Prolog

251 16 7
                                    

(Zachęcam do puszczenia sobie piosenki z filmiku podczas czytania. Dobrze pasuje do klimatu.)

***

Była to jesień roku 2006. Październikowy chłód dał chwilę ulgi, a jesienne smutki rozgoniło ciepłe światło dyniowych lamp. Halloween zawsze było tym jedynym wesołym dniem w jesieni...

Siedziałem przy oknie w swoim pokoju opierając się o parapet z głową w rękach i obserwowałem dzieci poprzebierane za przeróżne potwory i dziwaczne kreatury biegające po domach dzwoniąc do każdych drzwi aby powiedzieć jedno zdanie: "Cukierek albo psikus!"

Mi w tym roku nie pozwolili świętować. I tak nie miałem przygotowanego stroju ani nie umówiłem się w grupie z kumplami na "cukierkowanie". Westchnąłem cicho biorąc gryza batonika. Mama zostawiła mi całą miskę słodyczy w ramach rekompensaty. Czułem że dorastam, bo rzeczy jak Halloweenowe cukierkowanie już mnie tak nie bawiły. Przynajmniej miałem cuksy...

Gdy właśnie kończyłem batonika, zobaczyłem na chodniku przed moim domem postać w stroju kotka. Był całkiem uroczy. Kremowe futerko, okrągły puchaty korpusik i długi ogonek sztywno trzymający się w górze i uwieńczony czerwoną kokardką z dzwoneczkiem. Ale co taki kostium ma do halloween? Zaśmiałem się mimowolnie. To pewnie jakaś zagubiona dziewczynka która nic nie wie o tym czym jest tak naprawdę halloween...

Nagle, postać zatrzymała się i dosyć gwałtownie usiadła na krawężniku. Przez chwilę myślałem że może zemdlała. Zerwałem się z miejsca i obserwowałem. Jednak ona tylko skuliła się w miejscu.
Może jej zimno, pomyślałem i zabrałem moją najcieplejszą bluzę i garść słodyczy, po czym zbiegłem po schodach na dół. Zmierzałem do drzwi wyjściowych, gdy nagle z kuchni wychyliła się moja mama. Robiła sobie wieczorną herbatę i usłyszała jak biegam.
-Kellen... Gdzie się wybierasz?-zapytała zmartwiona stając w drzwiach z filiżanką świeżej herbaty. Wyraźnie czułem zapach melissy.
Zatrzymałem się i spojrzałem w jej stronę.
-Spokojnie mamusiu. Idę tylko przed dom. Ktoś mnie potrzebuje.-powiedziałem zaciskając usta w kreskę jak zwykle gdy się na coś uprę.
Zaśmiała się łagodnie.
-Zawsze byłeś taki dobroduszny i troskliwy... Lec, leć... Nie zatrzymuję cię.-powiedziała i upiła łyk herbaty.

Wybiegłem przed dom i usiadłem obok dziecka przebranego za kotka okrywając go swoją bluzą. Zaskoczony obrócił się w moją stronę i nagle odskoczył. Nie była to dziewczyna tak jak myślałem. Był to chłopiec o jasnych włosach w kolorze miodu i pełnych łez, dużych czekoladowych oczach. Jego rumiane, pyzate policzki przecinały strużki łez. Delikatne, malinowe usta chłopca rozchylały się jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa grzęzły mu w gardle. Uśmiechnąłem się do niego by go ośmielić.

-Hej. Jestem Kellen, a ty?-wesoło do niego zagadałem.

-R-Rin...-mruknął wycierając ręką policzki z łez.

-Dlaczego płaczesz?-zapytałem korzystając z tego, że się przede mną otworzył. Jednak pyzaty chłopczyk tylko spuścił głowę i szczelniej otulił się moją bluzą.

-Nie nie nie! Nie zamykaj się! Chcę ci pomóc!-złapałem go za rękę. Gdy zorientowałem się że to zrobiłem lekko się zarumieniłem. Chłopiec spojrzał na mnie cały czerwony.

-D-dobrze... Powiem.-uśmiechnął się delikatnie, tak że wyglądał uroczo jak prawdziwy maleńki kociak. Oparłem głowę na ręce patrząc w jego stronę z zaciekawieniem.

-Moi koledzy wyśmiali mój strój... I zabrali mi cukierki.-jego dolna warga lekko drżała jakby hamował się od płaczu.

-Co to za koledzy?-zmarszczyłem brwi.

All your perfect imperfections | PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz