Mając dodatkowe (warunkowe) zajęcia dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy.
Pierwszym, co mnie nie tyle zaskoczyło, a raczej ocuciło z błogiego stanu zapomnienia, był fakt, że doktoranci mają imiona i nazwiska.
Mówię serio.Jedne z retake'ów miałam właśnie z doktorantem. I muszę przyznać, że były to jedne z najlepszych zajęć na jakie miałam przyjemność uczęszczać.
Fakt, że Pan był przystojny, młody i wyluzowany był oczywiście dodatkowym atutem, ale nie o to tu chodzi.Nadal nie rozumiem jak to sie stało, że przez okres mojej nauki na studiach ANI razu nie zwróciłam na niego uwagi.
A doktoranci to nadal studenci!
Nawet nie wiecie ile oni rozumieją. Znają wszystkie nasze trudy.I stąd dochodzimy do kolejnej kwesti, a mianowicie tego jak uczą.
Czy macie czasami wrażenie, że to co mówią prowadzący to czarna magia i nie jesteście w stanie tego opanować? Tak, też tak mam. I oni też, dlatego z chęcią dzielą się z nami swoimi sekretami i tajnikami nauki.
Zdarza się, że znają jakąś inną, o wiele łatwiejszą technikę albo wyjaśnią te zakręcone rzeczy w taki sposób, że nawet najbardziej odporny na wiedzę student to zrozumie.I nareszcie, doktoranci naprawdę są pomocni. Poza dzieleniem się sposobami nauki, polecają książki i podręczniki z jakich można się uczyć, a nie są wykorzystywane na zajęciach.
A to duży plus. Like srsly. Nie wszystkie książki używane przez prowadzących są w stanie przekazać nam wiedzę, a w niektórych jest za mało praktyki. W takich sytuacjach lepiej zasięgnąć po coś nowego.Dlatego drodzy studenci, pamiętajcie, żeby zawsze doceniać i szanować doktorantów, bo kto jak nie oni was zrozumie? Może jeśli będziecie dość mili to nawet wam pomogą.
YOU ARE READING
Ja student. W drodze po licencjat.
General FictionKilkanaście prawd o studiach, których nie zrozumiesz, póki tego nie przeżyjesz. Lub Życie studenta z jego wzlotami i upadkami.