Prolog "Szach mat" (AkaKuro)

553 24 6
                                    

Miałem sen. Przerażający sen. Dlatego próbowałem Cię objąć. I mimo że Cię tu brak, poszukuję komfortu, który to oferuje -jeszcze tylko raz. Bądź ze mną, zawsze i wszędzie, by pozbyć się tych przerażających zjaw. Nie chcę Cię stracić, chcę się upewnić, że jesteś i będziesz ze mną. Po to...by móc pewnego dnia zauważyć tę chwilę błędu...Gdybyś tylko poznała mnie od prawdziwej strony, nie zakończylibyśmy tego w taki sposób. Uśmiechnij się, już po wszystkim.

                                                                             "Pamiętam..."

Letni, ciepły wieczór. Lato zbliżało się ku końcowi, śpiew ptaków z każdą chwilą przycichał coraz bardziej. Przybierający na sile ciepły wiatr bawił się materiałem szarej marynarki. Szkarłatna krew rozkładała zbruzgane ciało, niczym robactwo w pogrzebowej trumnie -rozrywające duszę nieszczęśnika. Miarowy oddech niesiony przez głuchą ciszę rozchodził się niemym echem po ciemnym zaułku. Odgłos charczenia i ostatnich próśb ofiary stał się kojącą melodią dla moich uszu. Chłód ostrza, zapłakane kasztanowe oczy, rozgrzany chodnik, poranione ciało. Wyszczerzyłem zęby w triumfalny uśmiech, promienie zachodzącego słońca umiarkowanie oświetlały moje przepełnione nienawiścią, a także euforią spojrzenie.

                               "Coś, do czego od samego początku byłem stworzony..."

Błagałaś, płakałaś, próbowałaś przekupić i ponownie uwieść. Cieszyło mnie to, podniecając jeszcze bardziej. Nieopanowany śmiech dotarł do Twych delikatnych błon bębenkowych, podrażniając je. Nóż umiejscowiony za paskiem od spodni opuścił miejsce swego dotychczasowego pobycia, aby chwilę później delikatnie przejechać po półnagim ciele. Od podbrzusza, aż do gardła. Ponawiałem czynność, a za każdym razem ostrze przyciskane było mocniej. Mocniej, mocniej, jeszcze bardziej...

-Zostaw, proszę...Kocham Cię...

-Kochasz? -brew specyficznie uniosłem w górę, szczerząc zęby. Z trudem powstrzymując się od parsknięcia śmiechem pokręciłem głową z politowaniem.

-Kochanie...?

-Giń suko -skwitowałem z pogardą na twarzy. Jednym szybkim, płynnym ruchem dokończyłem wcześniejsze poczynania -rozcinając jej brzuch do końca. Wyszarpałem ostrze z obszernej rany, aby po chwili wbić je w gardło blondwłosej piękności. Cóż za urodziwy widok.

                                                                  "Nie żałuję..."

******************************************************************************

Niewinne istoty skażone krwią obcych im osób już nigdy nie będą takie same. Okrucieństwo z jakim odbierali życia przechodzić mogło ludzkie pojęcie. Od setek lat, Noa No Ichizoku -jak raczyli się nazywać- wykonywali zlecenia, jakim było mordowanie ludzi. Jednak na śmierć z ich rąk, zasłużyć mogli sobie jedynie Ci najgorsi. Rzekomo. Klan ten nie pociągnął by długo bez dobrego przywódcy, jakim był Kuroko Taisuke. Czterdziestoletni mężczyzna z charyzmą -doskonały zabójca. Miał on żonę, która podczas porodu niestety zmarła. Jedyną bliską osobą dla Taisuke stał się jego malutki syn -Tetsuya. Obiecał sobie chronić go za wszelką ceną, wychować jak należy, oraz wytrenować na jednego z nich. Na zimnego drania, nie wiedzącego co to strach i empatia. W piąte urodziny chłopca, Taisuke zabrał go na jedną ze zleconych mu misji. Działo się tak przez następne 10 lat. Błagalne spojrzenia ofiar skierowane w stronę młodego Kuroko wyryły mu się w pamięci, aż nazbyt dobrze. Pod tak długim czasie jednak...członkom klanu, oraz samemu przywódcy udało się jedynie przyprawić Tetsuyę o hemofobię*. Mimo tego niekorzystnego obrotu spraw, uparty ojciec postanowił spróbować raz jeszcze.

-Tato? Wzywałeś mnie..? -u progu wejście pojawił się chłopak z błękitną czuprynką. Niepewnie zerkając na poważnego mężczyznę w fotelu, wszedł do środka pomieszczenia.

-O, jesteś. Tak, tak siadaj Tetsuya.

-Coś się stało? -spytał, zajmując miejsce na skórzanej sofie.

-Nic szczególnego.

-Ach...Więc dlaczego? -przekrzywił głowę w bok, odrobinę zbity z tropu. Taisuke powoli wstał ze swego wygodnego tronu, po czym podszedł do obszernej szafy. Wyjął z niej ozdobne pudełko.

-Mam dla Ciebie prezent, Tetsuya -uśmiechnął się przekazując paczkę w ręce syna.

-Och...Czy dziś jest jakieś święto..?

-Święto? Dlaczego? Czy ojciec nie może dać czegoś od czasu do czasu swojemu dziecku?

-N-Nie to miałem na myśli...To miłe...

-Nie otworzysz?

-Ach, oczywiście...-pokiwał głową i wziął się za rozpakowywanie prezentu. Ozdobny papier wylądował na podłodze w mgnieniu oka. Tetsu przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pudełko, zastanawiając się, czy aby na pewno powinien je otworzyć. Ostatecznie jednak aby nie zrobić przykrości ojcu, zrobił to.

-Nóż..?

-Owszem. Dostałem go od Twojego dziadka kiedy miałem 10 lat -Tetsuya niechętnie chwycił przedmiot w dłoń. Oglądając ostrze ze wszystkich stron doznał szoku. Natychmiastowo odrzucił nóż daleko od siebie. Rękę zacisnął na materiale białej koszuli oddychając ciężko. Źrenice jego błękitnych oczu zmniejszyły się ukazując ewidentny strach.

-...krew..kr..ew..-powtarzał cicho przerażony.

-Tak, krew. Przepraszam Cię, ale nie byłem w stanie tego wyczyścić. Przynajmniej choć część Twego dziadka została z Tobą -zaśmiał się pod nosem, na to błogie wspomnienie.

Napad młodzieńca minął dopiero po kilkunastu minutach. Serce uspokoiło się, oddech zwolnił. Powieki zostały zamknięte, a zęby zaciśnięte. Samo myślenie o krwi, przyprawiało go o mdłości i zawroty głowy. Bardzo często dochodziło również do takowych napadów lęku. Wziął głęboki wdech, aby mieć pewność, że na pewno się uspokoił. Nie czekając na to co powie przywódca, Tetsuya opuścił pomieszczenie ze spuszczoną głową. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ojciec za wszelką cenę próbował będzie uczynić swego syna jednym z najlepszych. Jednak...

-To nie moja bajka...

Tymczasem w gabinecie Taisuke...

-Udało się?

-Co to za pytanie młodzieńcze?

-Trafne. Z pańskich opowiadań wynikało, iż nie będzie łatwo.

-Bo nie będzie -odpowiedział spokojnie, przestawiając kolejną figurę szachową. Rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później uchyliły się, a w ich progu pojawiła się różowowłosa dziewczyna.

-Przepraszam za najście mistrzu -uklękła na jedno kolano, spuszczając głowę. -Tetsu-kun zamknął się w swoim pokoju...Odmawia rozmowy z kimkolwiek i nie chce nic jeść...

-Hah, spokojnie. Nic mu nie będzie.

-Jesteś pewny mistrzu..? -w odpowiedzi otrzymała skinięcie głową, po czym powolnym krokiem wycofała się do wyjścia.

-Figury rozstawione. Szach mat, Tetsuya.

***********************************************************************************************
Moje dość dawno rozpoczęte jak i bardzo dawno wymyślone fanfiction, a właściwie jego początek :) Nie jestem mistrzem pisania, totalna ze mnie amatorka. Tak więc przepraszam za jakiekolwiek błędy ^^" Ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne czy językowe. Piszę jak piszę, z przyzwyczajenia. Mam swój...własny "wyćwiczony styl" i trudno mi to zmienić T^T 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 21, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kuroko no Homo! *^*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz