Chapter 11

77 10 0
                                    

- Marion? - usłyszałam nad uchem.

Uchyliłam powoli powieki żeby zobaczyć kto postanowił mnie obudzić. Przetarłam oczy piąstkami i zobaczyłam ciocię.

- Tak? - wychrypiałam przez zaciśnięte gardło.

- Muszę wyjechać w sprawach służbowych. Nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Poradzisz sobie prawda? - skinęłam potwierdzająco. - Pod wieczór przeleję ci pieniądze na konto. Uważaj na siebie. Do zobaczenia.

Mruknęłam cicho pożegnanie pod nosem i usiadłam na łóżku. Strasznie bolała mnie głowa, miałam zatkany nos i dokuczał mi potworny ból gardła. Jednym słowem dopadło mnie przeziębienie. Świetnie.

Wstałam powoli z łóżka i przytrzymałam się jego ramy kiedy zakręciło mi się w głowie. Przyłożyłam dłoń do rozgrzanego czoła i westchnęłam zrezygnowana. Wygląda na to, że mam gorączkę. Narzuciłam na ramiona szlafrok i podreptałam do łazienki. Wykonałam konieczne czynności o przeszłam do kuchni by wstawić wodę na herbatę. Kichnęłam a moje oczy zaszły łzami. Zawsze jak jestem chora to łzawią mi oczy i ludzie myślą, że płaczę.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerknęłam na zegarek. Wskazówki ukazywały godzinę 7:30. To pewnie Brian. Krzyknęłam, że otwarte i po chwili w kuchni pojawił się szatyn.

- Marion, ty płaczesz? - podszedł do mnie zmartwiony i objął moją twarz dłońmi.

- Nie. Przeziębiłam się. - i jak na zawołanie kichnęłam. 

Ciemnooki przyłożył mi dłoń do czoła i zmarszczył brwi zaniepokojony.

- Masz gorączkę. - ależ odkrywcze. - Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął do salonu.

Chłopak ułożył mnie na sofie i opatulił kocem po samą szyję. Następnie wrócił, a po kilku minutach wrócił z kubkiem parującej herbaty, jakimiś lekami i szklanką wody. Najpierw podał mi syrop na zbicie gorączki, a później tabletki na gardło.

- Powinnaś coś zjeść. - powiedział patrząc na mnie uważnie.

- Ty powinieneś być w szkole. - mruknęłam grzejąc dłonie na gorącym kubku.

- Nie wygłupiaj się. - burknął zły. - Jesteś chora, a ja nie pierwszy raz zwiałem z lekcji. Zrobię ci kanapki. I nie chce słyszeć nic o tym, że nie jesteś głodna.

*

Leżałam w salonie na kanapie po uszy przykryta już nie jednym a dwoma kocami z nogami na kolanach Briana. Oglądaliśmy kolejny odcinek Supernatural i mimo, że darzę tą produkcją szczerą sympatią to teraz nie miałam ani siły ani ochoty nic oglądać. Chłopak chyba to zauważył bo wyłączył telewizor i wziął mnie na ręce. Nie miałam siły protestować a faktem było to, że niezwykle dobrze czułam się w jego ramionach. 

Ciemnooki wniósł mnie na drugi poziom mojego pokoju i ułożył na łóżku szczelnie przykrywając kołdrą.

- Będę się już zbierał mała. - oznajmił kucając przy mojej twarzy. - Ale przyjadę na wieczór zobaczyć jak się czujesz i sprawdzić czy wzięłaś leki. Odpoczywaj i najlepiej nie wychodź z łóżka.

- Mhm. - mruknęłam otępiała.

- Do zobaczenia. - uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło.

Wysiliłam się na słaby uśmiech i zamknęłam oczy. Chłopak opuścił mój pokój a następnie mieszkanie. Zmęczona chorobą zanurzyłam się głębiej w ciepłej pierzynie i zasnęłam.

Brian P.O.V. 

Wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem do domu. Byłem przygnębiony chorobą Marion. Wyglądała naprawdę słabo i ciężko było mi ją zostawiać, ale musiałem wracać.

Od dłuższego czasu szatynka nieprzerwanie zajmowała moje myśli. Prawda była taka, że spodobała mi się już na początku. Jej duże oczy, drobny nosek i rumiane policzki. Coś mnie do niej ciągnęło. Chyba ta jej niewinność i skrytość. Tak. Dziewczyna jest bardzo skryta. Niewiele o sobie mówi, ale wiem, że i tak bardzo się dla mnie otworzyła. Jest weselsza niż z początku, przytyła i nabrała zdrowych, kobiecych kształtów i nie jest już tak bardzo wycofana jak dawniej. 

Nie podobała mi się tylko fizycznie. Strasznie kręciło mnie to, że sam muszę ją odkrywać. Choć nie powiem, martwiło mnie, że boi się wracać do przeszłości. Nie chce mówić o tym co się stało zanim przeprowadziła się do Londynu. Tak na dobrą sprawę to nawet nie wiem czy mieszka z kimś czy sama. Zawsze gdy u niej byłem, oprócz niej nikogo nie było w mieszkaniu.

Miałem dziwne wrażenie, że mimo naszej przyjaźni ona stara się zachować dystans. Jakby bała się, że między nami może być coś więcej. A prawda była tak, że bardzo chciałem, aby między nami było coś więcej.

Nie jednokrotnie próbowałem się do niej bardziej zbliżyć, pocałować. Ona jednak za każdym razem sprytnie mi się wymykała. Zastanawiało mnie co takiego musiało się stać w przeszłości dziewczyny, że tak bardzo zamknęła się na ludzi. Tak jakby... bała się uczucia silniejszego niż przyjaźń.

Zależy mi na niej. Bardzo. Boję się jednak, że jeśli zbyt wyraźnie to okażę to ona ucieknie. Chodzi za mną nieodparte wrażenie, że dziewczyna chowa się wraz ze zmniejszeniem dystansu. Może ktoś ją kiedyś skrzywdził?

Jeśli myśli, ze zwiększając dystans zniechęci mnie do siebie to się grubo myli. Będę się o nią starał i dotrę do niej. 

I nawet jeśli tysiące mil przed sobą mam, będę za tobą biegł. Każdy sposób wypróbuje byle tylko działał. Wszystkie drogi przemierzę byle tylko do ciebie mnie zaprowadziły. Postaw mi drogowskaz, jeden mały znak. Niechaj wieczność to będzie dość by do ciebie dojść, by przy tobie być.

###

Krótki, ale jest ;) Ktoś coś? Jakaś opinia? :D 

Miłej nocy miśki :*

Żyję Cicho KrwawiącOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz