Krople deszczu bębniły w brudne okna strychu. Za ich szybami rozpościerał się widok na bezkresne wrzosowisko, które o tej porze roku było zupełnie bezbarwne. Kilogramy wody nadwyrężały już i tak od dawna zasługujący na emeryturę przeciekający dach. Cała podłoga pokryta była stopniowo powiększającymi się kałużami. Co równo dwadzieścia siedem sekund jedna z kropel z cichym chlupnięciem spadała na dziecięce łóżko. Leżący na nim wilgotny już i przesiąknięty zapachem pleśni materac z cichymi jękami dźwigał ciało siedzącej na nim małej dziewczynki. Mimo dość późnej godziny nocnej nie miała ochoty spać. A nawet jeśli miała, to i tak nie zamierzała tego robić. Jakkolwiek dziwne te nocne posiedzenia siedmiolatki przy świetle małej świecy były, raczej nie wzbudzały kontrowersji sąsiadów czy domowników. Głównie dlatego, że owych sąsiadów nie było, a domownicy albo o tym nie wiedzieli, albo lekceważyli kolejny wymysł dziecka. Jednak jeśli znalazłby się śmiałek, który spytał by się jej, dlaczego rozmawia po ciemku z lalkami, to zapewnie podniosłaby swoje ciemne, puste oczy i odpowiedziałaby, że wszyscy inni co chwilę by jej przerywali. Chung Lien była nienormalna. Dobrze jej z tym było.
- Powinnaś siedzieć prosto. - mruknęła do jednej że swoich zabawek
Cudowna lalka z blond lokami tonąca w błękitnych koronkach patrzyła na właścicielkę swoimi ogromnymi, jasnymi oczami (które zamykają się i otwierają) w okrutnym milczeniu. Lien jeszcze chwilę wpatrywała się w ręcznie malowaną buźkę po czym podniosła kukłę do góry szarpiąc przy tym niemiłosiernie szklane kończyny.
- Okaż trochę pokory, bo to my cię uratowaliśmy i my się tobą zajmujemy. Skoro nie chcesz siedzieć jak my chcemy, to w ogóle nie będziesz siedzieć.
Małe rączki złapały nogę lalki i zaczęły kręcić nią w lewo i w prawo. Przez chwilę wydawało się, że ten upór idzie na marne, ale zaraz rozległo się ciche pyknięcie, a odziana w aksamitny pantofelek stópka wraz z resztą nogi z brzękiem spadła na podłogę.
- No widzisz. Tak się kończy złe zachowanie. Mam nadzieję, że nie będziesz już opowiadać tych głupich historyjek o swoim starym, brzydkim kraju i nie będziesz trzymać łokci na stole. Najlepiej by było gdybyś w ogóle nie miała łokci.
Z tymi słowami pociągnęła lewą dłoń zabawki. Ustąpiła od razu. Ręka wylądowała na podłodze.
- Jeszcze masz czelność robić taką minę? Tyle ci daliśmy, a ty jesteś okropnie niewdzięczna. I nie patrz nam się w oczy, kiedy zwraca ci się uwagę. To bezczelne. Zaciskasz pięści tak? Taka z ciebie dama? Od teraz już w ogóle nie będziesz niczego zaciskać
Lien nie kończyła swojej tyrady wściekłe złapała za rękę lalki i walczyła z nią przez dłuższą chwilę. Broniła się dłużej niż jej poprzedniczka, ale i ona nie mogła wygrać z dziewczynką.
- Jesteś małą demoiselle i tak masz się zachowywać! Naucz się francuskiego! Przestrzegaj zasad! Nie śmiej się z wąsów Monsieur le Président, nawet jeśli faktycznie wyglądają jak miotła!
Na ziemię z trzaskiem upadła ostatnia kończyna. Na dworze nadal szalał żywioł. Po strychu jednak poza koncertem deszczu echem niósł się usatysfakcjonowany śmiech dziecka. Drobniutka postać gładziła włosy wspaniałej lalki. Czy raczej jej tułowia z głową.
- Ha! - uśmiech Lien był pełen dumy - Teraz już nigdzie nie uciekniesz. Zostaniesz tutaj na zawsze. Wszyscy razem, rodzina.
Chung Lien opuściła dom kilka lat temu. Jej jednak wydawało się to wiecznością. Ten nowy kraj był wcale duży i potężny. Jednak ją to bardziej przerażało, niż wypełniało dumą. Nie przywykła do łańcuchów, a zwłaszcza takich niewidzialnych. I chociaż na początku miała być tutaj tylko gościem, to w tym czasie obcy panoszyli się strasznie w jej domu. Przymykała na to oko, do czasu. Do czasu, aż jej dom przestał być jej, a stał się "nasz". Nie mogła dokładnie określić momentu, kiedy to się stało. Pewnie było to już dawno, ale ona sama sobie mydliła oczy. Przekonywała samą siebie, że to tylko moment. Tylko chwilka. Zaraz znów będzie mogła wyjść na dwór, iść gdzie chce, robić co chce, nawet kłaść łokcie na stół. Ale tak się nie stało. Powiedział jej o tym przypadkiem nieznajomy polityk, który widząc ją na światowej konferencji szepnął: "Czy ona nie należy do Indiochin Francuskich?". Tak, to był moment kiedy sama przestała odczuwać własne "ja". Teraz już zawsze było "my". Nikt odtąd nie nazwał jej po imieniu, więc i ona przestała czuć się odrębną osobą. Podporządkowanie się przyjęła ze spokojem i naprawdę wczuła się w rolę damy. Zazwyczaj jej się to udawało. Zazwyczaj.
CZYTASZ
Pięć Przykazań [APH]
FanfictionW domu Pana Francji wystarczy przestrzegać Świętych Pięciu Przykazań: Nie zadawać nie potrzebnych pytań. Nie wychodzić na dwór bez pozwolenia. Nie rozmawiać z obcymi. Nie kwestiować poleceń. A przede wszystkim, pamiętaj, jesteśmy rodziną, a rodzina...