Rozdział VI

342 39 10
                                    

- Dzień dobry, nazywam się Shaniqua i będę twoim medium jeśli zechcesz. - powiedział gruby, damski głos w słuchawce.

- Aha, bo ja jestem Grażyna i potrzebuje pomocy. Dużo trzeba pani zapłacić? - powiedziałam.

- Pani, ja tania, pani ja pomogę. Gdzie przyjechać? - powiedziała zadowolona.

- Ulica Chang-Chiong 6/66.

- Zła liczba, zła liczba, przyjadę, zaraz będę. - po tym usłyszałam tylko *bip bip*, najwyraźniej odłożyła słuchawkę. 

Poszłam od razu do naszej pokojówki, która pomogła mi w wyborze dobrego, taniego medium. 

- Zdzisia, udało się! Przyjedzie! - powiedziałam podekscytowana.

- To dobrze. - odpowiedziała Zdzisia i wyszła.

Czekałam na Shanique prawie dwie godziny, aż w końcu zobaczyłam czerwony rower, który podjechał pod wille. Siedziała na nim gruba, czarna kobieta. Na głowie miała chyba szopa pracza. Była ubrana w czerwoną, opięta sukienkę. Wcale ze wszystkich stron nie wylewało jej się sadło. Zignorowałam to i wyszłam ją przywitać.

- Dzień dobry, pani musi być Shaniqua?

- Tak, tak, to ja, ja Shaniqua, ja pomóc pani, mogę wejść? - nawet nie poczekała na moją odpowiedź i od razu podążyła do drzwi.

Od razu za nią poszłam i zaczęłam opowiadać co do tej pory działo się w domu. Było po niej widać, że jest zszokowana. Powiedziała tylko:

- Zły dom, zły. 

Pomimo tego postanowiła wejść do środka.

***

Na jej twarzy malowało się przerażenie, jej źrenice poszerzały się coraz bardziej, a ona zaczęła mówić w jakimś dziwnym języku. 

- ninfoinewifnfnworignwfpwefpqe - mniej więcej tak to brzmiało.

***

Po około czterdziestu minutach paplaniny z jej strony postanowiłam wreszcie się zapytać, o co jej chodzi.

- Dobrze się pani czuje, bo ja płacę i wymagam, tak?

- Pani, pani, pani patrzy, tam jest duch, duch kobiety, kobieta smutna.

- Ja nic nie widzę, jak wygląda?

- Czarne, czarne włos... - nie zdążyła dokończyć i zemdlała. 

***

- Kurwa, Janusz, ta grubaska zarwała nam podłogę i wpadła do piwnicy. Co ja mam robić? - powiedziałam tak wkurzona, że mój mąż przez słuchawkę musiał poczuć jad, jaki wtedy ze mnie tryskał. 

- Grażyna, a co ja? Dźwig? -

- Masz tu przyjechać! Rozumiesz to? Jestem sama z tym wszystkim, a ty co? Pewnie żresz obiadek u mamusi? - powiedziałam to i rozłączyłam się.

Świetnie, w piwnicy leży grube medium, Janusza nie ma w domu, Zdzisia gdzieś uciekła, a ja zostałam z tym wszystkim sama. SAMA tak powinnam mieć na drugie imię, ale matka nazwała mnie Grażyna Jessica. Nie wiem co jej wtedy odbiło. Dobra, zejdę tam i zobaczę jak się czuje.

Poszłam po latarkę, nóż i otworzyłam drzwi. Od razu poczułam na sobie lekki chłód, smród stęchlizny i bigos. Najwyraźniej Shaniqua musiała się go nażreć przed seansem. Zeszłam po schodach i zobaczyłam moje "medium". Leżała jakby zasnęła, ale z jej głowy sączyła się krew. Musiało jej się jednak coś stać. Podeszłam do niej od razu:

- Gruba?! Gruba?! Wstawaj, nie rób sobie ze mnie jaj! - krzyknęłam.

Nie czułam pulsu, ani na szyi ani na ręku. Chyba mamy kolejny śmiertelny przypadek w tym przeklętym domu...


Grażyna Horror Story IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz