Był mroźny, zimowy poranek, Louis, spieszył się na poranna zmianę w kawiarni, w której pracował od niedawna. Chial zrobić dobre wrażenie, ale gdy wstał i spostrzegł ze budzik nie zadzwonił, a za oknem spadały roztanczone płatki śniegu, jego chęci do wcześniejszego zjawienia się w pracy znacznie zmalały. Mimo to ubrał się i zjadł najszybsze śniadanie w swoim życiu i wybiegł z domu, oczywiście zapominając czapki. Na dworze było zimno, jak na gust Louisa zbyt zimno, na wystawach sklepów widać było choinki, a po ulicach biegało mnóstwo świętych Mikołajów. Jednym słowem czuć było świąteczną atmosferę i zapach pierniczkow unoszący się w powietrzu.
Louis jednak nie obchodził Świąt Bożego Narodzenia odkąd jego mama umarła w wypadku samochodowym pare dni przed tym świętem. Louis przeżył szok, jego rodzicielka była jedyną osobą na ktorej mu zależało, jedyną która go zrozumiała i pocieszala gdy miał gorszy dzień. Później było już coraz gorzej, pozostał w domu z ojcem. Lou brzydzi się nim, ponieważ wiedział ze regularnie spotyka się z kobietą za plecami jego matki. Po jakimś czasie do ich domu wprowadziła się kochanka jego ojca razem z synem. Nick, bo tak miał na imię syn macochy, odkąd się wprowadził dawał szczęście jego ojcu, który wreszcie miał idealnego syna.
Louis czuł się tam nie potrzebny, wiec w wieku 19 lat wyprowadził się z domu na przedmieścia Londynu. Było mu ciężko, ale teraz, po trzech latach, wyszedł na prostą, znalazł prace, dom i znajomych. Pokochał Anglię.
Louis czuł że się spóźni, zaczął biec w stronę kawiarni. Po chwili truchtu, zaczął dyszeć, czuł się jak po przebiegnieciu maratonu. Gdy już myślał, o ciepłym wnętrzu kawiarni, Louis poslizgnął się i wpadł na kogoś, rozlewajac przy okazji gorący napój, który mężczyzna trzymał w dłoni.
-Przepraszam, przepraszam, o matko -Lou zaczął panikować, pewnie śmiesznie wyglądał leżąc na śniegu, ale chłopak nie myślał o tym, ważniejsze od tego była bardzo droga, na jego oko, koszula która nie chcący uszkodził.- naprawdę przepraszam
-Przez ciebie wylałem kawę, na moja koszule. Jak ja się teraz pokaże w pracy? Co?
Louis pokochał głos ktosia, był piękny. Chłopak nie miał odwagi popatrzeć na jego właściciela. Harry, wcześniej zajęty swoją brudna koszulą, popatrzył na winowajce i zaniemial, a nogi odmówiły mu posłuszeństwa, chłopak który go potrącił, był najslodszym człowiekiem jakiego widział, był niski a jego karmelowa grzywka częściowo zasłaniała niebieskie jak ocean oczy. Trawali tam wpatrzeni w siebie zdawałoby się, że wieczność, ich mała wieczność. Gdy w końcu na ustach Hazzy zagościł lekki uśmiech, a Louis zobaczył jego słodziutkie dwa dołeczki. Nie mógł się powstrzymać i wetknął palec w dołeczek nieznajomego i szepnął doslyszalnie tylko dla ich obojga: "Dołeczek" i roześmiał się najsłodszym śmiechem jaki starszy słyszał.
🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀🎀
Koniec pierwszego rozdziału 😋 jestem z siebie dumna 💪
nie wiem jak wyszło...
Idę się pakować bo wyjeżdżam do Katowic.
Karolina ^^