25

515 69 14
                                    

Nie zadzwoniłem.

Ostatnie dni były...trudne. To żałosne, że kilka słów człowieka, którego kiedyś nienawidziłem, tak wywróciło moim życiem.

,,Kiedyś nienawidziłem"...a co czuję do niego teraz?

Chyba na razie nie jestem gotów na to, by o tym myśleć. Może życie na zewnątrz się toczyło i zdawało się, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku, ale właśnie ten ,,porządek" niszczył cały mój układ. Może alternatywny świat był pełen zła, niebezpieczny. Lecz chciałem do niego wrócić. Tam mogłem być sobą, nie dbać o zdanie innych. Tam mogłem zrozumieć, że nie wszystko jest tak, jak z początku mi się wydawało.
A przede wszystkim...mogłem mieć Adrien'a.

Przekląłem. Przecież nie cały świat się jego tyczył, nie wszystko musiałem mu podporządkowywać! Nie będę błagać o to, by mnie chciał.

Dobra, może i bym to zrobił, ale czuję, że jeszcze pozostały mi jakieś resztki godności.

Pierwszy raz od trzech dni wyszedłem z domu. Dobrze było poczuć powiew powietrza, szuranie kamieni pod podeszwami. Lecz świat wydawał się zbyt duży. Miałem ochotę wrócić i zamknąć się w czterech ścianach już na wieczność. Nie mogłem.
Nie z cholernego sentymentu czy coś, po prostu musiałem zrobić zakupy.

I przyznam...przerażało mnie to. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, zobaczyłem grupę ludzi. Dorośli, staruszkowie, roześmiane dzieci. Jakby świat się zatrzymał, a ostatnie wydarzenia nie miały miejsca.

Wszyscy chcieliśmy to z siebie wyrzucić.
Rzeczy albo...osoby.

Zaczynałem nienawidzić myślenia o nim.

I wiedziałem, co pozwoli chociaż na chwilę mi się od tego oderwać. I nie, nie miałem na myśli cheetosów (chociaż jakby co je wziąłem).
W końcu się przełamałem. Zadzwoniłem do Luke'a.

- Hej...mówiłeś, że mogę zadzwonić, masz może chwilę? - spytałem na jednym wydechu. Pewnie odmówi, nie będzie chciał się ze mną widzieć, szczególnie patrząc na to, że zachowałem się jak psychol.

- Cześć. Jestem właśnie na mieście, więc trochę średnio, ale o co chodzi?

- Mam...problem. Wszystko strasznie się pokomplikowało...

- ...I jesteś aż tak zdesperowany by dzwonić do mnie?

Roześmiałem się.

- Niewykluczone - odpowiedziałem.

- Wiesz, niedługo wychodzę ze sklepu, możemy się spotkać na jakiejś kawie czy... - nagle chłopak urwał. Po chwili jego głos całkowicie się zmienił - ...teraz.

- Luke? Słyszysz mnie? - spytałem.

- Stoję niecały metr za tobą, tak więc... - powiedział i po chwili poczułem, jak opiera rękę na moim ramieniu. - Cześć?

Ten chłopak przyprawi mnie o zawał.

- Hej - powiedziałem i uśmiechnąłem się. Gdy zobaczył moją twarz, momentalnie zbladł (co nie jest nowością w sumie...).

- Nie mów mi, że przez ostatnie dni w ogóle nie wychodziłeś z domu, nie spałeś i ćpałeś? - spytał.

- Wszystko oprócz trzeciego - odpowiedziałem szczerze.

- Widać. Jesteś strasznie blady, wyglądasz jak śmierć!

- Dziękuję, zawsze poprawiasz moje samopoczucie.

- Tu nie o to chodzi, Nath...zresztą, czy możemy stąd wyjść? To trochę nie miejsce na taką rozmowę.

- Okay, tylko zapłacę.

//Miraculous// InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz