/7/

11.4K 1K 175
                                    


- No chyba nie - warknąłem dalej leżąc. - Sam sobie poradzę

- Szczerze wątpię. Muszę mieć pewność, że maść w pełni pokryła twoje rany a plecy są trudnym miejscem do wsmarowania. Także jeśli łaska obróć się - wyjaśnił szeroko się uśmiechając.

- Czemu musisz mnie tak męczyć? - załkałem zrezygnowany - Leniwy jestem, nie chce mi się

Raffa wydał z siebie zirytowane westchnienie a ja zadowolony zamknąłem oczy. Może poudaje, że idę spać? Zapach mojego żelu roznosił się po całym pokoju niczym perfumy co uświadomiło mi, że trzeba zmienić płyn do ciała. Woń sama w sobie była ładna ale nie przepadałem za mocnymi. Poczułem zimne ręce na moich barkach przez co skrzywiłem się a skórę pokryła gęsia skórka co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Moje tułowie zostało postawione w pionie przez Raffe, który usiadł za mną.

- Serio? Musiałeś? - pytałem zmęczonym głosem

- Nie marudź - mruknął Raffa, po czym poczułem na sobie zimną ciesz przez co po mojej skórze przebiegł kolejny nieprzyjemny dreszcz a ja nieznacznie się poruszyłem, mężczyzna zaśmiał się krótko, po czym wyszeptał tuż przy moim uchu. - Lepiej przyzwyczaj się do tego

- Przestrzeń osobista - powiedziałem szybko. - Naruszasz moją przestrzeń osobistą

- Zachowujesz się jak dziewica. Nie dotykaj mnie, nie patrz na mnie, o nie jestem w samej bieliźnie - przedrzeźniał chłopak zjeżdżając palcami po moim kręgosłupie.

- Ty za to zachowujesz się jak seksoholik.

- W końcu jestem facetem, do czegoś to obowiązuje - przerwał na chwilę, po czym podstępnie dodał. - Michael a ty miałeś kiedyś dziewczynę?

- Żeby to jedną - odparłem mając nadzieję, że to zniechęci go do dalszego zarywania.

- Czyli musisz zajebiście uprawiać seks - podsumował jeżdżąc palcem nad moimi bokserkami.

- Raffa - zacząłem spokojnie. - Jeszcze jeden ruch czy gest z twojej strony a znowu zarobisz kopa między nogi. Czaisz?

- Uparty jesteś - mruknął niezadowolony, poczułem jak materac za mną staje się lżejszy następnie widziałem plecy Raffy kierującego się do wyjścia. - Jeśli źle sobie to wsmarujesz w klatkę piersiową to ja ci tu wymierzę karę i to o wiele przyjemniejszą...ale dla mnie.

Zostałem w pokoju sam wpatrując się w maść leżącą na stole. Po kilku minutach wziąłem ją i dokładnie wsmarowałem w klatkę piersiową i ręce. Kiedy skończyłem poczekałem chwilę, aż przestanę się do wszystkiego lepić po czym ubrałem w szare dresy i czarną koszulkę. Będąc trochę głodnym skierowałem się na dół do kuchni jednocześnie przeglądając kontakty. Muszę coś zrobić zanim lekarz mamy zobaczy jej pogarszający się stan. Po krótkim zastanowieniu zadzwoniłem do Kelly - wieloletniej przyjaciółki mamy, która wiedziała o wszystkim. Jeśli miałbym powierzyć komuś moje obawy to tylko jej. Z mamą traktowały się jak siostry i często pomagały sobie we wszystkim. Położyłem telefon na ramieniu przytrzymując go głową a wolnymi rękami zacząłem smarować kromki chleba masłem. Kobieta odebrała po dwóch sygnałach witając mnie przytulnym głosem, który się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania:

- No cześć Miki. Jak tam u ojca?

- W porządku. A jak tam dzieci i Rick? - odparłem grzecznie trzymając słuchawkę już w ręce i szukając składników w lodówce

- Dzieci jak to dzieci ciągle coś nowego wymyślają a Rick jeździ tu i tam. Wszyscy czekamy, aż nas odwiedzisz.

- Spokojnie na pewno przyjadę jak tylko będę mógł. Jednak dzwonię w bardziej...poważniejszej sprawię.

- Coś się stało?

Zastanowiłem się jak zacząć temat, który sam w sobie był już trudny. Nie mogę na nią od razu naskoczyć, ale sprawa jest poważna. Starałem się jakoś sensownie dobierać słowa aby nie wyjść też na paranoika.

