- Mam się bać, czy nie bardzo?
- Uważaj na słowa, bo chyba nie do końca wiesz z kim rozmawiasz.- przeszedł obok mnie i klepnął mnie tak mocno w tyłek, że aż mnie zabolał.
- Wiem z kim rozmawiam.- warknęłam- Nie musiałeś tak mocno.- zaczęłam masować swoje pośladki.
- Zaraz idziemy.- mruknął sobie pod nosem i ruszył na górę.
Po dziesięciu minutach wrócił na dół przebrany.
- Mógłbyś przynieść z garażu wózek dla Jake'a?- zapytała.
- Już idę.- burknął i ruszył w odpowiednim kierunku.
Ruszyłam ze swoim synem w kierunku przedpokoju. Po kilku minutach brunet wyjął wózek z garażu. Wsadziłam do niego małego Malika, a sama zaczęłam zakładać buty. Kiedy to zrobiłam wzięłam wózek i wyszłam przed dom, a za mną Zayn. Ruszyliśmy powoli w kierunku szpitala. Było ciepło jednak nie za gorąco. Pierwsze kilka minut szliśmy w totalnej ciszy, która z minuty na minutę robiła się coraz bardziej krępująca. W końcu brązowooki postanowił ją przerwać.
- Jak myślisz, jaki będzie wynik? O ile oczywiście będzie poprawny, bo z tym zdrajcą i jego znajomymi to nic nie wiadomo.
- Nie wiem... Strasznie się go obawiam.. Dziś cała noc przez to nie spałam.
- Wiem.. Przewracałaś się w nocy z boku na bok, jakbyś miała robale w dupie i przez to kilka razy mnie obudziłaś.
- Przepraszam...- spuściłam głowę.
- Nie masz za co.... Chcesz odwiedzić dziś naszą córkę?
- Tak. Nawet jakbyś nie zapytał to bym to zrobiła.
- Wiem.- złapał mnie za rękę- Daj. Poprowadzę wózek.
- Nie ma takiej potrzeby.- zaśmiałam się.
- Daj i nie marudź.- wziął ode mnie wózek, a po chwili złapał mnie za dłoń.
- Nie wstydzisz się mnie?- prychnęłam na jego gest.
- A mam powód żeby się ciebie wstydzić?- zmarszczył brwi.
- No nie wiem. Tylko... A nie ważne.- westchnęłam splatając nasze palce razem.
Po jakimś czasie byliśmy pod szpitalem moje serce zaczęło bić jak szalone. Weszliśmy do budynku. A przy recepcji stał już Louis z kopertą w ręku. Podeszliśmy do niego.
- Przyszłaś z nim?- wskazał na Malika palcem.
- Tak. Patrzyłeś na wyniki?
- Postanowiłem poczekać na ciebie.- powiedział i podał mi kopertę.
Niepewnie ja chwyciłam. Spojrzałam na Zayna, który delikatnie się uśmiechnął opierając się o wózek. Przełknęłam ślinę i zaczęłam otwierać kopertę. Kiedy ją otworzyłam, głośno westchnęłam i zaczęłam wyciągać z niej kartkę. Wyciągnęłam ją i zaczęłam czytać.
" Badanie.. Bla bla... Uczestnicy.. Bla bla.. Zlecający.. Bla bla.. Wykonujący... Bla bla... Wynik... Wynik jednoznacznie wykazuje pokrewieństwo pomiędzy uczestnikami badania, Louisem Tomlinsonem i Rose Smith. Jednak nie jest to pokrewieństwo 100%, ale bez wątpienia mają te same geny przekazane od jednego z rodziców, z czego wychodzi, że są rodzeństwem przyrodnim, mają jednego rodzica wspólnego, a drugi jest zupełnie inny.[...]".
Przeczytałam wynik i czułam jak nogi się pode mną uginają.
- Jaki wynik?- usłyszałam głos Zayna, który aktualnie mnie podtrzymywał.
- To jest kurwa nie możliwe...- powiedziałam czując się jak w jakimś transie...
- Jaki wynik?- powtórzył, a Tomlinson zabrał mi kartkę z ręki i sam zaczął ją czytać.
- Pozytywny.- powiedział po chwili.
- Czyli jesteście rodziną?- warknął mój narzeczony, a szatyn przytaknął.- Kurwa..- mruknął pod nosem i zabrał Louisowi kartkę.
Zaczął ją studiować. Czytał, sprawdzał dane i podpisy, pieczątki. Sprawdzał czy aby na pewno jest to wiarygodne.
- No kurwa bez jaj.- zaśmiał się po chwili- Ty serio jesteś idiotą Tomlinson? " Analizy dokonał: Dr Richard Wilson*"- przeczytał.- Serio?- zaśmiał się.
- Jak to Wilson?- zmarszczył brwi i podszedł do nas.
- Normalnie. Przecież on pracuje w Bradford.- prychnął- To, że jest dobry w wielu dziedzinach medycznych to wiem, ale serio nie mogłeś kogoś zmyślić?- zaśmiał się.
- Witam was chłopcy i ciebie Rose.- usłyszałam znajomy głos.
Od razu cała nasza trójka spojrzała w tamtym kierunku. Stał tam ten lekarz z Bradford, który pomógł mi już dwa razy. Chłopcy najwyraźniej się zdziwili jego widokiem.
- Richard, co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony brunet.
- Oddelegowali mnie tu wczoraj. Od teraz będę tu pracował.
- Ty analizowałeś te wyniki?
- Louisa i Rose? Tak. A co? Coś nie tak? Sprawdzałem je osobiście, więc nie ma mowy o pomyłce. Na początku chciał je sprawdzić jakiś chłopak, ale w końcu zlecił to mi.- kucnął przy wózku.- To wasze dziecko?- uśmiechnął się przyglądając się śpiącemu maluchowi.
- Tak.- odpowiedziałam.
- Podobne do ciebie Zayn. Miło mi się rozmawiało, ale muszę iść do wcześniaków.- westchnął.
- Czemu do wcześniaków musisz iść?
*Nie pamiętam czy podawałam nazwisko tego lekarza XD Ale jeśli tak to przepraszam (możecie mnie poprawić jeśli jest ono złe, a potem ja je tu poprawie )
---
Boże... Wczoraj na pierwszej części tego opowiadania wybiło 8 tyś wyświetleń.. Rozumiecie?! 8 tysięcy !! A dziś jest już prawie 8 300 :') Nie wierzę jak to się stało XD Ale mimo wszystko dziękuje każdemu z was z osobna :)
W ogóle... Dziękuje też każdej osobie, które nadal ze mną są.. Jest was około 4-6 osób... Ale to właśnie wam chce szczególnie podziękować :) Bo wiem, że mam dla kogo pisać i, że ktoś to czyta :* ♥ XD
A co do rozdziału... Nie stają się coraz gorsze? Ja osobiście odnoszę takie wrażenie... Ale mimo wszystko jestem ciekawa waszej opinii XD
Dobra nie przynudzam już...
Pozdrawiam i do następnego !!
PS Przepraszam za błędy (możecie mi je wypominać XD)
PS2 Jutro wrzucę kolejny rozdział :)
Inne opowiadania:
►Hooligans || Z.M. ~ Ale to raczej znacie XD
►Hooligans: Life is Brutal || Z.M. [ZAKOŃCZONE]
►Random Knowledge || Z.M. [ZAWIESZONE]
►Wyzwanie: Psychiatryk
CZYTASZ
Hooligans: Life is Hard || Z.M. (sequel Hooligans)
Fiksi PenggemarJeden dzień... Jedna chwila... Jeden moment... Tyle wystarczy żeby zmienić życie o 180°. Dwoje ludzi z jednego środowiska, po pewnym czasie próbuję żyć normalnie... Czy im się uda? A może przeszłość da o sobie znać? A może fakty z przeszłości im w t...