Rozdział 44

138 3 1
                                    


Chciałam krzyczeć. Nie panowałam nad swoimi emocjami. Nie poddam się, dopóki on nie powie mi o co chodzi. Czy ja zrobiłam coś źle? David zachowywał się normalnie, Caitlyn i Katie też. Co się zmieniło z dnia na dzień? Biegłam przez pusty korytarz, podążając śladem Tylera, który nie zwracał na mnie kompletnie uwagi. Dlaczego on taki jest? Nie poznaję go, to zupełnie inna osoba.

- Tyler! – wołałam za nim – Tyler, porozmawiaj ze mną! – ten nagle się zatrzymał. Stanęłam za nim, a on  popatrzył na mnie z góry, poważnym spojrzeniem.

- Nie mamy o czym – burknął, zaciskając usta. Musiałam gryźć się w język, żeby się nie rozpłakać. Przez chwilę staliśmy w ciszy, a on uznał, że to doskonała okazja, by odejść. Ale ja krzyknęłam za nim.

- A ja uważam, że wręcz przeciwnie! – wrzasnęłam wściekle. Teraz nie rządził mną smutek, lecz złość- O co ci do cholery chodzi?!

- Nie twój biznes, Sarah.

- Jaja sobie robisz?

- Nie.

- Tyler, ja cię nie poznaję! – krzyknęłam, czując jak moja twarz robi się czerwona a oczy szklane.

- Tym lepiej dla ciebie – w jego oczach dostrzegłam łzy – Zostaw mnie w spokoju. Nie odzywaj się do mnie, nie próbuj się ze mną spotykać. Masz się ode mnie całkowicie odciąć. Rozumiesz? – te słowa złamały moje serce. Czułam się, jakby ktoś dał mi w twarz. Czułam, że zaczynam płakać. On tylko na mnie popatrzył, spojrzeniem bez wyrazu i odwrócił się na pięcie.

- Nie kochasz mnie już? Byłam złą przyjaciółką? – zatrzymał się, ale nie uraczył mnie spojrzeniem – Co zrobiłam, że traktujesz mnie jak swojego wroga?

- Tu nie chodzi o ciebie, Sarah. Tylko o mnie – złapałam go za ramię, chcąc go przytulił. Doszłam do wniosku, że Tyler ma jakiś poważny problem, i nie chce się ze mną nim podzielić. Gdy poczuł, że go dotykam, odepchnął mnie mocno, jak kumpla od gry w kosza.

- Tyler! Co się z tobą dzieje?! Gdzie jest ten chłopak ze sklepu, gdzie się poznaliśmy?! – wykrzywił twarz w grymasie, ale za naszymi plecami ktoś się pojawił.

- Co to za zbiegowisko!? – zawołał ktoś. Odwróciłam się w stronę głosu. Stał tam wysoki, przeraźliwie chudy rudy chłopak, z odznaką opiekuna naczelnego. Podszedł bliżej nas – Cześć Tyler – powitał się chłopak – Co tu się dzieje?

- Nic, Percy – burknął Tyler, nawet na mnie nie patrząc – właśnie miałem iść- mówiąc to odwrócił się i szybkim krokiem odszedł w stronę swojego salonu. Westchnęłam ciężko, ocierając pojedynczą łzę.

- Wszystko dobrze?- zapytał starszy chłopak, który wyglądał na krewnego Rona Weasley'a – zrobił ci krzywdę? – od razu pokręciłam głową.

- Nie, skądże. Tylko się pokłóciliśmy – odparłam cicho – Dziękuję, że zainterweniowałeś – rudy dumnie wypiął pierś.

- To moje zadanie. W takim razie, dobrego wieczoru, powinienem wracać do swoich obowiązków- mówiąc to, odszedł, rzucając mi krótki uśmiech.  Zostałam sama na tym korytarzu. Sama i okropnie zraniona przez najlepszego przyjaciela.

- Stary, ja nie mam pojęcia dlaczego mamy tutaj siedzieć! – jęczał Blaise – Ja powinienem teraz uczyć się na angielski, a nie chować się po kątach tej dziury! – Draco uciszył go machnięciem ręki.

- Zamknij się – warknął, chowając się na kanapą – Z resztą, kogo ty chcesz oszukać? Żadna siła nie zmusiłaby cię do przeczytania choćby akapitu w tym cholernym podręczniku.

RozporządzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz