Ciemność.
Ciemność i pustka. Niesamowicie przytłaczająca cisza, która doprowadzała mnie do szaleństwa. To były jedyne słowa, którymi mogłam opisać miejsce, w którym znajdowałam się po przebudzeniu ze stanu całkowitego otępienia. Nie byłam do końca pewna, jakie narkotyki ci psychole wpakowali we mnie, ale na pewno nie było to nic nieszkodliwego. Czułam, że skutki przymusowego zażycia substancji odczuję dopiero za kilka chwil. I nie będzie to w żaden sposób miłe.
Zamrugałam kilkakrotnie, mając nadzieję, że moje oczy przyzwyczają się do ciemności panującej w chłodnym pomieszczeniu i będę w stanie zauważyć chociaż zarys czegokolwiek znajdującego się w tym pokoju razem ze mną. No, chyba że oślepłam, to w tym przypadku nic nie pomoże mi w ujrzeniu jakichkolwiek szczegółów i zgniję nawet nie wiedząc do końca gdzie.
Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, a ja wzdrygnęłam się z powodu panującego w pomieszczeniu chłodu. Był nie do zniesienia, dosłownie jakby ktoś nagle wywiózł mnie na Syberię i kazał w samym podkoszulku spędzić noc w piwnicy. Okropieństwo.
Piwnica. Tak, to musi być to. Nie ma innego wyjścia, wrzucili mnie do tej cholernej, śmierdzącej i zimnej piwnicy. Do miejsca, gdzie trzymają trupy klientów, których zabijają tu, na miejscu zamiast zwyczajnie wywieźć je i zakopać w jakimś lesie na obrzeżach miasta. Panika, to było dobre określenie tego, co w tym momencie ogarnęło moje ciało. Spanikowałam - dosłownie. Wizja przebywania w jednym pomieszczeniu z trupem, co było bardzo prawdopodobne, przerażała mnie jak nic innego. Od razu, zupełnie niekontrolowanie, łzy napłynęły do moich oczu, a oddech przyśpieszył.
Istniała jeszcze inna opcja, kompletnie niemożliwa, ale co mogę poradzić, kiedy mój mózg pracuje na tyle intensywnie, że wymyśla coraz to głupsze scenariusze. Co, jeżeli byłam tylko duszą, która opuściła martwe już ciało i będę patrzeć na to, jak gniję w tym strasznym miejscu. Co, jeżeli ci psychole najpierw zgwałcili mnie, później naćpali, a gdy w końcu umarłam na ich oczach wrzucili mnie do tego okropnego miejsca, w którym zgniję na wieki wieków. Bo wątpię, że będą trudzili się na tyle, żeby chociaż pochować mnie w jakimś lesie. O ile w ogóle można nazwać to pochówkiem.
Nie, to jest kompletnie niemożliwe, po prostu wariuję. Wariuję z powodu panicznego strachu jaki w tym momencie ogarnia moje ciało, oraz z powodu nieświadomości, co dalej stanie się ze mną, z Justinem i z całą tą sytuacją.
Właśnie, Justin. Gdzie jest ten nieudacznik?
Pamiętałam jedynie widok wyrzucanego z pomieszczenia Justina, a po tym pustka, zupełna. Nie widziałam chłopaka, nie słyszałam o nim, dosłownie nic. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Nie wiem, przez jak długi czas byłam nieprzytomna, mogło to być kilka dni, kilka godzin albo dosłownie chwila. Straciłam poczucie czasu i czułam się zagubiona.
Wracając do Justina, mógł być w tej chwili wszędzie. Mógł leżeć w jakimś obskurnym miejscu i tak jak ja, nie mając zupełnie pojęcia co się dzieje i co będzie dalej, wariował z natłoku własnych, okrutnych myśli. Równie dobrze, mógł teraz przeżywać męczarnie, stawiając czoła okrutnym napastnikom. Mógł w tym właśnie momencie walczyć o życie, bądź brać ostatni wdech, modląc się. Albo mógł być już od pewnego czasu martwy. W takim wypadku, widzimy się w piekle Bieber.
- Justin, cholero jedna, jesteś tu? - spytałam cichym, łamiącym się głosem, w którym można było usłyszeć cierpienie.
Ale cisza. Żadnego męskiego głosu, żadnego odzewu, tylko głuche echo, które dudniło mi w głowie. Czyli faktycznie zostałam sama, samiusieńka w tej obrzydliwej, pustej, przerażającej piwnicy. Czułam zimno, wywołujące dreszcze na całym moim ciele i wkrótce zaczęłam trząść się z zimna, albo z faktu, że pierwszy raz w życiu byłam tak przerażona. Chociaż to nie było przerażenie, to była już panika.
CZYTASZ
She's so badass // j.b
FanfictionTessa Russo była dla Justina dziewczyną jedyną w swoim rodzaju. Intrygowała go coraz bardziej za każdym razem, kiedy wyjmowała swoją broń i mierzyła nią w stronę chłopaka, wypowiadając przy tym splot ostrych słów, czasami raniących i przerażających...