Rozdział 26

6.4K 333 3
                                    

Siedziałam w salonie, w swoim rodzinnym domu. Obok mnie na kanapie z filiżanką herbaty w ręku siedziała mama, która mówiła coś o zakupach na których była parę dni temu. Nie  za bardzo przywiązywałam wagę do tego co mówi w głowie wciąż widziałam obraz Justina i tej lafiryndy. Mój ojciec zajmował drugą kanapę i oglądał jakiś film akcji jednocześnie próbując dyskretnie się mi przypatrywać założę się, że on coś wyniuchał. Zawsze miał jakiś dar wyczucia jakiegoś podstępu albo kłopotów. Dobrym przykładem jest sytuacja kiedy miałam szesnaście lat i uciekałam przed policją, nie będę się zagłębiać w szczegóły tej historii. Kiedy wróciłam do domu było późno a rodzice już spali więc nie musiałam maskować lekkiego przerażenia i adrenaliny. Mimo to, następnego ranka podczas śniadania ojciec od razu wiedział,że coś jest nie tak. Ja nie wytrzymałam długo i przyznałam się do mojej małej przygody, zaskakującym faktem było wtedy to, że zamiast dostać długie i głośne kazanie i co najmniej miesięczną karę on się wtedy tylko zaśmiał co równało się z oburzeniem mojej matki. Ona w przeciwieństwie do taty prawie dostała zawału słysząc jak przeskakiwałam przez ogrodzenia przypadkowych domów. Wracając, czułam się źle a maskowanie zmęczenia i mojego bólu wewnętrznego było coraz bardziej trudne. W momencie kiedy mama opowiadała o nowej czarnej torebce od channel zadzwonił dzwonek do drzwi. Dosłownie po minucie w pomieszczeniu zjawił się uśmiechnięty tata oraz nie kto inny niż Justin.  Ciekawe co on tu robi? Ach już wiem! Jest prawie dwudziesta trzecia a mnie nie ma w domu, w dodatku jestem w ciąży, która zapewni mi przyszłość. Cała złość, oburzenie i smutek wróciły w chwili kiedy uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł i pocałował mnie w policzek oznajmiając, że zabiera mnie do domu. Miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek krzesłem. Pożegnaliśmy się z moimi rodzicami po czym wspólnie odjechaliśmy w stronę naszego 'rodzinnego gniazdka'.

- Mogłaś chociaż napisać, że będziesz u rodziców albo chociaż odbierać- rzucił przyciszając radio, które włączyłam- Martwiłem się- prychnęłam na jego słowa na co zmarszczył brwi. 

- Nie potrzebnie się martwiłeś- odpowiedziałam siląc się na normalny ton głosu- Jestem dorosła i nie potrzebuję opiekunki.

- Coś się stało?- zapytał

- Ty się stałeś- rzuciłam bez przemyślenia swoich słów

- Aaa, rozumiem! Humorki- uśmiechnął się pod nosem puszczając mi oczko, zrezygnowana pokiwałam głową na boki.

- Nic nie rozumiesz- z powrotem pogłośniłam radio nie chcąc dłużej z nim rozmawiać. Akurat leciałam piosenka Adele, którą naprawdę lubiłam i mogłam w spokoju jej posłuchać. Jadnak kiedy się skończyła z powrotem usłyszałam jego głos. 

- Co ty na to abyśmy jutro albo pojutrze pojechali kupić farbę i tapetę do pokoiku naszego dziecka?

- Och nie musisz tego robić- rzuciłam przesłodzonym tonem zauważając, że wjeżdżamy już na nasz podjazd.- Założę się, że masz dużo ciekawsze rzeczy do roboty, wiesz nadmiar pracy i teak dalej. Sama dam sobie radę, zresztą jak zwykle- wysiadłam z auta trzaskając drzwiami. Miałam go dość, był tak zakłamanym dupkiem! Ale to i tak nie zmienia tego, ze go kocham. 



Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Powinnam ten rozdział dodać już dawno ale przez naukę kompletnie nie mogłam znaleźć chili dla siebie. Przepraszam postaram się dodać jeszcze jeden w ten weeekend! Powoli zbliżamy się ku końcowi :( Dziękuję Wam, że w ogóle czytacie to opowiadanie :) ♥♥♥

Udawany związekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz