- Chciałbym się z tobą spotkać i poważnie porozmawiać - rzuciłem, wypuszczając powietrze z płuc. Z jednej strony bardzo chciałem się dowiedzieć, co jest prawdziwym powodem jego odejścia, jednak z drugiej strony bałem się poznać prawdę. Obawa była tak wielka, że nawet po wypowiedzeniu tych słów, lekko się zawahałem, drapiąc się jedną ręką po karku. Staliśmy od siebie w dużej odległości, ale nadal czułem, że moja twarz jest dość ciepła, a więc widniały na niej wykwintne rumieńce. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Byliśmy przyjaciółmi, prawda? Ale jego brak przy mnie, w dormie, na ogół w zespole, wpływał na mnie dość dziwnie.
Widziałem subtelny uśmiech na ustach Jacksona, kiedy usłyszał moje słowa. To niemożliwe, żeby byli ze sobą na zawsze, co nie znaczy, że z taką myślą, nie zrobiłem się odrobinę weselszy. Wang odwrócił wzrok, nie odpowiadając od razu na moją propozycję. Bawił się palcami, przestąpił z nogi na nogę, po czym przygryzł wargę, widocznie walcząc z myślami. Podejrzewałem, że ma teraz dużo na głowie i nie chciałem zabierać mu dużo czasu, ale jeśli nadal liczyłem się dla niego, jako przyjaciel... Wypadałoby porozmawiać! Rozmowa jest fundamentem każdej relacji!
- Powiedz tylko gdzie i kiedy - odparł w końcu, podnosząc wzrok i przyglądając się rumieńcom blednącym na mojej twarzy.
- Kiedy znajdziesz dla mnie czas w tym tygodniu? Zdaję sobie sprawę z tego, że możesz być nieco zajęty. Solowa kariera zapewne trochę cię kosztuje - rzuciłem, śmiejąc się gorzko przy tych słowach - A co do miejsca... masz jakąś własną, przytulną kanciapę? Przy wyjściu na miasto narobię ci kłopotów, a w dormie będziemy mieć spore towarzystwo, a wolałbym rozmowę w cztery oczy. To jak? - dodałem, z premedytacją rzucając nacisk na słowa "narobię ci kłopotów".
Bądź co bądź gdybyśmy pojawili się razem na mieście, redakcje miałby dużo do nadrobienia. Natłok nagłówków w gazetach, insynuujące co nagłe spotkanie Marka z got six i Jacksona Wanga. Bez wątpienia następne plotki stałyby się problemem dla czarnowłosego, a to ostatnie czego chciałem.
- Jasne, że mam mieszkanie. Adres przyślę ci na Kakaotalku i ten... Mam wolne za trzy dni - odparł spokojnie. Za trzy dni? Pewnie wywalczył sobie trochę spokoju od menadżera, który nakłada na nową gwiazdę dużo ciężkiej pracy. Zastawiające było, że Jackson tak szybko znalazł menadżera i resztę ekipy. Chyba nie myślał o odejściu z jakimś wielkim wyprzedzeniem. Przełknąłem gulę, która utknęła mi gardle, na samą taką myśl. Ale to wcale nie musiało być takie trudne. Jackson był niebywale utalentowany, która wytwórnia nie chciałaby go dla siebie?
- Okej. A teraz możesz zanieść mnie jak księżniczkę do reszty - parsknąłem z rozbawieniem, wiedząc że w obecnym stanie rzeczy, łatwo się nie do kulam do reszty grupy. Co prawda powiedziałem im, żeby na mnie zaczekali, ale w tym czasie mogli już zapuścić korzenie. Miałem nadzieję, że tymi słowami pozbyłem się smętnej atmosfery, która towarzyszyła naszej rozmowie. Nic nie pasowało mi do tej układanki, ale żeby poznać powód odejścia chłopaka, musiałem poznać całą sytuację od podstaw, a nie oskarżać kogoś na wstępie. Zależało mi na tym, ale nie wiedziałem czy potrafię. To wszystko z lekka mnie przerastało i przerażało.
Mimo własnych słów, zacząłem kierować się w stronę drzwi. Kostka okropnie mi doskwierała, chociaż starałem się robić pokerową twarz do złej gry. Natomiast u drugiej nogi bolał mnie goleń, a więc można uznać to za podwójny ból. I gdyby nie rozwiązane sznurówki, wcale bym się nie wywrócił. Na szczęście, kiedy zaczynałem spadać Jackson złapał mnie w odpowiednim momencie.
- Aish, ta moja księżniczka taka uparta - odparł ze śmiechem, podnosząc mnie na nogi. Jedną rękę ułożył na moich plecach, przyciskając do swojego torsu w szczelnym uścisku, natomiast drugą wsunął pod moje kolana, unosząc nad ziemią. Instynktownie założyłem ręce na jego szyję, czując szybko bije mi serce. ie rozumiałem co się ze mną działo, ale nie potrafiłem oderwać wzroku od swojego spojrzenia i gdyby nie to, że zostałem przyłapany na gapieniu się na niego, dalej bym to robił.
- Uparta, uparta... Ktoś musi! - odpowiedziałem tym samym, starając się ogarnąć.
- Trzymaj się ładnie - dodał raper, przenosząc mnie do reszty zespołu.
- Nie jest ci ciężko? - spytałem, wiedząc jaka jest odpowiedź. Kiedyś chodziliśmy razem na siłownię, ale nigdy przesadnie nie przejmowałem się umięśnieniem. Natomiast Jackson musiał przypakować przez ten miesiąc, ponieważ jego mięśnie odznaczały się przez czarną koszulkę, którą miał na sobie. Był silny, ale na dłuższą metę, mój ciężar mógł mu przeszkadzać, a nie chciałem go nadwyrężać.
Jackson przystanął na moment, spoglądając w moje oczy. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez kilka minut, które ciągnęły się dla mnie godzinami. Czułem łaskotanie w okolicach podbrzusza, co nadal niczego nie wyjaśniało w emocjach, które odczuwałem przy dawnym przyjacielu. Gdybym tylko wiedział czy Wang to podziela, czułabym się wówczas nieco raźniej.
- Hyuuuuuung~! - doszedł do nas miły głosik Bambama, przez który Jackson postawił mnie na ziemi, diametralnie się odsuwając i odwracając wzrok. To było dziwne, ale rzeczywiście w ten sposób poczułem się lepiej. Posłałem YugGyeom'owi szeroki uśmiech, gdy ten podszedł do nas w ślad za uradowanym Bambamem, który nie krył długo urazy do Wanga. – Widzę, że niesiesz naszą księżniczkę.
- Poczułem się w obowiązku - zażartował Jackson, rzucając mi szybkie spojrzenie. Chwilę później dotarło do niego kilku barczystych mężczyzn, którzy zamierzali go stamtąd wyprowadził. Nim jednak zniknął z mojego pola widzenia, szepnął. - Bądź dzisiaj na KakaoTalku. Dogadamy się, co do tego spotkania...
Kiedy całkowicie zniknął mi z przed oczu, pozostał tylko niedosyt, po tym krótkim spotkaniu.
CZYTASZ
Isolation {wolno pisane}
Fiksi RemajaParing: Markson Rodzice Jacksona to naprawdę wymagający ludzie! Aby ich nie stracić chłopak jest zmuszony odejść z zespołu, zostawiając przy tym swojego najlepszego przyjaciela Mark'a.