II

126 26 73
                                    


31 PAŹDZIERNIK/1 LISTOPAD, LOUISVILLE, KENTUCKY                                            GODZINA 24:00

„Galeria zjaw"

Ouija napawała Dahrę lękiem. Brunetka po raz kolejny poczuła się odtrącona, kiedy w twarzach przyjaciół dostrzegała chorą fascynację. Trzymała się na uboczu, wciąż opierając się o framugę i wystawiając rękę za okno, łapiąc zimne krople deszczu. Żałowała, że pogoda się zepsuła. Brak ulewy mimo wszystko dodawał jej jakieś otuchy. Wiedziała, że listopadowe już słońce wzejdzie wcześniej i okryje Waverly Hills przyjemnym blaskiem. Wiedziała, że o świcie cała piątka wyruszy do Vana i wróci do spokojnego Lexington. Kiedy zaczęło padać, przestała myśleć o słońcu.

Farley, dotychczas przeglądający strony internetowe w swojej komórce, ciągle narzekający na niemal nieistniejący zasięg, wreszcie odłożył urządzenie i odchrząknął, by oczyścić bolące go gardło.

— Na czwartym piętrze wykonywano fatalne w skutkach operacje — rozpoczął kolejną opowieść. Jego głos ociekał monotonią i znudzeniem, ale właśnie tego chciał. Klimatu. — Wszystkie eksperymenty dokonywano właśnie na piętrach pod nami. Mówi się, że tam można spotkać najwięcej zjaw.

— Zjaw? — Crosby podjął temat.

— Wyobraź sobie, że spacerujesz korytarzem, kiedy nagle podchodzi do ciebie mała dziewczynka bez oczu i wciąga cię w niezobowiązującą rozmowę — odparł gorzko. — Wyobraź sobie, że turlasz piłkę w mrok, a ona znika, żeby później do ciebie wrócić.

Dahra miała ochotę zasłonić sobie ręką uszy i odgrodzić się od tego koszmaru.

— Niektórzy widywali tu niejaką Mary Lee, dziewczynę, która w pełni sił przyjechała do Waverly, by tutaj umrzeć na gruźlicę — dodał po chwili.

W pewnym momencie, kiedy Tate i Reagan zaczynali szykować tablicę do użytku, na tyłach budynku Dahra dostrzegła promień świecy. Mogła przysiąc, że nie był to blask latarki. Wyraźnie widziała ogień. Była jednak pewna, że nikogo nie ma w pobliżu, jeden błysk i to wszystko – nie dostrzegła osoby, która w blasku świecy mogła podążać w stronę sanatorium. Bała się odezwać. Bała się powiedzieć przyjaciołom o tym, co widziała. Nie obawiała się już, że wezmą ją za tchórzliwą wariatkę, bo po kilku godzinach w Waverly i tak nią była. Nagle, ni stąd, ni zowąd, usłyszała warkot silnika. W panice rzuciła się do lampki i zgasiła ją, odcinając dopływ światła, które rozświetlało pokój.

Uważała, że używanie lampy było nierozważne. Ostatnie piętro było widoczne z daleka i łatwo można było ich namierzyć, ale z drugiej strony, nie chciała być tam w ciemności. Wtedy jednak, ciemna otchłań pochłonęła pokój, który natychmiast zatonął w mroku.

— Słuchajcie! — wyszeptała wypranym z emocji głosem i wskazała palcem na okno, o które się opierała.

Faktycznie, nie tylko ona słyszała silnik. Tate pierwszy raz naprawdę się przeraził. Nie duchami, nie historią sanatorium, a złapaniem przez policję. Podbiegł do okna i wychylił się przez nie. Nie ujrzał jednak nic. Ciągle słyszał silnik i coś na kształt... parskania konia, ale nie widział nic poza tym. Żadnych świateł policyjnych, nie dostrzegał też ruchu.

— Podobno czasami zajeżdża tutaj stary karawan — rzekł Farley, ze spokojem opierając się o lodowatą ścianę.

To wcale ich nie uspokoiło. Chociaż Tate wrócił na swoje miejsce i w egipskich ciemnościach kazał przyjaciołom usiąść wokół tablicy, nadal miał dziwne przeczucia. Po raz pierwszy tamtego wieczoru pomyślał, że sanatorium Waverly Hills naprawdę jest nawiedzone. Nie przyznał się jednak do tego.

Insomniac [Halloween Oneshot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz