Rozdział 18

7.4K 525 33
                                    

Po tym czego byliśmy świadkami Brutal dość jednoznacznie zawarczał w naszym kierunku. John zbladł ze strachu słysząc przeraźliwy dźwięk wydobywający się z pyska mojego kochanego pieska, który wyraźnie miał do nas za złe, że psujemy mu atmosferę. Może pupile nas kochały, ale przeszkadzając im w takim momencie ryzykowaliśmy pożarcia żywcem. W geście paniki skierowaliśmy się w stronę najbliższych drzwi. Gdy weszliśmy okazało się to być dość małe, skromnie urządzone biuro. Dosłownie z dziesięć metrów kwadratowych powierzchni, w tym ponad połowę zajmowało ogromne biurko i regał z książkami. Ostatnim meblem w tym pomieszczeniu była dość wąska sofa, na której w dość niezręcznej atmosferze siedzieliśmy ściśnięci, już prawie pół godziny, słuchając jęków, pisków, szczeknięć i dźwięków( których wolałam nie interpretować) psów. Przez pierwsze dziesięć minut próbowałam wraz z Sethem żartować jakoś z zaistniałej sytuacji, ale z każdą chwilą to co słyszeliśmy, skutecznie czyniło rozmowę zbyt krępującą by dalej ją prowadzić. Nawet John zamilkł. Teraz cała nasz trójka siedziała ściśnięta z ogromnymi rumieńcami na twarzach w kompletnej ciszy. Oj, na pewno nie tak wyobrażałam sobie to spotkanie z Sethem.

-Na cycki sukuba, kiedy oni wreszcie skończą? - Szepnął zrozpaczonym głosem John. Dobre pytanie...

-Skąd mam to wiedzieć, pierwszy raz mam do czynienia z dwoma zmutowanymi psami. -Odpowiedział Seth patrząc pusto na ścianę.

-Może oni zaraz skończą... - W moim głosie słychać było nutkę nadziei pogrzebaną w odmętach rezygnacji.

-Mówiłaś tak już dwadzieścia minut temu. - Mówiąc to białooki splótł nasze dłonie chcąc dodać mi lub samemu sobie otuchy.

-Nie wytrzymam tego dłużej! - Żniwiarz zerwał się na równe nogi i w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach. Był tam tak szybko jakby się teleportował... Zaraz, zaraz... Seth umie się teleportować! Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej. W jednej chwili usłyszałam wściekły ryk, a John cały osmolony wrócił do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

-Co za glurbak sprawił, że któraś z tych kreatur zieje ogniem. - Wrzasnął wściekły. Nieśmiało podniosłam ręką do góry z bardzo głupim uśmieszkiem na twarzy. Na co żniwiarz chciał się na mnie rzucić, ale powstrzymały go silne ramiona mojego cudownego upadłego anioła. Seth z mordem w oczach patrzył jak białowłosy próbuje złapać powietrze.

-Seth... - Zaczęłam łagodnie kładąc delikatnie dłoń na barku mojego pirata, który odrobinę poluzował uchwyt. - Chyba mam pomysł ja się z tąd 2wydostać. - Słysząc moje słowa całkowicie puścił Johna, który od razu osunął się na ziemię.

-Jaki? - Szepnął z nadzieją w głosie Seth.

-Z tego co dobrze pamiętam potrafisz się teleportować... - Zaczęłam nieśmiało.

-Owszem, ale nie po pod ziemiach... - Zmierzwił dłonią włosy jakby był zawstydzony ograniczeniami swojej mocy.

-Ale chyba spokojnie możesz się teleportować do mnie? - Mój towarzysz zamyślił się na chwilę.

-A twoje rodzeństwo? Chyba na pewno mnie nie lubią.... - Widziałam jak oczy mojego cud chłopca pociemniały smutkiem. Tak nie może pozostać. Jak się smuci nie ma tych przeuroczych dołeczków w policzkach, które tak uwielbiam.

-Nie martw się. - Powiedziałam pogodnie. - Może nie zawsze się zgadzamy, ale ostatecznie zawsze akceptują moje wybory. - Mój kochany pirat się rozweselił, a w jego ślicznych, jasnych oczach znów pojawiły się psotne iskierki. Szybko pokonał dzielącą nas odległość i oplatając mnie ramionami szepnął:

-Wyobraź sobie pokój, do którego mamy się przenieść. - Przed oczami od razu stanęła mi moja komnata. Na każdej znajdującej się w niej półce stały książki. W prawym rogu wisiał ogromny pluszowy smok z niebieską peruką na głowie. Ściany pyły pokryte zdjęciami i rysunkami, a obok mojego łóżka z baldachimem leżało legowisko Brutala. Gdy poczułam jak moje ciało ogarnia niesamowita lekkość usłyszałam jeszcze strzępki rozmowy.

-Chyba mnie tu nie zostawisz?

-Jakbyś nie wyskoczył z łapami do mojej piratki na pewno bym tego nie zrobił. - A po tych słowach otoczyła mnie ciemność.

***

-Chyba jesteśmy, możesz otworzyć oczy. - Szepnąłem do ucha mojej piratki. Shannon powoli podniosła swoje powieki, a mi ukazał się widok jej ślicznych niebieskich tęczówek. Dziewczyna zauważając, że nadal obejmuje mnie w pasie spłonęła rozkosznym rumieńcem, jednocześnie starając się wyplątać z mojego uścisku. Cofnęła się o dwa kroki i omiotła spojrzeniem swój pokój.

-Dzięki ci, matko wiosno, że coś mnie tchnęło by tu posprzątać. - Westchnęła z ulgą, a ja cicho zachichotałem.

-A ty co się tak śmiejesz szczurze lądowy? - Powiedziała z udawaną złością, wyglądając przy tym nadzwyczaj cudownie. - Nie spodziewałam się dziś tutaj gości. - Na jej słowa stanąłem na baczność i zasalutowałem.

-Tak jest kapitanie! W pełni rozumiem motywy! - Oboje wy buchnęliśmy śmiechem.

-Usiądź może kamracie, a ja pójdę po herbatę. - Powiedziała kierując się do wyjścia. - Mam nadzieję, że tym razem nie pojawią się nieprzewidziane okoliczności. - Zachichotała zamykając za sobą drzwi.

Powoli opadłem na jej różowe łóżko z baldachimem. W momencie gdy to zrobiłem moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi przeróżne wizje jak moja piratka mogłaby wyglądać między tymi pierzynami. Gdy uświadomiłem sobie, że moje myśli schodzą na niepożądane, aczkolwiek ciekawe tory z pośpiechem wstałem z łóżka. Próbując zająć mój mózg czymkolwiek innym zacząłem rozglądać się po pokoju. Uwagę przykuł dopiero smok w peruce. Na moją twarz mimowolnie wypłynął uśmiech na ten widok. Kierowany głupim impulsem założyłem niebieską perukę. Gdy tylko to zrobiłem usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Przekonany, że to Shannon odwróciłem się w tamtym kierunku.

-I jak wyglądam... - Powiedziałem zanim zorientowałem się, że to wcale nie moja piratka.

-Jak na śmierć to niezbyt adekwatnie. - Usłyszałem oschły ton jasnowłosej siostry Shannon. Sparaliżowany nie wiedziałem co odpowiedzieć. - Ale mniejsza z tym, nie przyszłam tu podziwiać twojego wątpliwego zmysłu mody. - Z jej wypowiedzi całkiem mocno powiało chłodem.

-Więc po co tu przyszłaś? - Spytałem nie koniecznie chcąc znać odpowiedź.

-Szczerze porozmawiać. - Jej ton sprawił, że po plecach przeszły mnie ciarki. - Co ty tak właściwie robisz? - Zapytała nie licząc na odpowiedź. - Jesteś rozsądnym człowiekiem więc pomyśl. Shannon mimo swojego optymistycznego podejścia do życia jest władczynią. Od jej wyborów zależą losy całej planety. Jak doskonale pewnie wiesz mamy ostatnio napiętą sytuację polityczną, co zmusza moją siostrę do zamążpójścia, a ty w pełni egoistycznie zmarnowałeś jej już dwa bale i z tego co widzę chcesz jej zmarnować trzeci. Jesteś Śmiercią, więc ślub Shannon z tobą nie wchodzi w grę. Swoim działaniem pozbawiasz ją szansy wyboru osoby, z którą będzie musiała spędzić całe życie. - Chciałem zaprzeczyć jej słowom, ale nie znalazłem w nich ani jednego kłamstwa. - Więc jeżeli chociaż odrobinę ci na niej zależy odejdziesz i dasz jej święty spokój. - Elizabeth skończyła swoją wypowiedź wychodząc z pokoju. Czułem jak pęka mi serce. Swoim egoizmem krzywdzę Shannon. Krzywdzę moją Shannon. Co ja sobie myślałem? Że mnie pokocha? Że już zawsze będzie ze mną? Że zamieszka w podziemiach. Bez chwili zastanowienia przeniosłem się do mojego królestwa. Wylądowałem przy jedynym rosnącym tam drzewie. Drzewie, które ona mi dała... Upadłem na kolana i pozwoliłem, żeby po moim policzkach zaczęły płynąć łzy.

***

Niosąc herbatę weszłam do pokoju.

-Piracie już jestem! - Zawołałam radośnie, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Rozejrzałam się dookoła. Dziwne nikogo nie było. Odstawiłam tacę na szafkę nocną. Może poszedł do ogrodu? Mówił, że jest piękny. Na pewno tam jest. Wybiegłam z zamku szukając wzrokiem Setha.

-Kochanie jesteś tutaj?! - Zanim jeszcze skończyłam mówić poczułam igłę wbijającą się w moją szyję.

-Tak, jestem tutaj. - Usłyszałam odpływając w niebyt.

Być życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz