- Jackwin chce cię widzieć. Teraz.
Hermiona podniosła wzrok znad papierów i zdążyła ujrzeć tylko żółtą sukienkę Amandy, gdy ta z powrotem zamknęła drzwi. Westchnęła, prostując obolały kręgosłup i rozciągnęła się, przygładzając swój szary sweter za duży o co najmniej dwa rozmiary. Miała już dwadzieścia cztery lata, a nadal ubierała się jak nieskazitelna uczennica. Przewróciła oczami, gdy w lustrze przy drzwiach mignęła jej niska osoba z burzą nieułożonych włosów z czerwoną opaską wplecioną w nie i próbującą je ujarzmić, w rozkloszowanej, mundurkowej, czarnej spódnicy, białych grubych rajstopach i w rozchodzonych skórzanych trzewikach. Ile razy musiała szukać w torebce dowodu, bo sprzedający jej wino nie chcieli uwierzyć, że jest już pełnoletnia.
Wychyliła się ze swojej nory, przechodząc ostentacyjnie przez jasne i ciepło umeblowane biuro Amandy (miała nawet własny ekspres do kawy i drukarkę) i zapukała do kolejnych drzwi, za którymi gabinet miał jej szef. Usłyszawszy komendę, weszła do środka i uśmiechnęła się do czarnowłosego mężczyzny walczącego namiętnie z kubkiem melisy szybującym wokół jego osoby.
- Witaj... Hermiono... coś... poszło... nie tak...
Roześmiała się i jednym machnięciem różdżki uspokoiła kubek, stawiając go na biurko, przed którym sama usiadła. Lubiła ten gabinet. Miał jasne, żywe, zielone ściany i jesionowe meble, a na ścianach stały wąskie półki, na których symetrycznie poukładano książeczki wielkości jej dłoni.
- Nie znoszę, gdy kupują mi kubki nastrojówki na urodziny - mruknął, poprawiając przekrzywioną muszkę w niebieskie kropki. - Wlewam melisę, a ten zaczyna wariować. Hermiono, proszę, kup mi zwykły kubek. Z Mikeja.
- Z Ikei - poprawiła go, szczerząc się wesoło. Jackwin zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
- Schudłaś. Wyglądasz na zmęczoną. A ten sweter widzę nieustająco od czterech lat.
Zarumieniła się, skubiąc szary materiał i spuszczając wzrok.
- Gdyby Amanda nie zrzucała na mnie całej roboty, znalazłabym czas, by kupić nowy - burknęła i spojrzała na niego ze złością. - Ile jeszcze będę musiała się z nią męczyć?
- Jeśli się zgodzisz, to ani minuty dłużej.
Jej oczy rozszerzyły się, a głowa przekrzywiła, gdy zaciekawiona wpatrywała się w szefa, który złożył dłonie w koszyczek i zapatrzył się gdzieś ponad nią. Był naprawdę przystojnym mężczyzną. Czarne włosy niechlujnie spięte w kitkę, zarysowane brwi, długie rzęsy i czekoladowe oczy. Gdy się uśmiechał w policzkach o odcieniu karmelu pojawiały się dołeczki, a zęby miał lśniąco białe i proste. Amanda wzdychała do niego od czterech lat, Hermiona... cóż, od jakiegoś czasu też. Lubiła go i czuła się przy nim bezpiecznie. Parę razy wyskoczyli niezobowiązująco na piwo (to dlatego Amanda tak jej nie znosiła), ale oprócz tego Hermiona nie odbierała żadnych zachęcających sygnałów od Jackwina. Miała wrażenie, że facet jest gejem. Bo kto nosił białą muszkę z niebieskimi kropkami do musztardowej koszuli?
- Mam dla ciebie przeniesienie, nową pracę. W terenie - powiedział, uważnie ją obserwując swoimi ciepłymi oczami. Był tylko o sześć lat starszy. Poczuła, że znowu się rumieni, więc chwyciła w palce swój sweter. - W dość poważnym terenie. Musiałabyś przeprowadzić się w wyznaczone miejsce, nie wiem na ile. Oczywiście dostawałabyś pensję dwa razy wyższą, a także miałabyś dostęp do niektórych archiwum z Departamentu Tajemnic - podniosła głowę, wpatrując się w niego z niedowierzaniem, a na jej ustach powoli wykwitał uśmiech. - Po zakończeniu uzyskałabyś odpowiednie kwalifikacje, by ubiegać się o każdą posadę w Departamencie. To zadanie przekracza te twoje nieszczęsne OWUTEMy...
CZYTASZ
Dramione: Więzień
FanfictionJak to jest zabić dwadzieścia siedem osób i przez cztery lata nie powiedzieć ani słowa?