Dziś był wyjątkowo pochmurny dzień. Dawno nie było takiej pogody. Perth było raczej znane ze swojej wysokiej temperatury i problemów z opadami deszczu. Mieszkańcy nie są przyzwyczajeni do czegoś tak naturalnego dla chociażby Londynu, gdzie pogoda często tak właśnie wygląda; deszcz, deszcz, czasem słońce, a zaraz potem znowu deszcz. U nas zjawisko to wypadało tak rzadko, że ludzie prawie zapomnieli jak korzystać z parasola. Oczywiście niedosłownie.
Rozmyślając w zasadzie o niczym, nie zorientowałem się, że dotarłem przed budynek ośrodka, w którym pracuję. Dopiero po chwili spostrzegłem, że jestem na miejscu. Stanąłem pod zadaszeniem i pozbyłem się kropli deszczu znajdujących się na parasolce.
Wszedłem do budynku, witając się z personelem znajdującym się obok recepcji. Następnie skierowałem się do windy, aby dostać się do swojego gabinetu. Wcisnąłem przycisk prowadzący na drugie piętro i czekałem aż winda się zamknie. Kiedy drzwi powoli się zamykały, do środka wpadła jedna z pracownic, dysząc przy tym ciężko.- Dzięki Bogu, zdążyłam - skwitowała z uśmiechem ulgi.
- Witaj Lacie - przywitałem się, uśmiechając się przy tym.
Dopiero teraz kobieta uniosła głowę ku górze. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy natychmiast pojawił się delikatny rumieniec.
- Ach, pan Atherstone! - powiedziała pospiesznie - przepraszam, nie zauważyłam, że to pan - w jej głosie można było usłyszeć skruchę. - Dzień dobry. - Dodała na końcu.
Pokręciłem głową z rozbawieniem. Laciene była tutaj od miesiąca, pracując jako stażystka. Była naprawdę miłą, młodą kobietą o niezwykłej empatii. Z pewnością była też wrażliwa. Czasem może nieco rozkojarzona i naiwna, ale przy tym też lojalna. W przyszłości może zostać naprawdę cenionym psychologiem.
Jeśli tylko podoła stażowi.- Gdzie się tak spieszysz? - zapytałem.
- Pan Monroe chce się ze mną widzieć. Nie wiem o co chodzi, bo nie zdradził szczegółów, ale - tu spojrzała na zegarek spoczywający na jej lewej ręce - jestem już spóźniona!- Hmm - zamyśliłem się przez chwilę. - Rozumiem. Powinnaś się pospieszyć.
Blondynka pokiwała głową, wlepiając spojrzenie na swoje jasnoczerwone, wysokie buty.
Simon Monroe był jedną z najbardziej rygorystycznych osób pracujących w tej placówce, więc dziewczyna miała niezwykłego pecha trafiając akurat na niego. Chociaż może to dobrze? Dzięki niemu na pewno się czegoś nauczy. Cóż, zanim jednak to się stanie, trochę się z nim pomęczy.Usłyszałem cichy dźwięk, oznajmiający, że winda znalazła się na drugim piętrze. Pożegnałem się z kobietą i wyszedłem z windy. Poprawiłem swoją marynarkę, po czym ruszyłem w stronę swojego gabinetu.
Po krótkiej przechadzce po korytarzu odnalazłem właściwe drzwi. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do pomieszczenia.
Rozejrzałem się chwilę po pokoju. W oczy rzuciły mi się stosy papierów starannie ułożonych na biurku. Usiadłem na swoim skórzanym fotelu i chwyciłem pierwszą kartkę z brzegu.
Przyjrzałem się kilku informacjom na temat pacjenta. Nic szczególnego: problemy z samopoczuciem i samoakceptacją. Kolejny pacjent również nie wyróżniał się niczym szczególnym. Problemy większości ludzi polegają na tym samym, przez co sprawiają wrażenie sztampowych. Mimo wszystko jako psycholog do każdej osoby muszę odnieść się indywidualnie.Kiedy wziąłem do ręki ostatnią kartkę, od razu zauważyłem, że różni się od pozostałych. Problemy tej osoby opierały się na czymś znacznie poważniejszym. Kończyłem czytać zdanie, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem.
Po chwili do pomieszczenia weszła jedna z pracownic.
- Właśnie zadzwonił jeden z pacjentów, mówiąc, że rezygnuje ze spotkania.
Westchnąłem ciężko. Takie sytuacje zdarzały się już wcześniej i muszę przyznać, że były dość kłopotliwe. W tej pracy jednak bardzo ważna jest cierpliwość i wyrozumiałość. Nie można kogoś zmusić do podjęcia terapii. Cóż, przynajmniej my nie możemy tego zrobić.
- Rozumiem - skinąłem jej głową. - Jak nazywa się ten pacjent?
Kobieta zrobiła się nagle dziwnie blada i cicha. Uniosłem brew w oznace zdziwienia. Po chwili odezwała się.
- Bailey Lear.
A ja spojrzałem jeszcze raz na kartkę, którą chwilę temu trzymałem w dłoni.
____________________________________________________________________________
Witajcie ziemniaczki.
Zdaje sobie sprawę, że ten wstęp nie jest zbyt interesujący, ale mam nadzieję, że nie odstraszy Was to. Wciąż mam problemy z pisaniem, ale obiecałam, że rozdział pojawi się w tym tygodniu, tak więc nie miałam wyboru. Zebrałam się w sobie i dokończyłam to, co zaczęłam już kilka miesięcy temu.
Co prawda jest to zupełnie odmienne od tego, co zakładałam na początku, ale... cóż, mam nadzieję, że nie będzie tak złe na jakie się zapowiada.Dobrej nocy/Miłego dnia paróweczki.
CZYTASZ
Therapy
Short Story~*~ Kolejna nieprzespana noc. Świst wiatru. Podmuch chłodnego powietrza, otulający mój kark. Orzeźwiający zapach deszczu. Rośliny nasiąknięte wodą. Ciemne, bezgwiezdne niebo. To wszystko otoczone nikłym światłem ulicznych latarni. Pośród tego ja, si...