Bomba atomowa

593 35 42
                                    


- NIE!

Gabriel nawet nie drgnął. Stał sztywno przy drzwiach, napięty niczym struna. Adrien postanowił spróbować jeszcze raz, bo ojciec, w przeciwieństwie do całego osiedla, najwyraźniej go nie usłyszał.

- Powiedziałem...

- Wiem dokładnie, co powiedziałeś – syknął Gabriel, ściągając brwi nisko. – Co nie zmienia faktu, że twoje zdanie nie zmieni sytuacji.

- Ale... ale... Nie możesz tego zrobić! Jakim prawem wybraliście dla mnie narzeczoną?! Co to jest, średniowiecze? Kto jeszcze aranżuje małżeństwa?

- Ludzie, którym zależy na dobru ich dzieci – odciął się ojciec, robiąc dwa kroki w głąb pokoju. – To był w prawdzie pomysł twojej matki, ale ja zupełnie to aprobuje.

No tak, pomyślał Adrien ze złością. Pomysł matki. Gdyby wymyśliła, że Gabriel powinien wystrzelić go na Marsa, to zapewne tak by się stało. Ojciec robił wszystko, żeby tylko świat nie zapomniał o jej istnieniu, chociaż od śmierci Elaine Agreste minęło już prawie ponad pięć lat. Dostawał regularnego świra na temat rzeczy, które jej dotyczyły.

Na przykład to kretyńskie spotkanie matrymonialne. Tylko dlatego, że ta nieszczęsna dziewczyna, która została wybrana dla niego, była córką najlepszej przyjaciółki matki Adriena, on teraz musiał zgodzić się niezależnie od tego czy chciał mieć narzeczoną czy nie. Przecież ta umowa została zawarta jak miał dwa lata! Nie widział tej dziewczyny nigdy na oczy. Jak można z kimś takim spędzić resztę życia? To było więcej niż absurdalne.

- Nie pójdę – oświadczył Adrien, zaplatając ręce na piersi i stając w pozycji bojowej. Jeżeli tylko będzie taka potrzeba, będzie walczył o swoją wolność.

- Pójdziesz i będziesz bardzo szczęśliwy z tego powodu – oświadczył ojciec, odwracając się do niego plecami. – Masz dziewiętnaście lat i praktycznie nie masz kontaktu z dziewczętami w swoim wieku.

- To nieprawda! Przecież Chloe...

- Adrien... - przerwał mu ojciec, oglądając się na niego przez ramię. – Powiedzmy sobie coś szczerze, żaden z nas nie chciałby, abyś ożenił się z Chloe...

- No tu się zgadzamy... - bąknął Adrien, po czym westchnął głęboko.

- Więc pojedziemy tam i wypełnimy nasze zobowiązanie. Masz dokładnie tydzień, aby oswoić się z tą myślą. – To był rozkaz, ale nie prośba. Gabriel Agreste nigdy nikogo o nic nie prosił. Adrien wrzasnął z rozpaczą. – Bardzo cię proszę, nie zachowuj się jak rozpuszczona księżniczka – dodał, po czym zamknął za sobą drzwi.

Aby dać upust swojej frustracji, kopnął krzesło, które rąbnęło z głośnym hukiem o ścianę i rozpadło się na kawałki.

- Jeżeli ja jestem księżniczką, to ty jesteś złą macochą! – ryknął, ale dobrze wiedział, że ojciec jest już za daleko, aby go słyszeć.

Zaklął, a potem podszedł do niego, aby zobaczyć, czy jest jeszcze co zbierać. Czasem zapominał o tym, jak silny jest.

- Uważaj, superbohaterze! – Plagg, wyskoczył z ukrycia, ale Adrien machnął na niego ręką, jakby kwami był natrętną muchą.

- Nie mam nastroju.

- No ja myślę – mruknął, mały kot, podpływając w powietrzu, aby ocenić straty w meblach. – Jeszcze kilka miesięcy temu nie miałeś ani jednej dziewczyny a teraz nagle masz dwie. Brawo Casanovo.

Adrien jęknął, a potem dramatycznie rzucił się na łóżko.

Biedronka...

Jak on jej to wytłumaczy?

Jeszcze piętnaście minut temu beztrosko hasał po dachach Paryża, czując na ustach smak pocałunków Biedronki, a teraz był na samym dnie otchłani rozpaczy. Tyle czasu zajęło mu przekonanie jej do siebie. Gdy w końcu ona odwzajemniła jego szalone uczucie, Gabriel Agreste właśnie postanowił spuścić bombę atomową na ich szczęście.

Po raz pierwszy w życiu, Adrien rozważał ucieczkę z domu za granicę i zostanie pasterzem owiec w Alpach.


Marinette była pewna, że się przesłyszała. Zamrugała kilka razy oczami, jakby miała też wątpliwości, czy dobrze widzi. Przecież to nie mogła być prawda, że jej rodzice, jej kochani wyrozumiali rodzice, zwołali ją na dół, aby porozmawiać z nią o spotkaniu matrymonialnym.

- Czy wy oszaleliście? – zapytała patrząc to na matkę, to na ojca.

- Kochanie posłuchaj... - zaczął Tom, zerkając na żonę. – To była taka stara umowa... To bardzo miła rodzina... Przyjaciółka twojej mamy...

- Po prostu oszaleliście! – ucięła zimno dziewczyna, siadając sztywno. – Nie, po prostu nie. Nie będę tego słuchać.

Sabine poprawiła się na kanapie, odkaszlnąwszy cicho. Oho, pomyślała Mari, zaciskając ręce na podołku w pięści, wejście smoka.

- Marinette, kochanie – zaczęła matka słodkim tonem, ale wyraz jej oczu nie miał w sobie nic łagodnego. Były jak dwa srebrno-szare sztylety wymierzone w gardło córki. – Zupełnie nie wiem, czemu się tak denerwujesz. W Chinach to całkiem normalne. Babcia i dziadek...

Tego było już dla niej za wiele. Zerwała się na równe nogi i tupnęła nogą. Niestety taka reakcja nie robiła na jej rodzicach wrażenia od Marinette skończyła sześć lat i przestała być rozkoszną małą złośnicą. Teraz jej ataki złości już na nikim nie robiły wrażenia, szczególnie nie teraz.

- Ja wiem, że tradycja i historia, ale na miłość boską, nie mieszkamy w Chinach za czasów dynastii Ming! Tak może spotkali się dziadkowie, ale nie wciskajcie mi kitu, że to sprawdzi się na mnie!

- Mari – odezwał się wreszcie Tom, otaczając żonę ramieniem. – Do niczego cię nie zmuszamy. Jeżeli nie polubisz tego chłopca, nic się nie stanie. Po prosu daj mu szansę.

- Widzisz, weszłaś już w taki wiek... Na początku chcieliśmy to odwołać, ale nigdy nie spotykałaś się z żadnym chłopcem i pomyśleliśmy, że może pobawimy się trochę w swatów i ci pomożemy...

- Ale ja... - zaczęła Marinette, ale na szczęście ugryzła się w język w porę. Co ona chciała powiedzieć? „Przecież od co najmniej roku jestem w związku z tajemniczym gościem, który ubiera się w obcisły skórzany strój kota, a ja nawet nie znam jego prawdziwego imienia, ale nie przeszkadza mi to obściskiwać się z nim praktycznie na każdym dachu miasta"? Nie, to brzmiało tak źle, że nie przeszłoby jej to nawet przez usta.

Spojrzała na rodziców i ścisnęło jej się serce. Uśmiechali się tak zachęcająco, że gdyby próbowaliby jej teraz coś sprzedać, kupiłaby sześć sztuk.

Może dało się jakoś wybrnąć z tej absurdalnej sytuacji? Przecież mogła iść na to spotkanie, zrobić z siebie kompletną idiotkę, absolutnie zniechęcić do siebie tego gościa, a potem wieczorem zdążyłaby jeszcze na patrol/randkę i Czarny Kot nawet nie musiałby się o tym dowiedzieć.

Tak... to brzmiało jak całkiem niezły plan.

- No dobrze... - westchnęła, udając pokonaną.- Pójdę, ale niczego nie obiecuję. Nie ma czegoś takiego, jak miłość od pierwszego wejrzenia. 

Narzeczona dla Adriena Agreste | Miraculum | ZakonczoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz