Ona-Elizabeth wieśniaczka pracująca na dworze władców Irnumu, piękna dziewczyna o zielonych oczach, jasnych włosach i jasnej karnacji. Rodzinna, kochająca, odważna i trochę tajemnicza. Mająca pięcioro rodzeństwa i mieszkająca na skraju lasu, mająca...
Stoję nad brzegiem morza, fale dotykają moich nagich stup. W dłoni trzymam pantofelki i patrzę na morze. Wsłuchuję się w szum fal i radosny śpiew ptaków na gałęziach, czuję słoną wodę i świeżą woń polnych kwiatów rosnących za moimi plecami. Słońce ogrzewa moją twarz i długie blond włosy słyszę dziecięcy śmiech i moje imię, odwracam się w stronę dziewczynki o jasnych, falowanych włosach i bursztynowych oczach. Podbiega do mnie z szerokim uśmiechem.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Elizabeth popatrz co znalazłam!-krzyczy biegnąc w moim kierunku.
-Co tam masz ślicznotko?-zapytałam kucając naprzeciw niej.
Dziewczynka wyjęła zza pleców piękną muszlę podając mi ją do ręki.
-Piękna kochanie.-powiedziałam całując ją w czoło.-Gdzie ją znalazłaś?
-Tam.-wskazała małą rączką miejsce nie daleko.
-Leć, znajdź jeszcze jedną. Mama się ucieszy z takiego prezentu.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie szeroko i pobiegła przed siebie co jakiś czas skacząc. Szłam za nią wsłuchana w spokojny szum morza. Uwielbiam to miejsce, kocham tu przebywać to tak jakby mój mały, własny świat który zna każdą moją tajemnicę.Mokrypiasek pieścił moje stopy a szum morza uszy, w powietrzu unosił się zapach ziółrosnących niedaleko brzegu i słonej wody. Błękitne niebo po którym szybują ptaki takie jak jaskółki czy słowiki ciepłe promienie słońca ogrzewające moje ciało odziane w zwiewną białą sukienkę z błękitnym gorsetem. Delikatny wietrzyk unosił moje jasne proste włosy i smagał falami które w słońcu wyglądały jak szmaragdowe kamienie. Widziałam jak moja siostrzenica biega w tam i z powrotem szukając muszli. Szłam uśmiechnięta w jej kierunku delektując się dniem wolnym od pracy, wolnym od rozkazów i tęsknoty za rodziną.
-Lily. Choć skarbie.-krzyknęłam w jej stronę z uśmiechem patrząc jak biegnie w moją stronę ze skrawkiem sukienki przyciśniętym do piersi.-Choć kochanie, babka czeka już pewnie z wieczerzą.-wyciągnęłam w jej stronę dłoń czekając aż złapie moją dłoń.
Po chwili stanęła u mego boku obejmując moją dłoń swoją malutką i drobną dłonią. Ruszyłyśmy przez plażę do pagórka na którym rosły piękne polne kwiaty i przeróżnego rodzaju zioła stosowane przy wielu chorobach. Stanęłyśmy wśród traw zakładając na nogi stare, podziurawione pantofelki. Uśmiechnęłam się do pięknej dziewczynki poprawiając jej sukienkę.
-Co tam masz?-zapytałam wstając i znów łapiąc jej dłoń.
-Znalazłam wiele pięknych muszli.-odparła dziewczynka uśmiechnięta patrząc najpierw do skrawka sukienki trzymanego przy piersi a następnie na mnie.-Myślisz że matce się spodoba?-zapytała patrząc na mnie swoimi pięknymi bursztynowymi oczętami.
-Myślę że będzie zachwycona z takiego prezentu.-rzekłam uśmiechając się do niej miło.
Traktowałam tą małą niewiastę jak własną córkę. Kochałam ją całym sercem, z chęcią pomagałam siostrze i jej mężowi opiekować się dorastającą Lily. Przyśpieszyłyśmy kroki do biegu, biegłyśmy śmiejąc się do siebie. Już zaczynało się ściemniać a my musiałyśmy jeszcze przejść przez polną drogę prowadzącą na obrzeża lasu tam gdzie stał nasz młyn i dom w którym nasi potomkowie wychowywali się od pokoleń.
-Jestem już zmęczona ciociu.-powiedziała dziewczynka idąc wolniej i zaczynając ziewać.
-Już niedaleko skarbie.-powiedziałam ukucając na przeciw niej i kładąc dłonie na jej policzkach.-Będę cię niosła. Dobrze?-zapytałam troskliwie.
Dziewczynka pokiwała głową wyciągając w moją stronę jedną z rączek zaś drugą nadal trzymała skrawek sukienki. Zawiesiła dłoń na mojej szyi a ja wzięłam ją na ręce prostując się i zmierzając suchą polną drogą do drewnianej chaty na skraju lasu w której jasno było tylko w jednym oknie. Na dworze zapadł już zmierzch i słońce schowało się za horyzontem ukrywając się zawstydzone przed ludźmi i światem. Szłam powoli otulając jasnowłosą dziewczynkę moją peleryną bo zmierzch razem ze sobą przyniósł bardzo chłodny wiatr. Dziewczynka wtuliła się w moje ramiona a ja usłyszałam jej spokojny oddech co znaczyło że śpi.Po chwili stanęłam przed drzwiami do chaty, zapukałam do drzwi otworzyła mi niska pulchna kobieta o ciemnych włosach i kocich oczach.
-Elizabeth, Lily.-wpuściła nas do środka zamykając drzwi.-I jak spacer.
-Dobrze, Lily zasnęła pójdę ją położyć.-powiedziałam kierując się w stronę drugiej izby. Położyłam dziewczynkę na drewnianym łóżku przykrywając ją grubą pierzyną. Ściągnęłam jej z nóg pantofelki stawiając je obok przy łóżku. Wyszłam z izby zerkając jeszcze na jasno włosom dziewkę.
-Znalazłaś dziurawiec?-zapytała matka dokładając drewna do ognia.
-Znalazłam.-rzekłam wyciągając z materiałowej sakwy zawiązanej przy boku dziurawiec.
-Dziękuje córko.-odebrała ode mnie zioło podchodząc do pieca kaflowego na którym stał stary garnek z gotującą się zupą.
-Gdzie ojciec i Will?-zapytałam ściągając pelerynę i kładąc ją na ławie stojącej przy drewnianym stole podeszłam do okna.
-Jeszcze nie wrócili z targu.-rzekła mieszając potrawę. -Kiedy wracasz do pałacu?-zapytała zerkając na mnie.
-Przed świtem muszę wyruszyć. Obiecałam mojej pani że będę punktualnie o świcie.-odparłam wyglądając przez okno.
-Twoja pani jest bardzo dobra skoro tak często pozwala ci nas odwiedzać.-powiedziała z wyrzutem matka nie patrząc na mnie.
-Matko, moja pani jest bardzo dobra i młoda lecz to moja praca. Wiem że odwiedzam was bardzo rzadko lecz muszę zarabiać dla was pieniądze.-odwróciłam się w stronę matki ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
-Prawda jest taka że wcale nie musisz tam pracować, mogłabyś pomóc ojcu na targu i mnie w domu a nie pracować na rzecz władców którzy nie dają nic nam mieszczanom.-odparła z wyrzutem.-Gdybyś została z nami już dawno wydalibyśmy cię za mąż.
-Ja nie chcę wychodzić za kogoś kogo nie kocham a już na pewno nie za Edwarda syna kupca. To bogaty egoista który nie wyobraża sobie życia bez władzy i pieniędzy.-powiedziałam oburzona.
-Ale za to ma majątek i dałby radę utrzymać żonę i dzieci.-rzekła.
-Jeśli mam za kogoś wyjść to tylko i wyłącznie z miłości.-powiedziałam.-Nie chcę później męczyć się z kimś przez całe życie.
-Wiedz że nie zostało ci dużo czasu. Masz dwadzieścia jeden lat jeszcze trochę i nikt cię nie zechce.-rzekła.
-Trudno, czasem lepiej zostać sama do końca życia niż męczyć się przez całe życie z egoistą i zapatrzonym w siebie mężczyzną.-odwróciłam się z powrotem w stronę okna przyglądając się ciemnemu niebu i jasnym gwiazdą świecącym na nim.