Słońce świeciło niezasłaniane przez nawet jedną zbłąkaną chmurkę, gdy uczniowie opuścili mury szkoły. Ich miny zdradzały wszechobecną radość. Nic tak dobrze nie wpływało na nastrój młodzieńców jak piątek, a tym bardziej, jeżeli nastąpi po nim aż czterodniowy weekend.
Nagle ze szkoły wyszedł ktoś, kto nie podzielał euforii reszty uczestników. Jego kroki były niepewne, a ręce zaciskały się mocno na materiale kurtki. Był to przeciętnego wzrostu chłopak o pofarbowanych na blond włosach i brązowych oczach ubrany w luźne jeansy i czarną kurtkę. Przez ramię przewieszony miał szkolny plecak. Jego wygląd nie wyróżniał go z tłumu, lecz uwagę mogły zwrócić jego roztargnione, błyskawiczne spojrzenia rzucane praktycznie w każdym kierunku tak, jakby nie chciał na niczym dłużej zatrzymywać wzroku. Ruchy chłopaka pozbawione były płynności i wyluzowania, jakie widoczne były u mijających go młodzieńców. Kilka osób zwracało uwagę na chłopaka i zaczepiało go, lecz gdy tylko wchodził w interakcje z innymi, na jego twarzy pojawiała się pewna siebie maska, która z powodzeniem rozwiewała podejrzenia innych przekonanych, iż tylko im się wydawało, że z chłopakiem cokolwiek było nie tak. Jakże to łatwo nastolatek zwiódł każdego, kto się nim zainteresował...
Po chwili udało mu się opuścić teren szkoły, a swe kroki pokierował ku drodze prowadzącej do przystanku autobusowego. Nie była to bardzo daleka ścieżka, ale blondyn postanowił pójść drogą okrężną. Szybko opuściły go tłumy zmierzających w tym samym kierunku ludzi. Teraz tą drogą szło zaledwie kilka osób.
Nastolatek zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, wziął głęboki wdech, po czym ruszył, nie rozglądając się na boki. Może gdyby to zrobił, uniknąłby tego, co się stało. Może gdyby szedł szybciej albo miał zawiązane buty, nie potrącił by go rozpędzony samochód.
Ale żadne z tych może nigdy się nie sprawdzi.
Gdy chłopak wylądował na ziemi, jednym szybkim ruchem sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął jakiś mały biały przedmiot i zacisnął na nim dłoń. W jego oczach pojawiło się coś na kształt ulgi, ale zaraz po tym zamknęły się, a on sam odpłynął.
Kilka metrów za nim szedł pewien chłopak z równoległej klasy. Widząc całe zdarzenie, zbladł i wyciągając słuchawki z uszu, podbiegł do poszkodowanego. Uklęknął i rozejrzał się za kierowcą samochodu, lecz ten, nie chcąc mieć kłopotów, czym prędzej odjechał.
Chłopiec zawołał jednego przechodnia patrzącego na całą sytuację i kazał mu zadzwonić na pogotowie. Nieznajomy speszył się, ale widząc błagalne spojrzenie proszącego, wyjął telefon i wykręcił numer pogotowia. Oddalił się kawałek, by hałas nie przeszkodził w rozmowie.
Tym czasem chłopak, który poprosił o ten telefon, nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Nie umiał opanować drżenia ciała, nie mówiąc o chaosie, jaki nastał w jego głowie. Był z natury osobą wrażliwą, a nauczyciele nie skarżyli się na brak jego zainteresowania lekcją, więc teoretycznie chłopak wiedział, co ma zrobić. Było to nie raz na edukacji dla bezpieczeństwa... Tylko ułożyć poszkodowanego w pozycji bezpieczniej czy zostawić go tak jak jest? Mógł przecież doznać urazów, które przy każdym poruszeniu mogłyby się pogorszyć.
Chłopakowi świat zawirował przed oczami. Wszystkie informacje w głowie nagle postanowiły się zbuntować i zamiast ułożyć w jedną całość, poplątały się ze sobą. Nagle jedna z nich wybiła się spomiędzy innych. Oddech. Powinien sprawdzić oddech ofiary wypadku.
Pochylił się nad blondynem i udrożnił mu drogi oddechowe. Następnie przyłożył policzek do ust chłopaka, patrząc się na jego klatkę piersiową. Chyba się uniosła raz czy dwa... Ale czy był odpowiedni czas? I czy na pewno mu się nie wydawało? Przysunął bliżej policzek, by móc dokładniej poczuć delikatny oddech kolegi. W duchu zaczął liczyć sekundy. Oddech na szczęście był, lecz urywany i nieregularny.
Wyprostował się i powiedział to przechodniowi, który dzwonił po pomoc. Ten podał tę informację pogotowiu. Po chwili rozmowa się zakończyła, a mężczyzna oznajmił, że mu się spieszy. Chłopak nie był zadowolony, słysząc, że ma zostać z tym wszystkim sam, jednak był całkowicie bezbradny.
Przechodzeń opuścił szybko miejsce wypadku, a młodzieniec usiadł na betonie obok poszkodowanego. Teraz powinien czekać na przyjazd karetki... Tylko czy zauważą ich, gdy będzie siedział? Szybko podniósł się i rozejrzał dookoła. Tak bardzo brakowało mu kogoś, kto by go wspomógł w tej sytuacji. Żadne lekcje nie przygotują na wstrząs, który następuje, gdy jest się świadkiem wypadku. A pomyśleć, że jeszcze chwilę temu wychodził ze szkoły w pełni zadowolony z życia.
Czemu tej karetki jeszcze nie ma? Przecież minęło już co najmniej dziesięć minut.
Chłopak spojrzał na zegarek.
A co, jeśli się zgubili? Albo pomylili adresy? Musiałby wtedy czekać tam bez końca z poszkodowanym... Na samą myśl o tym zerknął na zemdlonego chłopaka. Chyba powinien zrobić coś więcej...
Ledwo się pochylił, a już usłyszał w oddali sygnał zwiastujący przybycie oczekiwanych służb. Poderwał się i zaczął gorączkowo się rozglądać. Po kilkunastu minutach nadjechał ambulans. Chłopak prawie zemdlał przez ulgę, jaką odczuł, gdy ich zobaczył. Wreszcie ofiarą zajmie się ktoś, kto umie w takich chwilach jasno myśleć, a struktury postępowania ma tak wyćwiczone, że mógłby ją robić prawie że przez sen.
Pomachał na przejeżdżającą karetkę, a kierowca widząc to, skierował się w ich stronę. Pojazd zatrzymał się tuż obok, a niego wysiadło dwóch mężczyzn. Szybko przejęli akcję, zwalniając nastolatka z ogromnej odpowiedzialności, jaką został obarczony. Przez stres z tym związany zbladł tak bardzo, że jeden z funkcjonariuszy zaproponował mu, by pojechał do szpitala razem z nimi. Chłopak stanowczo odmówił. Jeszcze tylko tego brakowało, by znalazł się w szpitalu bez powodu. On tylko się zestresował całą tą sytuacją.
Mężczyźni, nie chcąc tracić czasu, nie próbowali go dłużej namawiać. Wzięli na nosze poszkodowanego i wsiedli do ambulansu, ale gdy wchodzili do środka, uścisk ręki nieprzytomnego chłopaka rozluźnił się i trzymany przez niego przedmiot wyślizgnął mu się z dłoni. Dimitry zauważył to i podniósł, ale gdy zorientował się, że to zwykła zgnieciona kartka, zrezygnował z zawracania tym głowy funkcjonariuszom karetki. Ta zamknęła drzwi i odjechała, zostawiając roztrzęsionego chłopaka samego. Nastolatek stał jeszcze chwilę bez ruchu, a następnie ruszył w kierunku swojego domu i o mało co nie wyrzucił papierowej kulki. Lecz coś — Przeczucie? — podkusiło go, by tego nie robił.
Dziękuję za przeczytanie pierwszego rozdziału. Niestety nie wiem jeszcze kiedy, lecz niedługo powinien się pojawić następny. Bardzo dziękuję Saakana za sprawdzenie moich wypocin, którymi ostatnio dość często ją bombarduje XP

CZYTASZ
Powiedz mu...
Fiksi RemajaPewnego dnia Dimitry wracając ze szkoły był świadkiem pewnego wypadku. Samochód potrącił jego kolegę ze szkoły, którego znał z widzenia. To na Dimiego przypada obowiązek pierwszej pomocy i powiadomienia pogotowia, bo kierowca wozu uciekł z miejsca z...