38

326 25 2
                                    

- Mam się bać, czy nie bardzo? 

- Uważaj na słowa, bo chyba nie do końca wiesz z kim rozmawiasz.- przeszedł obok mnie i klepnął mnie tak mocno w tyłek, że aż mnie zabolał. 

- Wiem z kim rozmawiam.- warknęłam- Nie musiałeś tak mocno.- zaczęłam masować swoje pośladki. 

- Zaraz idziemy.- mruknął sobie pod nosem i ruszył na górę. 

Po dziesięciu minutach wrócił na dół przebrany. 

- Mógłbyś przynieść z garażu wózek dla Jake'a?- zapytała. 

- Już idę.- burknął i ruszył w odpowiednim kierunku. 

Ruszyłam ze swoim synem w kierunku przedpokoju. Po kilku minutach brunet wyjął wózek z garażu. Wsadziłam do niego małego Malika, a sama zaczęłam zakładać buty. Kiedy to zrobiłam wzięłam wózek i wyszłam przed dom, a za mną Zayn. Ruszyliśmy powoli w kierunku szpitala. Było ciepło jednak nie za gorąco. Pierwsze kilka minut szliśmy w totalnej ciszy, która z minuty na minutę robiła się coraz bardziej krępująca. W końcu brązowooki postanowił ją przerwać. 

- Jak myślisz, jaki będzie wynik? O ile oczywiście będzie poprawny, bo z tym zdrajcą i jego znajomymi to nic nie wiadomo. 

- Nie wiem... Strasznie się go obawiam.. Dziś cała noc przez to nie spałam. 

- Wiem.. Przewracałaś się w nocy z boku na bok, jakbyś miała robale w dupie i przez to kilka razy mnie obudziłaś. 

- Przepraszam...- spuściłam głowę. 

- Nie masz za co.... Chcesz odwiedzić dziś naszą córkę? 

- Tak. Nawet jakbyś nie zapytał to bym to zrobiła. 

- Wiem.- złapał mnie za rękę- Daj. Poprowadzę wózek. 

- Nie ma takiej potrzeby.- zaśmiałam się. 

- Daj i nie marudź.- wziął ode mnie wózek, a po chwili złapał mnie za dłoń. 

- Nie wstydzisz się mnie?- prychnęłam na jego gest. 

- A mam powód żeby się ciebie wstydzić?- zmarszczył brwi. 

- No nie wiem. Tylko... A nie ważne.- westchnęłam splatając nasze palce razem. 

Po jakimś czasie byliśmy pod szpitalem moje serce zaczęło bić jak szalone. Weszliśmy do budynku. A przy recepcji stał już Louis z kopertą w ręku. Podeszliśmy do niego. 

- Przyszłaś z nim?- wskazał na Malika palcem. 

- Tak. Patrzyłeś na wyniki? 

- Postanowiłem poczekać na ciebie.- powiedział i podał mi kopertę. 

Niepewnie ja chwyciłam. Spojrzałam na Zayna, który delikatnie się uśmiechnął opierając się o wózek. Przełknęłam ślinę i zaczęłam otwierać kopertę. Kiedy ją otworzyłam, głośno westchnęłam i zaczęłam wyciągać z niej kartkę. Wyciągnęłam ją i zaczęłam czytać. 

" Badanie.. Bla bla... Uczestnicy.. Bla bla.. Zlecający.. Bla bla.. Wykonujący... Bla bla... Wynik... Wynik jednoznacznie wykazuje pokrewieństwo pomiędzy uczestnikami badania, Louisem Tomlinsonem i Rose Smith. Jednak nie jest to pokrewieństwo 100%, ale bez wątpienia mają te same geny przekazane od jednego z rodziców, z czego wychodzi, że są rodzeństwem przyrodnim, mają jednego rodzica wspólnego, a drugi jest zupełnie inny.[...]". 

Przeczytałam wynik i czułam jak nogi się pode mną uginają. 

- Jaki wynik?- usłyszałam głos Zayna, który aktualnie mnie podtrzymywał. 

- To jest kurwa nie możliwe...- powiedziałam czując się jak w jakimś transie... 

- Jaki wynik?- powtórzył, a Tomlinson zabrał mi kartkę z ręki i sam zaczął ją czytać. 

- Pozytywny.- powiedział po chwili. 

- Czyli jesteście rodziną?- warknął mój narzeczony, a szatyn przytaknął.- Kurwa..- mruknął pod nosem i zabrał Louisowi kartkę. 

Zaczął ją studiować. Czytał, sprawdzał dane i podpisy, pieczątki. Sprawdzał czy aby na pewno jest to wiarygodne. 

- No kurwa bez jaj.- zaśmiał się po chwili- Ty serio jesteś idiotą Tomlinson? " Analizy dokonał: Dr Richard Wilson*"- przeczytał.- Serio?- zaśmiał się. 

- Jak to Wilson?- zmarszczył brwi i podszedł do nas. 

- Normalnie. Przecież on pracuje w Bradford.- prychnął- To, że jest dobry w wielu dziedzinach medycznych to wiem, ale serio nie mogłeś kogoś zmyślić?- zaśmiał się. 

- Witam was chłopcy i ciebie Rose.- usłyszałam znajomy głos. 

 Od razu cała nasza trójka spojrzała w tamtym kierunku. Stał tam ten lekarz z Bradford, który pomógł mi już dwa razy. Chłopcy najwyraźniej się zdziwili jego widokiem. 

- Richard, co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony brunet. 

- Oddelegowali mnie tu wczoraj. Od teraz będę tu pracował. 

- Ty analizowałeś te wyniki? 

- Louisa i Rose? Tak. A co? Coś nie tak? Sprawdzałem je osobiście, więc nie ma mowy o pomyłce. Na początku chciał je sprawdzić jakiś chłopak, ale w końcu zlecił to mi.- kucnął przy wózku.- To wasze dziecko?- uśmiechnął się przyglądając się śpiącemu maluchowi. 

- Tak.- odpowiedziałam. 

- Podobne do ciebie Zayn. Miło mi się rozmawiało, ale muszę iść do wcześniaków.- westchnął. 

- Czemu do wcześniaków musisz iść?

*Nie pamiętam czy podawałam nazwisko tego lekarza XD Ale jeśli tak to przepraszam (możecie mnie poprawić jeśli jest ono złe, a potem ja je tu poprawie )

---

Boże... Wczoraj na pierwszej części tego opowiadania wybiło 8 tyś wyświetleń.. Rozumiecie?! 8 tysięcy !! A dziś jest już prawie 8 300 :') Nie wierzę jak to się stało XD Ale mimo wszystko dziękuje każdemu z was z osobna :)

W ogóle... Dziękuje też każdej osobie, które nadal ze mną są.. Jest was około 4-6 osób... Ale to właśnie wam chce szczególnie podziękować :) Bo wiem, że mam dla kogo pisać i, że ktoś to czyta :* ♥ XD

A co do rozdziału... Nie stają się coraz gorsze? Ja osobiście odnoszę takie wrażenie... Ale mimo wszystko jestem ciekawa waszej opinii XD

Dobra nie przynudzam już...

Pozdrawiam i do następnego !!

PS Przepraszam za błędy (możecie mi je wypominać XD)

PS2 Jutro wrzucę kolejny rozdział :)

Inne opowiadania:

►Hooligans || Z.M. ~ Ale to raczej znacie XD

►Hooligans: Life is Brutal || Z.M. [ZAKOŃCZONE]

►Random Knowledge || Z.M. [ZAWIESZONE]

►Wyzwanie: Psychiatryk 

Hooligans: Life is Hard || Z.M. (sequel Hooligans)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz