Dwudziesty pierwszy

2.2K 191 4
                                    

Nim jeszcze nastanie wieczór, drzwi do mojego pokoju otwierają się z hukiem. Jest za wcześnie na kolację. W pomieszczeniu pojawia się Claudine, a gdy widzę osobę która jej towarzyszy, krew w moich żyłach przybiera postać drobinek lodu i sprawia że truchleję.

Dreszcz strachu przebiega po całym moim ciele, a w kącikach oczu pieką łzy. Wcześniej chciałam wstać, lecz teraz czuję, że nogi ugięłyby się pode mną i runęłabym na brzydki dywan.

Merenwen Ravenblack przywlókł tutaj biedną służącą o rudych włosach, ściskając kołnierz jej sukienki. W jego oczach płonie gniew. Jeżeli wcześniej trudno mi było rozszyfrować jego emocje, to teraz mogę czytać z twarzy mężczyzny jak z otwartej książki. Usta wykrzywił w paskudnym grymasie, który pasowałby twarzy mordercy przy wbijaniu sztyletu w ofiarę. Dłoń wolnej ręki zacisnął w pięść, lecz i nawet to nie powstrzymuje wściekłego drżenia.
Merenwen Ravenblack wpadł w furię.

- Co do... - wykrztuszam, ale nie dane jest mi nawet przemyśleć tego, co chcę powiedzieć.

- Gdzie dziś byłaś Amalie? - Zadaje pytanie lodowatym tonem. Wbija we mnie intensywne spojrzenie, jakgdyby chciał prześwidrować mnie wzrokiem, bym nie mogła skłamać. I tak nie skłamię - przecież to nie umknie Merenwenowi.

Strach paraliżuje mnie jeszcze bardziej niż pierwsza jego fala przed chwilą. Nie boję się o siebie, przeczuwam że Merenwen mnie nie zrobi krzywdy. Lecz sposób w jaki trzyma Claudine za kołnierz...

- Nigdzie - podejmuję próbę ratowania sytuacji, starając się, by w moim głosie nie zabrzmiała fałszywa nuta. Trudno jest mi spojrzeć w jego oczy, lecz gdy to w końcu następuje, wkładam wszystkie siły w wytrzymanie morderczej walki o nieodwrócenie wzroku.

- Nie sądzę - Merenwen sięga do kieszeni marynarki i unosi coś w wolnej dłoni. Między jego długimi palcami połyskuje metal, refleksy światła odbijają się w klejnotach osadzonych na samych końcach. Serce w piersi zatrzymuje mi się. Rzeczywiście zgubiłam te głupie spinki. Rzeczywiście wypadły, gdy demon-wybawiciel (brzmi jak najgorszy oksymoron, jaki słyszałam w życiu) pomógł mi, a najpewniej Merenwen je potem znalazł. I od razu się domyślił gdzie dziś byłam. Jasna cholera!

- Wiem że próbujesz mnie okłamać, ale dowodów nie oszukasz. - Unosi szpilkę wyżej. - Usłyszałaś kategoryczny zakaz wychodzenia z pokoju, po czym go zignorowałaś. Nie mogę na takie nieposłuszeństwo przymknąć oka.

Nie wiem co mogę powiedzieć lub zrobić w tej sytuacji. Przeczuwam że po coś Merenwen przyciągnął tu biedną Claudine. Tylko po co? Domyślam się, że muszę uważać na słowa, bo widząc wściekłość mężczyzny i jego dłoń zaciśniętą na kołnierzu sukienki, przechodzi mnie dreszcz. Zupełnie jakbym spacerowała po krawędzi dachu, a jedno nieodpowiednie słowo mogło mnie z niego zrzucić.

- To przecież nie było celowe - mówię, ale ułamek sekundy później mam ochotę ugryźć się w język. Bardzo mocno się ugryźć. Szpile błyskają ostrzegawczo.

- Tak czy siak, było to także zaniedbanie ze strony naszej drogiej Claudine. - Merenwen pochyla się ku kobiecie, jednocześnie ściskając materiał kołnierza, a ta wydaje pojedyńczy, krótki jęk i pozostawia usta lekko rozchylone. Jakby walczyła o oddech. Zaczynam panikować.

- Nieprawda! To była tylko i wyłącznie moja wina. Przysięgam, ja...

- Dość. Amalie, wszyscy musimy ponosić konsekwencje naszych czynów, zapamiętaj to - przerywa mi, a jego głos ma lodowaty ton. Przechodzą mnie ciarki. Jakie konsekwencje?

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz