rozdział trzydziesty pierwszy

405 59 49
                                    

*ważna notka na dole, zajrzyjcie tam*



Poniedziałek, 29 kwietnia 2019, godzina 13.08

— No więc zaczynając od początku. Czemu jesteś tutaj, a nie w Sacramento?

Amelia siedziała przy wyspie kuchennej i beznamiętnie wpatrywała w kubek z parującą herbatą wiśniową. Gołym okiem widać było, że jest wymęczona wszystkim i jedynym czego pragnie to nie rozmowa, a ciepłe łóżko i chwila dla siebie samej. Również i mi przydałaby się taka chwila, może dwie, okej pół życia takiego spokoju, ale to już zdołaliście pewnie wywnioskować.

Zdaję sobie sprawę, że zachowuję się jak typowy stary zrzęda, któremu przeszkadzają nawet majtki w tyłku, ale kto z nas nie ma w sobie czegoś z takiego marudnego i wiecznie niezadowolonego człowieka? Nie ma tylko optymistów, pesymistów czy stu procentowych realistów. Każdy człowiek jest mieszanką tych wszystkich cech. Wszyscy jesteśmy jak ziarenka piasku. Niby każdy taki sam, ale jednak zupełnie inny. Każdy z nas jest indywidualną mieszanką różnych uczuć czy cech.

Szczerze nienawidzę też takiego szufladkowania ludzi pod względem upodobań, rodzaju muzyki czy stylu ubierania. Cholera, każdy ma prawo robić, słuchać i ubierać się jak chce. To bez sensu, że w XXI wieku każdy próbuje dążyć do tego, by wyglądać jak ktoś inny. Chyba nie po to jesteśmy tak tóżni, by upodabniać się do drugiego człowieka. Gdzie w tym sens? Zamiast na siłę być kimś innym może spróbowalibyśmy być sobą? Odnaleźć swoje prawdziwe ja, a nie szukać go u innych ludzi?

Czy odbiegłem od tematu? Jak najbardziej.
Czy mi to przeszkadza? Skądże.
Czy to co mówiłem było nudne? Pewnie tak.
Czy było ważne? Zależy jak, kto na to spojrzy.

Wracając do wątku głównego jakim w tym momencie była prawie zapłakana Amelia znajdująca się w mojej malutkiej kuchni.

— Musimy teraz o tym rozmawiać? – podniosła na mnie swoje zmęczone oczy i jęknęła zrezygnowana, gdy pokiwałem twierdząco głową. — To naprawdę długa historia.
— A ja przypadkiem mam od cholery czasu, więc możesz mówić wszystko.
— Wstyd mi o tym opowiadać.
— Sprzedałaś nerkę? Puściłaś się za kasę?
— Co? Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
— Próbuję już wszystkiego byś zaczęła mówić – odstawiłem swój kubek na blat i spojrzałem na nią wyczekująco.

Ona jednak chyba nadal nie była skora do rozmowy. Znacie może sposób jak cokolwiek wyciągnąć z kobiety? Oprócz siły oczywiście.

— Poznałam kogoś – z transu wyrwał mnie jej cichy głos.
— Już miałem zamiar cię traktować torturami – posłała w moją stronę wymowne spojrzenie. — Okej, okej. Kontynuuj.
— Poznałam kogoś. Jakiś miesiąc, może dwa temu. Na takiej jakby wymianie. Ktoś z Sacramento miał przyjechać tutaj, a ktoś stąd tam. Zgłosiłam się ja. I poznałam faceta. Z początku wydawał mi się dziwny. Czerwone włosy, kolczyk w brwi i do tego ubierał się jakby go nie było stać na nic lepszego. Zaprosił mnie na kawę. Rozmawialiśmy i wtedy poczułam, że to jest odpowiedni facet dla mnie, a nie Greg. Poczekaj, zanim zaczniesz prawić mi morały daj skończyć. Zaczęłam z nim regularnie pisać, dzwoniliśmy do siebie. W końcu na którymś zjeździe podczas tej wymiany chyba za bardzo poszliśmy na całość. Uprzedzając twoje pytanie, tak przespałam się z nim.
— Mam tylko jedno pytanie. Co ty do cholery robisz tutaj z walizkami?
— Powiedziałam rodzicom, że zrywam zaręczyny. Ślubu nie będzie. Oddałam Gregowi pierścionek, spakowałam się i trafiłam tutaj.
— Niech zgadnę, Michael o niczym nie wie?
— Gdyby wiedział nie byłoby mnie tutaj – zapadła chwila ciszy. — Zaraz, moment. Skąd wiesz, że ma na imię Michael?
— Chyba mamy wspólnego znajomego. Ten chłopak co tutaj ze mną był to właśnie Calum. I to właśnie u niego mieszka Mike. Niespodzianka?

Uśmiechnąłem się lekko, a raczej starałem żeby to chociaż trochę przypominało uśmiech, ale chyba mi nie wyszło, bo Amelia znowu żałośnie jęknęła i schowała głowę między swoje ramiona.

Cała ta sytuacja powoli zaczynała mnie po prostu bawić i dlatego też wybuchnąłem niekontrolowanym histerycznym śmiechem. Amelia podskoczyła na swoim miejscu i spojrzała na mnie jak na ostatniego idiotę. Nie zwróciłem na to uwagi i moje usta nadal opuszczał śmiech, który raczej nie był przyjemny. Po chwili umilkłem i tak jak kilka minut wcześniej zrobiła Amelia, tak teraz ja ukryłem twarz w dłoniach.

Cała ta groteskowa sytuacja była po prostu absurdalna. Niedosyć, że Calum złożył mi jakąś niemoralną propozycję to jeszcze kochana Pani Profesor i jej nawet gorsza propozycja, a teraz na dokładkę Amelia i jej chwilowe zauroczenie tym stukniętym facetem jakim jest przyjaciel Caluma.

Lepiej być nie może? Zdziwię was, bo w momencie wstawania od wyspy kuchennej ktoś zadzwonił do drzwi.

Kogo tam jeszcze kurwa niesie? – powiedzieliśmy równo z Amelią przez co na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.



$

jakieś teorie kogo tam przywiało?

jakiś nudny ten rozdział, przepraszam

jak tam u was? jak minęły wam te 3 dni? ktoś się was czepiał, denerwował lub po prostu wkurwiał? jedliście kluski? i przede wszystkim trzymacie się jakoś? mam nadzieję, że tak

mam jeszcze jedną sprawę. może chciałby ktoś pytania do bohaterów? piszcie co o tym sądzicie.

rozdział *nudny jak cholera* dedykuję lovelywildash moja ulubiona klusia, co nie znaczy, że reszta nie jest moimi klusiami!

mam jeszcze malutką prośbę. czy każdy kto tutaj zajrzał mógłby pozostawić po sobie jakiś ślad? najmniejszy nawet.

kocham was i wszystkim przesyłam mocnego przytulaska.

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz