Rozdział 23

438 37 12
                                    

- Z przyjemnością Liliano. - odpowiedziała Pani Kanclerz Page - Musicie... upozorować porwanie Teresy przez poparzeńców, czyli TOPa i Pandę gdy przybędą na umówione miejsce. Resztą zajmą się oni. Wy macie ich poprowadzić na koordynaty, które Wam przesyłam. Następnie kierujcie się do bezpiecznej przystani w oczekiwaniu na dalsze rozkazy. - rzekł hologram. Spojrzałam na Amelię. To wydawało się proste... Ciut za proste. Moja przyjaciółka była tego samego zdania.
- A gdzie jest haczyk? - zapytała.
- ... Macie mnie dziewczynki... - zaczęła Pani Kanclerz - Liliano... Musisz upozorować swoją śmierć... Konkretnie przekroczenie Granicy. - po tych słowach serce mi zamarło. A co jeżeli ja NAPRAWDĘ jestem chora? Nigdy tak o tym nie pomyślałam... Ale testy mówiły... No dobra pożyjemy zobaczymy. Mimo moich zapewnień, testów i argumentów Amelii cały czas tkwiła we mnie panika. Postanowiłam sobie jednak, że zachowam poważny wyraz twarzy, niczym profesjonalista.
- Oczywiście. Ma Pani jakieś szczególe wymagania? - zapytałam. Przecież mam tylko na niby umrzeć.
- Krew, dużo krwi a resztę pozostawię Tobie i Twojej kreatywności. - Powiedziała z uśmiechem PKP - Czekajcie na dalsze rozkazy dziewczynki. - Tym przyjemnym akcentem zakończyła rozmowę. Spojrzałam na Amelię.
- Mocno pokręcone nie? - zapytałam.
- No. - odpowiedziała. Podźwignęłyśmy się z kucek i dołączyłyśmy do reszty. Tam czekało na nas niemiłe powitanie i coś czuję, że będę musiała "oszaleć" trochę wcześniej. Otóż czekała tam na nas Nat, która od razu zaczęła sobie z nas drwić.
- Co tam, pomalowałyście już paznokietki dziewczynki? - zapytała przesłodzonym głosem. Nie mówiąc wiele udało mi się wykrzesać błysk szaleństwa z oczu. Podeszłam do niej i ją spoliczkowałam. Głowa odskoczyła jej w prawo i zszokowana dotknęła prawą ręką czerwonego już policzka. Wtedy doskoczył do nas Minho i przytrzymał mi ręce za plecami. Pani Kanclerz Page musiała wyraźnie widzieć co się dzieje, bo do mojego chipa w mózgu napłynęła siła Iron-Mana. Jedną ręką podniosłam Minho i  rzuciłam nim o najbliższy głaz. Podcięłam nogę Newt'owi, przez co się przewrócił. Teraz do akcji wkraczała Amelia. Rozumiałyśmy się bez słów. Rzuciła się na mnie przewracając mnie, podniosła z ziemi kij leżący obok i przydusiły mi go do szyi. Wyrywałam się i tłukłam pięściami o piasek. Wszyscy (poza Amelią i nieprzytomną Kitty) patrzyli na mnie wstrząśnięci. Groza malująca się na ich twarzach tylko mnie napędzała. Nagle poczułam przeszywający ból. Jęknęłam. Amelia szybko się odsunęła a ja zwinęłam się w kulkę, trzymając ręce za głową i cicho pojękując usłyszałam ledwo słyszalny lecz charakterystyczny szept. Przemawiała do mnie Kanclerz Page. To wszystko część planu. Jak widać PKP może odczytywać moje emocje, bo byłam bardzo wystraszona tym, ze ja NAPRAWDĘ jestem chora. Po tym się uspokoiłam, ale tylko egzystencjalnie, bo przecież jestem "chora". Gdy "trochę mi przeszło" podźwignęłam się do siedzenia po turecku z głową opuszczoną tak, że twarz zasłaniały mi włosy. Nagle poczułam wzrost ciśnienia i znowu ten mroczny szept. To wszystko część planu. Nagle zobaczyłam krew na piasku. Moją krew. Podniosłam trochę głowę tak by streferzy też mogli to zobaczyć. Krew ciekła mi z oczu, nosa, ust i uszu. To musiał być okropny widok bo wszyscy byli bladzi. By dodać dramatyzmu szepnęłam.
- Amelia. Zabij mnie...
- Nie. - odpowiedziała mi przyjaciółka. Opuściłam głowę.
- Zabij mnie zanim stanę się jednym z nich... - powiedziałam.
- Przecież miałaś tak czasami! I - tu przerwał jej załamujący się głos. Gdy w miarę odzyskała  panowanie nad sobą dokończyła roztrzęsionym głosem - I-i-i zaw-zawsze z tego wy-wy-wychodziłaś! - Nagłym odruchem wstałam i wyrwałam Minho pistolet z rąk. Przyłożyłem go sobie szybko do skroni i pozostało mi tylko liczyć na to, że PKP coś zrobi. Gdy już miałam pociągnąć za spust z sercem jak u wróbla, Newt rzucił się na mnie i wyrwał pistolet. Upadliśmy na ziemię. Spojrzałam mu w oczy. Były jak zwykle piękne. Tylko trochę zaczerwienione. O czyli jednak! A jak wygonił mnie na pastwę Buldożerców u boku Nat to był takim twardzielem! Szybko się podźwignął i pomógł mnie po czym po prostu się przytulił. Jakże mi tego brakowało!

Pierścienie OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz