Krótka przed-notka autora :33 CZYTAĆ KONIECZNIE!!!
Słuchajcie, przepraszam was za ostatni rozdział, był pisany, szczerze mówiąc, na siłę. Był beznadziejny, bez ładu, bez składu i innych tego typu rzeczy.
WENO, WOŁAM CIĘ!!! CZY MNIE SŁYSZYSZ!?
Chyba mnie usłyszała, bo właśnie prezentuję wam nowy rozdział.
Według mnie, zdecydowanie lepszy, niż poprzedni.
Jeszcze coś: od tego momentu opowiadanie będzie pisane w narracji pierwszej osoby (dla nie kumających: czyli, że teraz opowiadanie będzie pisane tak: Poszłam, wyszłam, idę itp. z perspektywy każdego bohatera.)
(I dla niecierpliwych: W tym rozdziale pojawi się INNA Lila. Czyli dziewczyna o wyglądzie Lili, tyle, że z innym imieniem, charakterem itd.)
__________________________________________
~*Adrien*~
-Teraz przepiszcie ten wzór chemiczny: 4 Ag + O2= 2 Ag 2O. Proszę uzupełnić na jego podstawie karty pracy, które teraz otrzymacie. Rose, proszę, rozdaj wszystkim zadania. - oznajmiła pani Mendeleiev, omiatając surowym wzrokiem klasę. Blondynka podskoczyła z krzesła i podeszła do nauczycielki odbierając od niej arkusz kartek.
-Cheeemia...- mruknęła za mną Marinette.
Ja tam nie miałem nic do chemii. Choć nauczycielkę mogliby nam zmienić.
Dostałem kartę pracy od Rose wraz z jej uroczym „Proszę!" i uśmiechem.Zerknąłem na kartkę, zanim włożyłem ją do teczki.
-Pff...- fuknąłem. Dziecinada. Ten, kto uczył się przez cały rok, na pewno powinien wszystko umieć. Nagle zdałem sobie sprawę, że to moje „Pff..." Było troszkę zbyt głośne. Cała klasa patrzyła się na mnie. Z wyjątkiem Chloe, która układała sobie włosy i Sabriną, która wpatrywała się w córkę burmistrza.
Rozbrzmiał dzwonek. Powoli odsunąłem krzesło i wyszedłem z klasy. Teraz zaczął się weekend, ale jeszcze nie dla mnie. Musiałem zaczekać w szkole na lekcje szermierki. Sunąłem w stronę szatni niczym cień, nikt nie szedł w moją stronę. Było to dość dziwne, gdyż zawsze jestem otoczony przez tłumy. Było to męczące, ale czułem się jak nie ja, gdyż byłem już przyzwyczajony. Otworzyłem szafkę.
-Już?!Tak szybko...? - usłyszałem znudzony głos Plagga. Moje Kwami przypomniało mi o wczorajszym dniu. Stchórzyłem, znowu stchórzyłem. Mogłem jej powiedzieć. Ale nie. Kolejny raz musiałem gwizdnąć coś głupiego. A zresztą...
Wczoraj,gdy odgoniliśmy te małe tancereczki, Biedronka oznajmiła, że ma pomysł, jak mamy pokonać Gloreenę. Musiałem ją kryć, podczas gdy ona wiązała dziwne supełki na scenie, gdzie tańczyli zaczarowani Paryżanie. Na koniec kazała nam się wycofać.Oburzyłem się trochę, ale gdy wyjaśniła mi plan, przypomniało mi się trochę, jak bardzo ją kocham.
Dzięki Lucky Charm, Ladybug zyskała puszkę kremu czekoladowego. Oplątała opakowanie yoyo, po czym rzuciła nim w balerinę. Podczas gdy Gloreena frustrowała się na plamy czekoladowe na jej tutu, ja dzięki Kotaklizmowi unicestwiłem liny wiązane przez Biedronkę. Po chwili tancerka leżała przytłoczona drewnianą ławką. Po skończonej akcji bąknąłem coś w stylu:
-Wiesz,Biedronko, ja... Może gdzieś wyjdziemy...? - tak, Adrienie. Super. Specjalnie będzie się przemieniać w Ladybug, aby wyjść z tobą do kina.
Popatrzyła na mnie jak na wariata.
-Wiesz co? Myślę, że skończyło by się to z akcentem pejoratywnym. Na mnie już czas! Do zobaczenia! - i pomnknęła gdzieś w dal.
Jaki ja jestem beznadziejny.
Plagg ziewnął przeciągle.
-Zostaw mnie. Chcę spać.
-TY chcesz iść spać. Idziemy do parku. Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
-Dobra,ale nie mieszaj się w żadne zamieszki. Przez ciebie ktoś może zostać zaakumowany, a na razie nie mam ochoty na przemianę.
Prychnąłem.Zamknąłem szafkę i wyszedłem na dziedziniec, gdzie teraz było pełno moich rówieśników.
~*Marinette*~
Uniosłam koszyk wypełniony po brzegi bagietkami. W całej piekarni czuć było słodką woń pieczywa.
Obiecałam mamie, że pomogę jej z dostawą do restauracji. W kosze trzeba było zapakować wypieki po określoną ilość sztuk, przykryć siateczką i wnieść do samochodu zaparkowanego przed domem. Kierowca wychwalał pod niebiosa nasze pieczywo, tata wyrabiał ciasto na kruche ciasteczka z czekoladą na inne zamówienie, a ja z mamą pakowałyśmy bagietki, bułeczki i chlebki razowe.
-To już ostatnia, córciu. Dziękuję ci! - oznajmiła, cmokając mnie w czoło.
-Nie miałaś przypadkiem spotkać się z Alyą, aby razem rozwiązać zadania z chemii? - zawołał tata z drugiego końca pomieszczenia.
Nagle znieruchomiałam, choć powinnam biegnąć już do miejsca.
-Opss...Muszę lecieć! - poderwałam z podłogi mój plecak i wybiegłam z piekarni. Gnałam w stronę parku, spoglądając na wyświetlacz telefonu. Spóźnię się dziesięć minut, więc pomyślałam, że zadzwonię do Alyi, wytłumaczyć jej jak wygląda sytuacja.
Właśnie miałam wyszukać numer telefonu mojej przyjaciółki, gdy nagle usłyszałam krzyk:
-Uważaj...Ouć!!!
Potknęłam się u upadłam na kogoś. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się mroczków przed oczami. Zdałam sobie sprawę, że wciąż na kimś leżę. Podniosłam się szybko i przetrzepałam spodnie.
-Przepraszam!Ja... Strasznie się zagapiłam... - wyjąkałam, patrząc się w kostkę brukową chodnika.
-Nic nie szkodzi. Mi też się tak zdarza. - usłyszałam dziewczęcy głos.
Spojrzałam na nią kątem oka. Nie widziałam jej tu wcześniej, nosiła czerwoną kurtkę, krótkie spodenki i brązowa buty do kostek. Jej kasztanowe włosy spięte były w trzy kitki. Miała zielone oczy.Nie wyglądała na Francuzkę, miała inny akcent.
-Jestem Marinette. - wyciągnęłam do niej rękę.
-Malodie.- odparła z nieśmiałym uśmiechem. - Troszkę się spieszę.
Przegryzłam wargi i splotłam swoje ręce z tyłu.
-Mieszkasz gdzieś tutaj... to znaczy, we Francji?
-Tak...Moja mama jest Włoszką. Wiesz, naprawdę troszkę nie mam czasu. -mruknęła.
Dałam za wygraną i spojrzałam znów w dół. Co ja do jasnej cholery jeszcze tu robię?! Powinnam być już w parku.
-Ach...Więc... Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - westchnęła, po czym szybkim krokiem oddaliła się.
CZYTASZ
Miraculous | Unhappy Love [ZAWIESZONE]
Fanfiction"Miała tę scenę przed oczami, chociaż je zamknęła. Koniec. Nic więcej. Jedno, jedyne słowo, które daje kres wszelkim nadziejom. 'My Lady?', usłyszała, choć to było nie możliwe. Zacisnęła oczy mocniej, oddając się bólowi. Słyszała walkę, świst wiatru...