Rozdział 7

139 8 5
                                    

Nasza tułaczka trwała tylko w dzień. W nocy zatrzymywaliśmy się aby coś zjeść i odpocząć. Nadal czułem, że nie powinienem uciekać, ale tego chciała moja babcia. Cały czas coś ciągnęło mnie na wschód. Do Kenwood. Oczekiwała ode mnie czegoś, czego nie potrafiłem zrozumieć. Chciała abym był taki jak ona. Alfą...
W ciągu naszej drogi dość dużo dowiedziałem się o Willow. Jej stado tępiło alfy, aby nie zagrażały obecnemu alfie. Miała brata i matkę. Ojciec zginął bo, postawił się alfie. Mówiąc ,,rodzice" miała na myśli matkę i ojczyma. Gdy miała okazję uciec to skorzystała z tego, nie wahała się. Opisywała się jako czarnowłosa dziewczyna z niebieskimi oczami. Była młoda i nie doświadczona, tak jak ja. Zagubiona w wilczym świecie, czyli znowu jak ja. Jednak nie marudziła gdy wędrowaliśmy dłużej niż zakładaliśmy.
Wyciągała ze mnie informacje powoli i ostrożnie. Opowiadałem oszczędnie, nie za dużo, nie za mało, w sam raz.
Podobało mi się jej towarzystwo. Jest naprawdę bardzo inteligentna, wnioskując z jej analizy każdego pytania i każdej odpowiedzi jakiej mi udzielała...
Jako zwierzęta spaliśmy przytuleni do siebie, nie krępowało nas to. Czuliśmy się swobodnie. Przebudzałem się nie raz w nocy i patrzyłem na nią. Miała białe futro, beżowe uszy i szary kolor cieniujący jej kark. Połączenie dość nietypowe, ale robiło wrażenie i czyniło ją wyjątkową...
I tak też było tej nocy. Obudziłem się. Spojrzałem na Willow po raz kolejny w ciągu 3 dni. Rozejrzałem się dookoła. Była pełnia. Wyczołgałem się gniazda. Przeciągnąłem i odszedłem kawałek. Spojrzałem na księżyc, który był niesamowicie duży.
Zawróciłem do Willow. Dotknąłem jej nosa moim.
,,Willow? Willow! Spójrz."
Otworzyła oczy i ziewnęła.
,,Na co mam patrzeć?"
Stałem nad nią i uniosłem głowę wskazując pyskiem księżyc.
,,Theo, to jest...piękne!"
Zerwała się z ziemi, odeszła kilka kroków i uniosła głowę.
,,Cudowny" przekazała mi w myślach.
,,Prawda?"
,,Jeszcze nie widziałam Go tak dużego" usiadła.
Podszedłem do niej i usiadłem obok.
,,Słońce, Księżyc czyli to czego nie da się ukryć" powiedziałem.
,,Aż chce się wyć..."
Spojrzałem na nią, a ona na mnie. Gdybym mógł uśmiechnął bym się, ale zamiast tego rozległo się głośne wycie wydobywające się prosto z mojego serca. Kątem oka dostrzegłem, że przyłączyła się do mnie po sekundzie wahania. Nasze głosy słychać było w całym lesie.
Poczułem, że oparła się o mnie. Jej głowa była wtulona w moją szyję. Nie przestawała wyć, tak samo jak ja.
Czułem się przy niej naprawdę dobrze. Coś nas łączyło. Może, że byliśmy więźniami własnego losu? Lub coś więcej...
Z myśli wyrwało mnie jej spojrzenie. Poczułem, że jej język dotknął mojego pyska. Polizała mnie, a potem przytuliła się do mnie. I ja przytuliłem ją...
Położyliśmy się na ziemi obok siebie wciąż wtuleni, ona do mojego czarnego futra, a ja do jej szarego karku.
,,Dziękuję" usłyszałem po czym zasnęła kładąc łeb na moim grzbiecie...
Obudziłem się o bladym świcie. Willow leżała obok mnie. Wstałem i przeciągnąłem się.
Santa Rosa jest daleko za nami. Czeka nas jeszcze długa droga.
Obudziłem Willow sztruchnięciem w bok. Od razu wstała i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przemilczeliśmy cały ranek, żadne z nas nie wiedziało od czego zacząć... W pewnym momencie Willow zagrodziła mi drogę stając bokiem.
,,Willow, co ty robisz?"
,,Cicho" warknęła.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Prawdziwy AlfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz