie predyspozycje do tego, żeby została jego kapłanką. Modliła się każdego dnia, była skromna i wyjątkowo inteligentna. Jednak coś ją przywiało tutaj. Wiem, że jest tu z mojego powodu. Kiedyś napomknęła o tym słowem. Niemal białe włosy, które wpadały w delikatny niebieski kolor, sięgały jej aż za ramiona. Zawsze proste i zadbane. Bystrze patrzyła z oczu, w kolorze miodu. Ubierała się w uniform pokojówki. Zawsze mówiła co myśli. Nie obchodziły ją tytuły. Tak jak jej brat ciągle próbowała mi tłumaczyć, że na razie nie ma rebeliantów blisko stolicy Rebelii i tylko chcą, bym się ukryła z dala od świata. To, że prawdziwym wrogiem nie są oni, a Wyrocznia. To, że te wszystkie bóle to jej wina. To, że byłam pionkiem. Czasami im wierzyłam. Czasami nie. Czasami wszystko wydawało mi się złe. Czasami myślałam, że to oni zwariowali. Nie umiałam poskładać myśli, w spójną jedną całość. Nie umiałam.. Dlatego zaczęłam spisywać wszystko. Nie chciałam się pogubić. Nie chciałam już się zastanawiać nad ranem gdzie i kim jestem. Pora bym opisała brata dziewczęcia. Cechował się wysokim wzrostem i siłą większą zarówno ode mnie, jak i od swojej siostry. Swoje długie jasnofioletowe włosy wiązał w kucyka. Był on niewiele krótszy od długości włosów jego siostry. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie uważnie i z troską. Nie wiedziałam, czy powinnam była się z tego powodu cieszyć. Cera ich była dość opalona i gładka. Żadnego piega czy blizny. Jedynie na każdym z policzków mieli po trzy fioletowe tatuaże w kształcie elipsy. Nosy proste, a sylwetki szczupłe. W ten sam sposób marszczyli czoło i wzdychali. Tyle zdążyłam zaobserwować przez te ostatnie miesiące. Wciąż jednak obawiałam się, że mogę ufać tylko sobie. Jedzenie sprawdzałam magią. Spałam krótko. Bałam się niespodziewanego. Wciąż moje myśli krążyły wokół Rebelii i Wyroczni. Gdyby tylko była ze mną Crejzolka. Jednak nie... Wybrałyśmy swoje drogi. Ciekawe co z nią teraz się działo... Zanim mieszkałam tutaj, to żyłam w jednym z paru pałaców w stolicy naszej pięknej Wubelandii. Wyrocznia odwiedzała mnie i zawiadamiała, o tym, co się działo na zewnątrz. Z przestrachem słyszałam o rozlewach krwi z powodu rebeliantów. Ich okrucieństwie i chaosie jaki powodują. O tym, że szkodzą nie tylko Armii, jak i cywilom. Nie chciałam wierzyć, że coraz to nowe osoby przyłączają się do tych bezwzględnych rewolucjonistów. Chyba... Może to, co pamiętam, też jest kłamstwem? Nagle napłynęły wspomnienia. Przy pierwszym spotkaniu Wyrocznia była równie tajemnicza, co teraz. Nie wiedziałam o niej nic. Jednak tego dnia była tam ze mną i twierdziła, że trzeba zaakceptować tę propozycję. Chciała władzy. Chciała mocy. Chciała korony. Chciała mnie zniszczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od autorki:
Jak można się domyślić ten rozdział napisany został z perspektywy Justine. Postać ta jest wersją z innego wymiaru postaci stworzonej przez IcyJus.
Nie chciałam tworzyć nowej książki dlatego jest ono tutaj jako wersja "A". Dziękuję za uwagę.

CZYTASZ
Czerwień i biel wojny
FantasyKiedy zechcą odebrać ci wolność, to nie waż się odpuszczać. Stań do walki i pokaż, jak wiele jest ona warta. To zrozumiało wiele młodych ludzi, którym „wysłanniczka bogów" Wyrocznia chciała narzucić swoją wolę. Nie chcieli żyć w państwie, gdzie ta...