Zaraz po tym poszłam zawiadomić odpowiednich ludzi, aby Apap zbierała wszystkich i żeby szli do miasta. Niechętnie, aby nie nie tracić czasu, powierzyłam małżeństwu Szpiegów oba mechaniczne skrzydła. Wróciłyśmy do naszych pokoi i wrzuciłyśmy jeszcze parę rzeczy do naszych plecaków. Elizabeth obiecała, że jeszcze dziś nam pomoże, ale nazajutrz musi wyjechać wraz z baronową. Taka była jej rola. Stać przy niej i ją ochraniać. Jednak pokazała, że potrafi wiele zdziałać, mimo swojego wieku. Dziś też miała odpowiadać za ważne zadanie. A mianowicie, jak najnormalniej w świecie dostać się do środka i odłączyć odpowiednie zasilanie prowadzące do bramy. Tylko paręnaście sekund. Tyle miało wystarczyć, żebyśmy wdarły się do środka. Potem niestety przychodzi czas na użycie broni. Zabrałam ze sobą dwie pistolet. Zawiesiłam je przy pasku od spodni. Pierwszy z pistoletów nazywałam „Spes". Mimo swojego wyglądu nie mógł wyrządzić większej krzywdy. Za to był niesłychanie poręczny i łatwo mi się go używało. Drugi... Drugi był na prawdziwe naboje. Miałam nadzieję, że nie będę musiała z niego korzystać. Już przygotowane wyszłyśmy z Sumą z pokoju. Zamknęłam go na klucz i podałam go czarnowłosej. Podszedł do nas Arcymag. Uśmiechnął się i zagadnął do Sumy:
— Dzień doberek pani Kanclerz.
— Och, witam pana Nieroba — odparła przyjaznym tonem. — Jak tam mija dzień?
— Był dobry, ale teraz jest o wiele lepszy. — zmrużył oczy, pokazując przy tym swoje jasne rzęsy. — Tak bym mógł powiedzieć, jeśli tylko bym dostał trochę księżycówki, przy śniadaniu.
Oboje zaczęli chichotać. Podśmiewali się tak, aż do nadejścia Vex oraz Elizabeth. Elfka i blondyn zmierzyli się spojrzeniami. Niczym dwa oceniające się drapieżniki. Wyglądało to trochę komicznie. Różowowłosa spytała się nieprzyjaznym tonem:
— Co on tu robi?
— Idzie z nami — Suma spoważniała, a na jej twarzy pojawiły się oznaki niezadowolenia. — Pomoże nam z jego umiejętnościami.
— Och — mruknęła ta w odpowiedzi, przy tym marszcząc swoją twarzyczkę. — Z pewnością.
— Nie waż się nawet — zaczęła nastolatka, ale zaraz przerwała, bo nie chciała tracić czasu. — Dobra idziemy. Wszyscy gotowi?
— Jestem przekonana, że pierwszy gotowy jest zawsze Arcymag... — odpowiedziała Vex, ale przerwała dogryzanie mężczyźnie, gdy zobaczyła spojrzenie dziewczęcia. — Znaczy tak.
Udaliśmy się więc do wyjścia. Pomachałam pani recepcjonistce i mruknęłam coś o pikniku. Tak czy inaczej, nasza przedziwna drużyna nie była chyba, aż tak widoczna dla władz. Zwłaszcza podczas trwania festiwalu. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. Sprzedawcy otworzyli już swoje stoiska. No poza tymi, którzy oferowali księżycówkę. Ja sama nigdy się nimi nie interesowałam, ale zdarzało mi się widzieć wieczorami w Chors podrygujące do muzyki grajków trzymające kufle dziewczęta. Vex chyba raz była w jakimś klubie, ale twierdziła, że było to wyłącznie w celach szpiegowskich. Suma też z parę razy tam zajrzała. Nie potrafiłam jednoznacznie oszacować jej wieku. W chwilach wściekłości przypominała mi młodą matkę, a z kolei w momentach pełnych radości uczennicę. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie za pozwoleniem poprzedniego dnia weszliśmy do środka. Jednak dziś pozwolenie musieliśmy sobie odpuścić, jeżeli miał udać się nasz plan. Elizabeth ruszyła, by zrobić swoją część roboty. Zachowywała się naturalnie i Strażnik ją wpuścił. Wtedy Arcymag zaczął narzekać, że się nie uda. Zaczął gadać, o tym, że jest zmęczony. Suma delikatnym głosem zwróciła mu uwagę, że może mieć rację i plan się nie powiedzie. Potem zaczęła marnieć w oczach. Chłopakowi zrobiło się najzwyczajniej w świecie głupio. Zaczął przepraszać, że zakwestionował jej plan. Musiałam przyznać, że dziewczyna świetnie sobie poradziła. Wykazywała większą tolerancję dla jego kaprysów i lenistwa. Ponieważ tak naprawdę umiała okręcić go sobie wokół palca, zanim ten się spostrzegł. Celnie potrafiła poznać naturę większości rebeliantów. Ja pragnęłam wolności i zemsty, dlatego wiedziała, że można mi ufać, bo nie chodziło mi o korzyści materialne. Vex miała sentyment do Rebelii, z powodu Dramy, dlatego starała się zachowywać w stosunku do niej tak, by pokazać, że pamięta o niej i chce tego samego. Nie wiem, o co walczył w tej wojnie Arcymag, ale z zachowania dziewczęcia w sukience w kwiatowym wzorze i czarnej kurtce wnioskowałam, że zdążyła go rozpracować. Nie przypuszczałam nawet, jak mogłyby się potoczyć wydarzenia, gdyby nie ona. Splatała nas wszystkich. Vex mogła mieć swoje kontakty, ale nie potrafiła zjednywać sobie ludzi tak dobrze, jak ona i doskonale o tym wiedziała. Rozległ się dźwięk. To był nasz znak. Przyszedł czas. Brama niebezpiecznie szybko się zamykała, aby zagrodzić nam drogę. Jednak byliśmy szybsi niż zabezpieczenia. Mimo wszystko ta nowsza technologia działała na magię, która miała swoje ograniczenia. Strażnik wyłonił się zza muru, jak tylko przekroczyliśmy próg, a wrota głośno się za nami zamknęły. W dłoni trzymał granat, który skierował w stronę Arcymaga. Vex opowiadała mi o broni tego typu. Miała ona mały zasięg, ale sporą siłę rażenia. Czy Suma to przewidziała? Czy wiedziała, że jak uderzy nim w chłopaka, to ten automatycznie eksploduje i nie będzie już po nim nawet śladu? W końcu tak działała nowsza broń. Nastolatka była równie zaskoczona co ja. Jak mogłyśmy nie założyć, że nawet tu mogą trafić się szaleńcy? Mężczyzna był stary, co wnioskowałam z siwizny. Jego twarz wykrzywiał upiorny uśmiech. W blasku jego oczu dostrzegłam okrucieństwo. Dumnie noszony przez niego mundur Armii był w paru miejscach przybrudzony. Czyżby to był on...? Generał Vlad? Gdy na jego boku jego munduru dostrzegłam naszyte „V " utwierdziłam się zupełnie w tym przekonaniu. Człowieka tego widziałam dwa razy w życiu. W pierwszym przypadku było to kilka miesięcy temu na wydartym z gazety czarno-białym zdjęciu jednej z moich koleżanek, a w drugim było to z daleka podczas obserwacji oddziału żołnierzy w Ostrowisku. Był to krótki czas, ale zdawało mi się, że te okrutne i twarde rysy nie wypadną mi już nigdy z pamięci. Podrapał nos, pod którym wyrastały krzaczaste brwi. Był tak pewny siebie. Jak wtedy, gdy go ujrzałam. Tamtego dnia rozstrzelał jedną z rebeliantek, bo nie chciała nas wydać. Wyrocznia dowiedziała się o tym i nie ukarała go, ale kazała schować gdzieś w cieniu, bo bała się reakcji tłumu. Uważałam, że osoby szalone są przeważnie świetne, ale on... On był gorszy od zwierzęcia. Wypuszczony z klatki i żądny krwi... Nie. On nie był człowiekiem ani zwierzęciem. Był po prostu potworem. Musiał wiedzieć jak bardzo potworny jest ten sposób śmierci. Najpierw następował niewyobrażalny ból. Jakby całe ciało rozrywano na cząstki, a potem nic. Po prostu stawałeś się nicością. Parę sekund i znikałeś z tego świata... Nie. Zabijanie nieważne, w jaki sposób było straszne. Dlatego nieistotne było, jak zamierzał go zabić. Po prostu był monstrum. Wtedy padł strzał. Vlad upadł na ziemię i zaczął krzyczeć z bólu. To była Vex. Wyjęła „Nike", której zamontowała tłumik i strzeliła w jego prawą nogę. Nie chciała, by zobaczył jej ruchy i ucierpiał chłopak. Nie wykonała żadnego zbędnego ruchu, aby nie przyciągnąć uwagi żołnierza. Czyli jednak troszczyła się o ludzi, nawet tych, których chciałaby się pozbyć. Podbiegłam do mężczyzny i kopnęłam go w brzuch, gdy próbował wstać. Suma pomogła chłopakowi wstać, bo wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować. Elfka podniosła granat, który wolno potoczył się po ziemi niedaleko Vlada. Generał nadaremno próbował powstrzymać krwawienie. Stwierdził, jednak, że nie miało to sensu i znowu próbował się podnieść. Złapał mnie za nogę, gdy znów chciałam go uderzyć. Nienawiść uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą... Powinnam wyznać całą prawdę. Generał nie zabił jakiejś przypadkowej dziewczyny. Nie. On zabił Marthę. Poczciwą i upartą syrenę, która oddaliła się podczas jednej z misji od nas, bo chciała być taka buntownicza i niezależna. To wtedy została pojmana przez Armię. Działo się to w okolicach bitwy o Lopus. Ten oto mężczyzna nie miał żadnych oporów, że zabija praktycznie dziecko, bo był w takim wieku, że tyle ile miała, było tylko niewielką cząstką jego życia. Nie szukałam go. Nie pragnęłam go znaleźć, ale w tamtym momencie wszystko wróciło. On nie błagał o litość. Nie. On sobie z nas jawnie kpił. Wiedział, że nie chcemy kolejnych ofiar. Był zwyrodnialcem, który nie miał żadnej moralności. Dalej wszystko potoczyło się szybko. Wyjęłam „Concordię". Czyż to nie najbardziej ironiczna z nazw dla broni, która zabija? Vex podarowała mi ją na zakończenie treningu na rebelianta. Była naładowana już od tamtego czasu. Dbałam o nią, mimo tego, że nie zamierzałam jej użyć jeszcze w bliższym czasie. Pociągnęłam za spust i było po wszystkim. Śmiał się ze mnie do ostatniej chwili. Zakończeniem kolejnej z salw śmiechu była śmierć. Potem nie nastąpiła ulga ani spokój. Nie było niczego. Moje serce było wciąż pełne smutku i strachu. Mój pierwszy raz. Spojrzałam w stronę Vex. Jej twarz wykrzywił nieznany mi grymas. Czy to nie tego chciała? Dowodu na to, że jestem częścią Rebelii. Dowodu na to, że dojrzałam. Zamiast tego zobaczyłam w jej oczach niepokój. Jakby zobaczyła coś, czego nie chciała. Jakbym była skażona. Musiałam mieć podobny wyraz twarzy, gdy doszło do tamtego wydarzenia. Teraz znalazłyśmy się w tej samej sytuacji, ale w innych pozycjach. Schowałam pistolet na swoje miejsce. Przypomniałam sobie, co sobie obiecywałam. Naiwnie myślałam, że będę prowadziła czyste życie. Naprawdę byłam teraz skażona. W oczach moich przyjaciół. W oczach Przedwiecznego. Miałam zamiar szlochać, ale Suma stanowczo złapała mnie za ramię i przyciągnęła mnie do siebie. Wymamrotała najbardziej uspokajającym tonem, na jaki mogła się zdobyć:

CZYTASZ
Czerwień i biel wojny
FantasíaKiedy zechcą odebrać ci wolność, to nie waż się odpuszczać. Stań do walki i pokaż, jak wiele jest ona warta. To zrozumiało wiele młodych ludzi, którym „wysłanniczka bogów" Wyrocznia chciała narzucić swoją wolę. Nie chcieli żyć w państwie, gdzie ta...