Chapter 12

92 10 2
                                    

Dwa tygodnie 

Chryste kobieto jaka ty jesteś porąbana, wyrzucała mi moja podświadomość. Miałam już jej dość. Nawet mój własny umysł nie chciał ze mną współpracować, a ja miałam ochotę wyjść z siebie i samej sobie dać w twarz. No bo to wcale nie było tak, że ma racje. I to absolutnie nie jest związane z tym, że już drugi dzień uciekam przed Brianem jak przed jakimś mordercą. Oczywiście to tylko głupie wymysły. A tak naprawdę to smutna rzeczywistość o mnie. No bo to takie normalne, że uciekam przed przyjacielem w którym boje się zakochać. Bo jak się zakocham to stanie się coś złego, wszystko znowu się posypie i znowu będę w ciemnej dupie. Stop! 

Do jasnej meksykańskiej już sama nic nie rozumiem z tego bełkotu.

Powoli Marion. Wszystko jest dobrze. Jeszcze tylko jedna lekcja i spokojnie wrócisz do domu, w którym jak zwykle się zaszyjesz i będziesz udawać, że cię nie ma... tak jak wczoraj... i przed wczoraj... i jeszcze kilka dni wstecz.

Ech... co ze mną jest nie tak? Wszystko? Bardzo możliwe.

Co ja teraz mam? A tak! Geografia.

Spokojnym krokiem przemierzyłam korytarz pełen uczniów z różnych klas i podeszłam do swojej szafki. Wyciągnęłam z niej materiały na lekcję i zatrzasnęłam drzwiczki.

Odwróciłam się w prawo aby udać się do klasy, Matt? Okej, no to w lewo. Dean. Za mną? Colton z Jasperem. Chyba nie czaję...

- Yyy... hej chłopaki. - przywitałam się cicho i cofnęłam się w tył zderzając z metalową szafką.

Dlaczego oni się tak dziwnie na mnie patrzą? Powinnam się bać? A może już zacznę uciekać.

- O co chodzi? - zapytał Matt.

- A-ale, że z czym? - nie wiedziałam do czego pije. 

Colton z Jasperem przewrócili równocześnie oczami i posłali mi wymowne spojrzenie.

- Czemu uciekasz Brianowi? - zapytał Dean. 

- Co robię? - ciekawe czy łatwo da się ich okłamać.

- Oj no nie udawaj, wiesz o co chodzi i nie ściemniaj tylko gadaj po ludzku. - kurczę. 

Chyba ich jednak nie oszukam. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się nerwowo palcami.

- Ej no Marion, o co chodzi? - Matt uniósł dwoma palcami mój podbródek i zmarszczył brwi. 

Zachowywał dystans za co byłam mu naprawdę wdzięczna.

- O nic. - wymamrotałam i usłyszałam dzwonek na lekcję. - Sorki muszę iść na lekcję. - na powrót spuściłam głowę i wyminęłam chłopców.

Wchodząc do klasy zauważyłam tylko kontem oka idącego Briana. Zajęłam swoje miejsce i przez następne czterdzieści pięć czułam za sobą palący wzrok ciemnookiego.

*

Kiedy dzwonek obwieścił koniec zajęć, wręcz wybiegłam z klasy. To nie tak, że unikam Briana... no chociaż może trochę tak robię, ale... inaczej po prostu nie umiem. Wiem, że to głupie i dziecinne, ale na ten moment nie widzę lepszego rozwiązania.

Już miałam opuścić teren szkoły, gdy poczułam uścisk na nadgarstku, a następnie zostałam przyciągnięta do czyjegoś twardego torsu.

- Dlaczego to robisz? - zapytał w moje w włosy, a jego głos był tak smutny, że aż poczułam się winna.

- Ja... - urwałam.

- Nieważne. - westchnął. - Jedziemy? - zapytał, a jego oczy niemo wyrażały pytanie.

Żyję Cicho KrwawiącOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz