rozdział 6.

3.6K 232 26
                                    

- Co ty tutaj robisz? – Zapytała, Hope ze zdziwieniem w głowie. Nie winię jej, niedawno przyjechałam, a znów wpakował się prawdopodobnie w kłopoty, lecz coś się jeszcze za tym kryje. Coś, co ukrywała przede mną.

- Pracuję. – Opowiedziałam zgodnie z prawdą, w tej chwili nie musiała wiedzieć, w jakich okolicznościach się tu znalazłam. – A Ty, co tu robisz?

- Ja.. Ja.. – Zaczęła, ale nie dokończyła swojej wypowiedzi tylko patrzyła na mnie z zdenerwowaniem. Ściskała swoje ręce jakby stała przed kimś, kto wywołuje w niej niepokój. A stała przede mną.

- Więc.. – Przerwałam na chwilę spoglądając na nią, stała przede mną jak mała dziewczynka, która dopuściła się czegoś złego. – Chcesz mi powiedzieć, że zostałaś starą.

- Ja.. Faith.. – Znów cisza. - Nie tak miałaś się dowiedzieć.

- Teraz to nieważne. – Powiedziałam i odwróciłam się z zamiarem wejścia ponownie do pokoju, w którym znajdował się ranny Hunter. Jednak okazało się to niemożliwe, bo zderzyłam się z Ashtonem, który przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.

- Faith! – Powiedziała podniesionym głosem Hope. – Zaczekaj! – Złapała mnie za nadgarstek i zmusiła do tego bym odwróciła ponownie się w jej kierunku. – Co z nim?

- Nie będę cię okłamywać. Nie jest dobrze Hope, ale powinien z tego wyjść bez szwanku.

- To znaczy? Powiedz mi wszystko! – Mówiła wyraźnie podniesionym głosem. Nerwy brały górę, a ja nie wiedziałam czy dobrze postąpię mówiąc jej całą prawdę. Zerknęłam na Ashtona w poszukiwaniu jakiegoś wsparcia jednak on tylko skinął głową w potwierdzeniu, jakby zrzucając na mnie ciężar przekazania tej strasznej dla Hope wiadomości.

- Posłuchaj mnie uważnie. – Zaczęłam mówić, ale przerwałam. Musiałam przekazać jej informacje jak najłagodniej. – Może usiądziesz?

- Nie. – Krzyknęła.- Powiedz mi prawdę.

- W porządku. – Przystałam na jej prośbę. – Nie jest najlepiej. Hunter został strasznie poturbowany. Na jego ciele występują liczne ślady, które wskazują na bardzo mocne pobicie...

- O mój boże. – Wydukała Hope, trzymając się za ramiona w geście obronnym, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc jej się pogodzić z tym, co dopiero usłyszy.

- To nie wszystko. – Przybliżyłam się do niej i położyłam dłonie na jej ramionach. – Hunter został dźgnięty nożem. To okropne, najbardziej jednak niepokoi mnie ta rana, ponieważ jest bardzo głęboka.

Hope rozpłakała się. Łkanie przerodziło się w szloch, a ona wpadła w jakiś niekontrolowany szał. Odepchnęła mnie od siebie i wyminęła, by udać się prosto do pokoju poszkodowanego. Na szczęście trafiła na mur w postaci Ashtona.

- Puść mnie! – Zaczęła krzyczeć i pierzchać się w jego uścisku, by jakoś się uwolnić. – Muszę do niego wejść.

- Hope! – Warknęła. – Hope uspokój się.

- Nie! Ty nic nie rozumiesz! Ja muszę.

- Zrozum, że nie mogę cię do niego wpuścić! Ledwo udało mi się zaszyć ranę na brzuchu. Musi się, choć trochę zasklepić.

- Ja nic nie zrobię. Ja muszę. Muszę. – Majaczyła w amoku Hope.

Na nic moje prośby i groźby. Na szczęście znajdowała się dalej w uścisku Ashtona, więc wyminęłam ich i przez ramie rzuciłam do Ashtona, by pod żadnym pozorem jej tu nie wpuszczał. Spojrzałam na Huntera, który majaczył, półprzytomny w śnie. To normalne. Jego organizm musi pokonać gorączkę, a następnie zacznie się regenerować. Póki, co jest za słaby, a Hope za bardzo roztrzęsiona, by do niego wejść. Nie wiem, co może się wydarzyć, więc chcę tego uniknąć. Mogłaby w amoku rzucić się na niego w rozpaczy, co skutkowałoby zerwanie szwów. Odnalazłam swoją torbę lekarska i wyjęłam z niej środek uspokajający. Przełamałam ampułkę i nabrałam odpowiednią ilość do strzykawki, po czym wróciłam do Hope i Ashtona.

- Przytrzymaj ją, by się za mocno nie pierzchała. – Powiedziałam do Ashtona.

- Co masz zamiar jej podać? – Zapytał z nieufnością w głosie.

- To tylko środki uspokajające.

- NIE! – Zawyła Hope. Nie rób mi tego Faith. Proszę.

- Muszę Hope. Zrozum, że poczujesz się lepiej.

- Ja nie chce.. Nie chce.. – Płakała.

- To konieczne? – Zapytał ponownie.

- Uważam, że tak. - Powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Zaufaj mi, poczuje się lepiej.

- W porządku. Ufam ci.

- Dobrze. Przytrzymaj jej ręce tak, by nie mogła mnie odepchnąć. – Skinął w geście potwierdzenia i unieruchomił Hope na tyle ile było to możliwe, cały czas się wyrywała i prosiła bym nie aplikowała jej leków uspokajających, ale jeśli przystałabym na jej prośbę mogłaby zrobić nie tylko sobie krzywdę, ale i Hunterowi, gdyby się do niego dostała. Ludzie w rozpaczy robią różne rzeczy. Czasami czegoś nie chcą, a jedyne, co w rezultacie powodują to straty, które później są już nie do odbudowania. Złapałam za rąbek bluzki Hope i podwinęłam go na tyle, by mieć do dyspozycji, choć kawałek przestrzeni, w którą mogłabym się wbić. Posmarowałam miejsce spirytusem, po czym jednym, pewnym ruchem wbiłam się w jej skórę, wstrzykując zawartość strzykawki. Chwilę zajęło zanim Hope przestała krzyczeć i się pierzchać, jednak po czasie uspokoiła się i bezwładnie opadła w ramiona Ashtona.

- Czy jest tu jakaś sypialnia, w której możemy ją połączyć? – Zapytałam.

- Tak. Oczywiście. – Odpowiedział Ashton i pochylił się by ująć, Hope pod kolanami. Uniósł ją w swoich ramionach i zaniósł do sąsiedniego pokoju. Położył ją na łóżku.

- Daj nam chwilę. – Powiedziałam, dając mu do zrozumienia by wyszedł.

Przychylił się do mojej prośby i już po chwili zostałam sam na sam z moją siostrą. Westchnęłam nad jej bezwładnym ciałem, które teraz było pogrążone we śnie. Pochyliłam się nad nią i poprawiłam poduszkę pod jej głową, a następnie ułożyłam jej ciało w miarę wygodnej pozycji. Przykryłam ją narzutą i przykucnęłam przy jej boku.

- Będzie dobrze Hope. Zaufaj mi. Sprawię, że z tego wyjdzie cały i zdrowy, a teraz śpij.

Powiedziałam, po czym musnęłam jej czoło ustami i wyszłam z pokoju. Wraz zamknięciem drzwi zostawiłam ją i wróciłam do obserwowania Huntera.

learn the rules.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz