"Deszczowa miłość" - przecinki uciekły z wrażenia.

112 14 4
                                    

Od razu zaznaczę, że tytuł w żadnym stopniu nie miał autorki "Deszczowej miłości" obrazić. Na przecinkach wrażenie według mnie wywarł naprawdę fajny styl i nieźle poprowadzona fabuła. Jakoś tak wyszło, że zamiast, jak to zapowiedziałam wcześniej, przeczytać 5 - 10 rozdziałów, nagle znalazłam się na trzynastym, a to chyba sporo mówi o moim nastawieniu do opowieści.

Ale od początku... Tym jakże zgrabnym wstępem przejdźmy od razu do fabuły.

1. Fabuła

Deszczowa miłość to historia młodej kobiety, której życie dość nagle urozmaicone zostaje o kilka nowych sytuacji. Jakby na wezwanie "anioła stróża" wraz z dość niecodziennymi związanymi z pracą problemami, właściwie nie wiadomo skąd, pojawia się interesujący mężczyzna.

I to chyba tyle, co mogę powiedzieć po tych trzynastu rozdziałach, ponieważ fabuła nie pędzi niczym pendolino, jak to często bywa w niedopracowanych powieściach, w których w pierwszym rozdziale dziewczyna zostaje porwana, a w drugim zdążyła już na tyle pokochać porywacza, że biorą ślub, a w drodze jest dziecko (ja wiem, że może trochę koloryzuję, ale nie mówcie, że tak czasem nie bywa). Wracając, w "Deszczowej miłości" fakty o głównej bohaterce, o jej wyglądzie, charakterze, daje się czytelnikowi po trochu i nie poprzez opisy rodem z charakterystyki, ale w zgrabnie wplecionych w akcję okolicznościach. To samo oczywiście z opisami jej otoczenia oraz z wprowadzeniem czytelnika w codzienność Idy.

Jeśli chodzi o główny wątek, czyli (najprawdopodobniej, bo powieść wcale nie skupia się tylko na jednym) perypetie miłosne Idy, historia wydaje się naprawdę ciekawa i jestem pewna, że poza kilkoma dotychczasowymi zaskoczeniami, w opowiadaniu czeka na nas jeszcze nie jeden zwrot akcji.

2. Styl

Styl to cecha bardzo indywidualna i co jednych zachwyca, może innych przyprawiać o mdłości. Niektóre prace mają jednak to szczęście, że raczej każdemu ich styl powinien się podobać. Czy autorce udał się taki uniwersalizm? Chyba nie w stu procentach... i w sumie dobrze.

Mnie osobiście naprawdę pasowała konwencja, w której w środku rozdziału nagle zmieniała nam się narracja, a te same wydarzenia opisywane zostawały z innej perspektywy. Ciekawy był też fakt, że większość rozdziałów rozpoczynała się o poranku, a kończyła wraz z zapadnięciem Idy w sen. Akurat w moich pracach nigdy tego nie stosuję... wolę kończyć rozdziały w sposób wywołujący uczucie "Że co do jasnej Anielki się tu właśnie wydarzyło?!" (chyba wiadomo, o co chodzi xD), jednak, kończąc rozdział "Deszczowej miłości", można sobie spokojnie podumać chwilę, a potem wybrać, czy chce się czytać dalej, czy też starczy na dzisiaj. Nie ma więc takiego parcia jak w moim rozwiązaniu. I jak już mówiłam, mi się to podoba... nie każdemu musi ;P

Chyba powinnam jednak powiedzieć też słówko trochę bardziej obiektywnie. Styl jest prowadzony sukcesywnie, nie zmieniając się jak w kalejdoskopie. Nie jest ani zbyt monotonny poprzez jakieś kilometrowe opisy wazonu stojącego w salonie brata koleżanki szwagra cioci, ani też zbyt szybki w stylu "Poszłam do domu, zjadłam i poszłam spać, a następnego dnia znów poszłam do pracy". Myślę, że nie mam się więc czego uczepić, poza może jednym małym szczegółem: kiedy tak zmienia się narracja, czasem dostajemy te same wydarzenia, a fakt tej zmiany niczego szczególnego do historii nie wnosi. Czytanie tych samych dialogów z odrobinę innymi komentarzami bywa trochę nudnawe. Ale to moja jedyna uwaga.

3. Popełniane błędy

Oj, nie lubię tak komuś wypominać, nie lubię...

Ale, jak sama wspomniałaś w dopisku pod jednym z pierwszych rozdziałów, interpunkcja zdecydowanie nie jest twoją mocną stroną. Przecinki albo poszły na kawę (oj, spora ta kawiarnia ;P), albo tak się zachwyciły fabułą, że pobiegły opowiedzieć o niej znajomym. 

Dobrze, że to tylko interpunkcja. Problem o tyle błahy, że łatwo się go pozbyć. Trochę ćwiczeń (mnie bardzo pomogło czytanie tych całych nudnych regułek, bo potem przypominałam je sobie podczas pisania), może trochę pomocy z zewnątrz. Przydatne może być przepuszczanie tekstu przez jakiś programik przed publikacją. Polecam "language tool" (do wpisania w google), potrafi naprawdę sporo wyłapać.

Poza tą nieszczęsną interpunkcją tekst ma się dobrze. Ortografia jest w porządku, może poza jakimiś literówkami nie znajdowałam żadnych karygodnych błędów. Przyczepiłabym się tylko do tego, że czasem postacie przypadkiem zmieniają płeć. Do słowa "on" wkrada się po cichu literka "a", wattpad nie widzi błędu, bo niby dlaczego, a Ida, rozmawiając sobie z Robertem, nagle opisuje, że jakaś "ona" podała jej rękę.

To wciąż tylko niewielkie błędy, wszystko do wypracowania ;)

4. Ogólne wrażenia

Jako wierny fan fantastyki, ubóstwiający Sapkowskiego, Ćwieka, Riordana i im podobnych twórców, byłam naprawdę sceptycznie nastawiona do "Deszczowej miłości". Kiedy zobaczyłam kategorię "romans", zrobiłam wielkiego facepalma i powiedziałam "Oh God, why?"

Skąd więc ta nagła teleportacja do trzynastego rozdziału?

Sama zadaję sobie to pytanie.

Niby typowy romans, bo pojawia się jakiś adorator, jest miło, pewnie będzie jakiś zwrot i przestanie być miło, pewnie potem znowu będzie miło, ale coś mnie zwyczajnie wciągnęło. Może to ten styl, może mimo moich książkowych preferencji uderzyła mnie dobra fabuła. No mówię... nie wiem.

Fakty są niepodważalne. Skoro ktoś tak uparcie obstający przy wyższości smoków nad pocałunkami jest w stanie bez płaczu i przeklinania na czym świat stoi, a wręcz z zaciekawieniem przebrnąć przez sporą część "Deszczowej miłości", to jest to ewidentny znak, że książka jest dobra.

I tym pozytywnym akcentem zakończę moje rozważania.

Miłego wstawiania przecinków ;)

пока!

"Nie znam się to się wypowiem" - czyli recenzje Wilki ChaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz