-Dzisiaj mijają równe cztery miesiące od rozpoczęcia wojny. - powiedziałam sama do siebie patrząc na kalendarz. Smutna powędrowałam do salonu, gdzie wygodnie usiadłam na tapczanie i zaczęłam przeglądać moje zdjęcia z dzieciństwa. Wyjęłam z albumu zdjęcie na którym widnieli moi rodzice i mój brat, bardzo za nimi tęsknie...moim rodzice umarli miesiąc temu a brat uciekł. Nic mnie już nie trzyma w tym domu w dodatku wszędzie chodzi wojsko to nasze to znowu jakiegoś obcego państwa. Zdeterminowana wyjęłam plecak z szafy i zaczęłam pakowań najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: ubrania na zmianę, butelkę wody, zapałki, pożywienie i w razie jakby mi się coś stało to wodę utlenioną i bandaże. Po spakowaniu tych rzeczy poszłam do przedpokoju gdzie ubrałam trapery wzięłam z garderoby kurtkę którą jakimś cudem udało mi się spakować do plecaka i wyszłam z domu. Szłam przed siebie nie zatrzymując się. Po jakiś dwóch godzinach chodzenia weszłam do jakiegoś lasu, bo zauważyłam idących w moją stronę żołnierzy dokładnie rusków. Nie jestem pełnoletnia, więc nie skończyłoby się to spotkanie za dobrze. Szłam spokojnie przez las, gdy nagle usłyszałam samoloty i wybuchy.
- Cholera! - krzyknęłam po czym zaczęłam biec przed siebie. To nie było pierwsze bombardowanie jakie przeżyłam, ale okropnie się bałam. Biegła przed siebie tak szybko jak tylko mogłam w czasie biegu odwróciłam się na chwilę żeby zobaczyć czy nikt za mną nie biegnie, gdy nagle potknęłam się o korzeń drzewa i upadłam na ziemię. Auć! Moja noga była zdarta, ale na szczęście tylko zdarta nic poważniejszego mi się nie stało, więc szybko się otrzepałam i ruszyłam przed siebie tylko tym razem na spokojnie. Po jakiś trzech godzinach drogi zaczęłam odczuwać zmęczenie w dodatku zaczęło się ściemniać. Nie miałam innego wyjścia więc pochodziłam w poszukiwaniu jakiś patyków do rozpalenia ogniska. Rzuciłam patyki na stos i na szczęście miałam zapałki którymi wznieciłam ogień . Usiadłam koło ogniska i zaczęłam się ogrzewać. Miałam w planach nie zasypianie, ale niestety nie udało mi się.Obudziło mnie odgłos łamanej gałęzi szybko podniosłam się z ziemi podniosłam szybko jakiś kamień i zaczęłam się rozglądać wokoło. Potwornie się bałam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie łapie zasłaniając mi przy tym usta. Przestraszona kopnęłam nie znajomą mi postać ona mnie puściła a ja zaczęłam uciekać. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam niestety znowu to samo, znowu te nieszczęsne korzenie. Potknęłam się i upadłam tym razem to nie było zadrapanie. Poczułam potworny ból w kostce. Zobaczyłam zbliżającą się postać w tej chwili wiedziałam, że nadszedł mój koniec. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć, ale to się nie stało. Poczułam jak nieznajomy podnosi mnie i zaczyna gdzieś zmierzać ze mną na rękach. Po pięciu minutach drogi położył mnie przy jakimś drzewie, kucnął przy mnie i zaczął zajmować się moją kostką.
- Eh...nie dobrze. - powiedział zamaskowany chłopak po czym znowu mnie podniósł i zaczął ze mną iść. Ja wycieńczona usnęłam. Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu a przy mnie siedział ten sam chłopak który wczoraj się mną zajął?
- Gdzie ja jestem? - zapytałam. On widząc, że się obudziłam wstał i zaczął zmierzać do wyjścia.
- Czekaj! - krzyknęłam po czym usiadłam. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Proszę powiedz mi gdzie jestem. - powiedziałam patrząc się chłopakowi w oczy. On podszedł do mnie i kucnął przy łóżku po czym zaczął zdejmować kominiarkę. Ujrzałam przed sobą osobę którą znałam może nie osobiście ale ją znałam, był to Dezydery, niegdyś znany jako Masterczułek.
- Jesteś w naszej bazie. - powiedział patrząc się na mnie. - Kiedy spałaś przyszła tu pielęgniarka i zajęła się twoją kostką jest zwichnięta. - słuchałam chłopaka patrząc cały czas na niego nie dowierzając. - Jak wszystko dobrze pójdzie to tutaj z nimi zostaniesz. - powiedział lekko się uśmiechając.
- Z nami? - zapytałam.
- Z nami znaczy z innymi youtuberami. -powiedział wstając.
- Mam pytanie...
- Tak?
- Dlaczego mnie goniłeś? - zapytałam zaciekawiona.
- Na początku chciałem Ciebie na spokojnie obudzić, ponieważ widziałem w oddali patrole, ale niestety ta nieszczęsna gałązka Cię obudziła, zobaczyłem, że się potwornie wystraszyłaś i nie wiem dokładnie dlaczego tak później postąpiłem. A teraz muszę lecieć obowiązki wzywają. - uśmiechną się do mnie po czym opuścił pokój.
------------------
Jeżeli Ci się ten rozdział spodobał to zostaw gwiazdkę i komentarz.