Pół godziny po spotkaniu z Amelią wciąż nie dotarłem do domu. Zatrzymałem się w restauracji i zamówiłem kawę. Przyglądam się papierom rozwodowym, trzymam w ręce długopis, podchodzę do złożenia podpisu już chyba z dziesiąty raz, ale wciąż nie mogę tego zrobić. Jakaś część mnie nie chce tego niestety to i tak jest nieuniknione.
Podczas naszego spotkania zachowałem się trochę dziwnie, wiem, że to zauważyła. To wszystko wynika z tego, że... No właśnie z czego? Dlaczego tak ciężko było się z nią spotkać? Tak jak to określiła, rozstania są częścią życia, więc czemu ciężko było mi na nią spojrzeć? Zadaje sobie te idiotyczne pytania, chociaż znam odpowiedź. Czemu tak ciężko przyznać to przed samym sobą?
Rozejrzałam się po sali, starsze małżeństwo, śmieją się, trzymają za ręce. Szczęśliwi, zakochani w sobie bez pamięci. Młodzi, starsi, nawet geje, widać szczęście wypisane na ich twarzach, to jak na siebie patrzą, jak uśmiechają się do siebie. Z Carmen nigdy tak nie było, ja nigdy nie patrze na nią w ten sposób. Wiem, że mnie kocha, jaka jest, taka jest, ale jednak mnie kocha. Nigdy nie wyznałem jej miłości, bo to by było kłamstwo, nic kompletnie do niej nie czuję. Mam wrażenie, że to poczucie obowiązku, każe mi z nią wciąż być. Poroniła już trzy razy, nie może donosić ciąży, a przy trzecim poronieniu próbowała się zabić. Nigdy w życiu nie zapomnę widoku jej leżącej na ziemi, zimnej bez cienia życia. Lekarze cudem ją odratowali. To było trzy lata temu, po tym incydencie, gdy poprosiła, abym się z nią ożenił, nie potrafiłem odmówić. Ciągnę to już trzeci rok, matka nie daje mi spokoju, ojciec nienawidzi jednej i drugiej tak jak to stwierdził mój przyjaciel mam za miękkie serce i dziwne priorytety. Jedną z moich wad jest właśnie Zadowalanie wszystkich dookoła, nie patrząc przy tym na własne potrzeby. Nie potrafię tego zmienić, za miesiąc skończę 39 lat i wciąż nie mam własnej rodziny. Wieczny kawaler to chyba moja przyszłość.
- No, no... Co szwagier może oblejemy twój ślub z Amelią? Nie miałem okazji być na waszym weselu.
Simon usiadł naprzeciw mnie z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Skąd w ogóle się tu wziął.
- Spieprzaj Simon!
- Wyluzuj, przecież żartuje. Dawno się nie widzieliśmy co u ciebie?
- Jakbyś nie wiedział.
- Tak to trochę chore współczuję Ci.
Od słowa do słowa kilka drinków i rozmowa z nim działa na mnie kojąco. Żadnej rozmowy o jego siostrach, nie chcę o tym rozmawiać.Umówiliśmy się w przyszłym tygodniu. Simon się żeni, znam jego wybrankę i nic dziwnego, że szczęście w jego oczach jest tak widoczne. To jak o niej mówi, świadczy o wielkiej miłości. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zresztą co ja mogę o tym wiedzieć.
Przez niego musiałem zostawić samochód przed restauracją i zamówić taksówkę. Po kilku drinkach czuję się lekko odurzony, wolę nie ryzykować wystarczy chwila nieuwagi, by stała się tragedia.
- Słuchaj, straciłem już głównego drużbę, więc jest zapytanie... Zostaniesz nim ty? Lepszego kandydata na to miejsce nie mam To jak?
- Z przyjemnością.
- Uprzedzam, Camilla nie ma wstępu ani na ślub, ani na wesele.
- Aj, aj kapitanie.
- W takim razie widzimy się jutro po pracy. Musi umówić szczegóły. Uprzedzam, to ma być ślub jej marzeń. Kurs tańca, na próby chodzimy codziennie. Wieczoru kawalerskiego nie będzie, to znaczy będzie połączony z panieńskim. W Vegas są już zarezerwowane loże VIP, ślub jest za dwa miesiące mamy mało czasu.Nieźle. Pożegnałem się z nim i wsiadłem do taksówki. Jestem wyczerpany...
***
W końcu dotarłem do domu wszedłem schodami zamiast skorzystać z windy, otworzenie drzwi kluczem okazało się trudniejsze niż myślałem, ale się udało. Wszedłem do korytarza zdjąłem kurtkę i buty. W salonie czeka na mnie moja zmora.