- Niesamowite - wymamrotał Jackwin, obchodząc sześcian i wpatrując się w więźnia. - Jak to zrobiłaś?
Hermiona drgnęła na kanapie, odwracając się w ich stronę. Choć zaklęcie kurtyny znów zostało założone, miała wrażenie, że blondyn patrzy prosto na nią. Przeniosła spojrzenie na swojego szefa, który stanął po środku salonu, zakładając ręce na pierś.
- Wydałam komendę - odpowiedziała lekko drżącym głosem. - Posłuchał.
- Tak po prostu?
Kiwnęła głową, a Jackwin przeciwnie, pokręcił swoją z niedowierzaniem.
- Niesamowite. Od czterech lat próbujemy go ruszyć, zmusić do czegokolwiek, a ty przychodzisz sobie od tak, każesz mu się umyć i proszę, już. Miło nie musieć patrzeć na jego kutasa.
Mimowolnie parsknęła śmiechem, choć wciąż nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia krępacji. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego w ogóle w godzinę od wyjścia szefa, zadzwoniła do niego, by podzielić się tym, co się stało. Jackwin wydawał się podekscytowany, teleportował się od razu, by od piętnastu minut okrążać klatkę, wpatrując się w więźnia, który stał po środku, próbując przeniknąć wzrokiem zaklęcie kurtyny. Nie ruszał się, wydawałoby się nawet, że nie oddychał, ale jego oczy czujnie odbijały się o szkło. Hermiona spojrzała na jego postać okutą w szarą koszulkę zwisającą z jego kościstego ciała i tanie dresy ledwo trzymające się na jego biodrach. Wyglądał jak cień człowieka, jak worek kości, jak starzec. Omiotła wzrokiem jego mokre kudły smętnie zwisające po twarzy i brodę pełną kropelek wody. Trzeba coś z tym zrobić, pomyślała.
- Czy on w ogóle coś je?
Jackwin zamarł, by następnie wzruszyć ramionami.
- Jak dostarczacie mu jedzenie?
Cień przeszedł przez jego twarz. Ponowiła pytanie, a on westchnął i przetarł twarz.
- Skrzaty mu przynoszą.
- Skrzaty?
- Tak.
- Wpakowaliście w to biedne skrzaty? - wstała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Jack ponownie wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. Hermiona natomiast czuła, jak zalewa ją złość. Skrzaty domowe usługiwały seryjnemu mordercy. - Co one robią?
- Hermiono... - zaczął, robiąc krok w jej stronę, ale cofnęła się, przyjmując bojową postawę i przerywając mu.
- Co one robią?
Aurorowi opadły ręce, więc wsadził dłonie do kieszeni, patrząc na nią z rezerwą.
- Codziennie teleportują się do sześcianu z posiłkiem. Zostawiają go i znikają. Nałożono na nie specjalne zaklęcia, więc więzień ich nie widzi. Skrzaty też złożyły przysięgi, że jedyne co będą robić to dostarczać posiłek.
- Płacicie im?
- Co?
- Czy im płacicie?
- Nie.
- Wyjdź - podsumowała, pochylając się i zabierając książki ze stolika. Jackwin wyglądał, jakby dostał w twarz.
- Słucham?
- Wyjdź. Mam pracę. Muszę go uczłowieczyć - machnęła w kierunku stojącego spokojnie więźnia i wskazała na plik dokumentów leżących na stoliku. - Wydział wysłał mi zestaw pytań, które muszę z nim opracować. Zajmie mi to miesiąc, a jeśli teraz nie wyjdziesz, miesiąc i pół dnia.
CZYTASZ
Dramione: Więzień
FanfictionJak to jest zabić dwadzieścia siedem osób i przez cztery lata nie powiedzieć ani słowa?