Zmaterializowali się za wysoką bramą jej byłego domu. Zapadł już zmrok i na niebie zalśniły pierwsze gwiazdy. Ruszyli szerokim chodnikiem w stronę drzwi. Kryształowy żyrandol oświetlał taras. W oknach nie paliło się żadne światło, co było lekko niepokojące, ale szli dalej. Teraz wiedziała, że dobrze, iż zgodziła się na towarzystwo Dracona. Nie chciałaby być w tej chwili sama. Dodawał jej otuchy i pewności siebie. Już dawno zdjęła pierścionek zaręczynowy i zamierzała oddać go Andrew. Pewnie nie znaczył on dla niego zbyt wiele, bo nie był jakąś rodzinną biżuterią przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Mimo wszystko czuła, że należy mu się jego zwrot, by uświadomił sobie, że naprawdę ją stracił i ona nie jest już jego narzeczoną.
Podniosła rękę i zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Odpowiedziała im głucha cisza. Zadzwoniła raz jeszcze.
- Może go nie ma? – Draco zmarszczył brwi, ale wtedy usłyszeli odgłosy zza drzwi. Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Usłyszeli szczęk otwieranego zamka i po chwili ich oczom ukazał się Andrew. Jednak nie był to ten sam mężczyzna, jakiego znała i pamiętała. Był blady i miał cienie pod oczami. Jego włosy były w nieładzie a biała koszula poplamiona była drogim, czerwonym winem.
- Jak ty wyglądasz... - wyrwało jej się i przyłapała się, że w jej głosie brzmiała delikatna nuta troski. Natychmiast się otrząsnęła. Nie ma współczucia dla przestępny i mordercy. Andrew podniósł na nią swój udręczony wzrok i nie dowierzał własnym oczom.
- Hermiono... wróciłaś... wróciłaś do mnie, kochanie. – ruszył chwiejnym krokiem w jej stronę. Stała jak sparaliżowana, aż nagle poczuła jak Draco przyciąga ją do siebie. Natychmiast rozluźniła się i odetchnęła z ulgą. Andrew dopiero teraz zdał sobie jakby sprawę, że Hermiona nie jest sama. Najwidoczniej był tak pijany, że nie rozpoznał Dracona, co raczej wyszło im na dobre.
- Kto to jest? – spytał, a w jego głosie zabrzmiała groźna nuta.
- Nieważne – odpowiedziała. – Przyszłam porozmawiać z tobą na poważnie.
- Zgadasz się na ślub? – w jego zachrypniętym głosie usłyszała wielką nadzieję. – Chodźcie do środka, na dworze jest zimno...
Wymieniła spojrzenia z Draconem. Na dworze było ciepło jak nigdy, nawet w nocy, więc nie wiedziała, czy to nie jest jakiś podstęp.
- Jest całkowicie schlany – Draco spojrzał na Andrew z pogardą. – Raczej nam zbytnio nie może zaszkodzić.
Objął ją ramieniem w pasie i weszli do środka. Hermiona skrzywiła się widząc jak jej zwykle porządny i czysty dom zmienił się w jeden wielki śmietnik. Wszędzie widziała ślady wielkich imprez. Nie wiedziała czemu, ale w jednej ścianie widniała całkiem spora dziura.
- Hermionko – Andrew odezwał się lubieżnym głosem, aż poczuła ciarki na plecach. – Wszystko jest gotowe. Myślałem już, że nie przyjdziesz. Zobacz jak ja wyglądam... Marniałem w oczach. Amanda przychodziła do mnie każdej nocy i mnie pocieszała, ale ja nie mogłem o tobie zapomnieć.
- Och, Amanda, tak? – syknęła z pogardą i zmrużyła oczy. Jak widać jej biedny, zrozpaczony narzeczony znalazł sobie pocieszenie, kiedy jej nie było. Draco przyciągnął ją bliżej siebie. Zerknęła na niego. Jego pogardliwy wzrok zdawał się zabijać jej narzeczonego, a szczęka zaciśnięta była ze złości.
Ku ich zdziwieniu Andrew ukląkł przed Hermioną, złapał ją za rękę i pocałował. Wyrwała dłoń czując obrzydzenie i zdezorientowanie.
- Wyjdź za mnie. Od tego zależy moje życie, błagam. – poprosił ją. Cuchnął alkoholem i tytoniem, od czego zrobiło jej się niedobrze.
- Słuchaj, facet, co ty znowu chrzanisz, jakie życie? – wtrącił widocznie zdenerwowany Draco. Andrew spojrzał na niego wściekły. Najwidoczniej zapomniał o jego obecności. Wyprostował się i wyciągnął z kieszeni pistolet. Hermiona wydała zduszony okrzyk. Draco bez zastanowienia wycelował w mężczyznę różdżkę, gotów nawet zabić.
CZYTASZ
Dramione. Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu. CZĘŚĆ DRUGA!
FanficOpowiadanie napisane jest przez Sheireen, ja tylko je skopiowałam, ponieważ większa część użytkowników jakichkolwiek blogów, gdzie piszą swoje historie przenoszą je prędzej czy później na Wattpada. W przypadku Sheireen nie jest to opowiadanie przeni...