- Widujesz się codziennie z mamą? - spytałem spokojnie

- No tak, coś z nią nie tak? - odparła kobieta lekko zaniepokojona

- Raczej ja powinienem o to pytać ciebie  - westchnąłem przerywając robienie sobie kolacji i patrzyłem tępo na ścianę przed sobą. - Widziałaś może jak bierze leki? Albo czy są one w domu?

- Michael do czego zmierzasz?

- Boję się, że mama nie bierze lekarstw - wypowiedziałem na jednym tchu.

- Dlaczego tak uważasz? Rozmawiałeś z nią?

- Tak, nie tak dawno temu. Zaczęła świrować kiedy dowiedziała się, że jestem teraz sam w domu.

- Miki obiecuję, że się przyjrzę temu. Jak rozumiem mam na razie nie mówić o tym jej psychiatrze?

- Nie. Chcę się najpierw dowiedzieć czy moje przypuszczenia są słuszne, jeśli tak pojadę do niej i postaram się ją przekonać aby zaczęła brać leki.

- Dobrze, zadzwonię do ciebie jak się czegoś dowiem. Ja też nie chcę, żeby ją zamknęli w psychiatryku.

- Dobrze, dziękuje - kiedy się obróciłem zauważyłem jak Raffael opiera się o ścianę przy wejściu do kuchni. Patrzył na mnie lekko chłodnawym wzrokiem. - Muszę kończyć trzymaj się, pozdrów wszystkich

- A ty pozdrów tatę. Do usłyszenia Mikki.

- Długo tak tu stoisz? - spytałem ostro kiedy się rozłączyłem i schowałem urządzenie do kieszeni

- Wystarczająco długo aby powiedzieć ci, że to co robisz jest głupie - odpowiedział Raffa poważnym, głębokim i spokojnym głosem.

- Niby co jest głupie? - warknąłem - Że martwię się o własną matkę?

- Martwisz się o kobietę, która oszpeciła twoje ciało i skrzywdziła swojego syna.

Poczułem się jakbym dostał z liścia. Wybaczyłem mojej rodzicielce już dawno to co zrobiła. To nie była jej wina. Jak widać nie radziła sobie ze sobą, ale to ona była cały czas przy mnie. Mimo swoich problemów zawsze starała się wysłuchać nawet jeśli była na granicy wybuchu. Martwiła się o mnie jak o nikogo innego. Wspieraliśmy się na wzajem, nieraz ona powodowała uśmiech na mojej smutnej twarzy. Doradzała lepiej niż inni często zastępując ojca. Prawda skrzywdziła mnie, ale to nie jej wina.

- Nie panowała nad tym, zrozumiesz to czy nie? - spytałem zły zaciskając pięści - Nie było cię przy tym, nic o tym nie wiesz

- No to jak było? Sprowokowałeś ją wtedy czymś? Raczej wątpię. Pewnie było tak, że musiała się na kimś wyżyć i na kim innym miałaby to zrobić niż na tobie? Pewnie wiedziała, że nic z tym nie zrobisz i to wykorzy...

- Zamknij się! - krzyknąłem przybliżając się do niego - To nie jej wina! Rozumiesz? Ona nie była świadoma tego co robi! Nawet nie wiesz jak teraz tego żałuje!

- Żałuje tak bardzo, że nie bierze leki? - prychnął

W tej chwili nie wytrzymałem, coś we mnie pękło. Moja pięść idealnie wycelowała w twarz Raffy. Chłopak gwałtowanie złapał się za nos, z którego prysła ciemnoczerwona krew. Nie złamałem mu go, tego byłem pewny. Już zdarzało mi się bywać na bójkach i z łatwością jeśli chciałem łamałem komuś coś lub nie. W tym wypadku najchętniej bym mu złamał ten nos ale byłoby za dużo tłumaczenia tacie i Sam'owi. Raffael kucał na ziemi będąc zarówno w szoku jak i stanie bólu. Po chwili wstał i złapał najbliższą siebie ścierkę prztykając ją do rany. Czy czułem jakieś wyrzuty sumienia? Żadnych. Raffael nie wiedział nic o moich relacjach z matką i jej chorobie. To nie człowiek jest winny swoim problemom tylko świat, który go otacza. Jak widać moja mama nie jest na tyle wytrzymała a ja jej za to nie winię.

- Prawda boli co? - spytał Raffa o dziwo nie krzycząc na mnie jego usta poplamione były czerwonymi kroplami

- Chyba tak ja twój nos - prychnąłem odwracając się i kierując do swojego pokoju. - Jeśli o czymś nie wiesz to się nie wypowiadaj bo możesz zarobić w pysk i to nie raz.

✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️✖️

Poratuje ktoś gwiazdką? XD

My Myself & He...|| YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz