☆5☆

1K 76 6
                                    

Maria miała rację, jest bardzo zimno, ale dobrze, że ją posłuchałam i ubrałam się ciepło, tylko trochę się boję reakcji Brayana na wieść, że nie skorzystałam z jego propozycji. Sądząc po minie tej uroczej staruszki wiem, że nie będzie dobrze. Ehhh, co będzie to będzie. Przecież nie będę wykorzystywała ludzi aby spełniali moje zachcianki.

Zawiało chłodnym wiatrem więc wtuliłam głowę w szalik. Zaczynam się zastanawiać, czemu on mnie oszukał. Przecież ma Marie która jest gospodynią, mógł mi przecież powiedzieć, ale w takim razie do czego mu jestem potrzebna? To pytanie mnie ciągle dręczy, muszę się wszystkiego dowiedzieć.

Przeszłam przez pasy na drugą stronę i po chwili stałam przed ogromnym białym budynkiem którym jest szpital. Trochę przeraża mnie to miejsce. Weszłam do środka i skierowałam się na odpowiednie piętro.

Szłam długim korytarzem, co chwilę mijałam lekarzy, pielęgniarki i ludzi. W końcu udało mi się dojść do odpowiednich drzwi, spojrzałam przez szybę lecz mojej mamy tam nie było tylko na jej miejscu leżała jakaś starsza pani. Co do cholery? Gdzie ona jest? A może ją przenieśli?

- Ty zapewne jesteś Bianka tak?- usłyszałam za soba czyjś głos. Od wróciłam się zaskoczona. Za mną stał lekarz.

- Tak, to ja. Gdzie jest moja mama?- zapytałam zmartwiona. Mina lekarza zmieniła się z poważnej na współczującą. Co się dzieje?

- Bardzo mi przykro, ale Pani mama...- nie dałam mu dokończyć, bo zaczęłam chisterycznie płakać. Dlaczego akurat to mnie spotkało?! Czym sobie na to zasłużyłam?!

Nie dałam rady dłużej już wytrzymać w tym budynku, więc wybiegłam na zewnątrz przy okazji potrącając pielęgniarkę której wysypały się wszystkie dokumenty.

Biegłam ile sił w nogach w stronę mojego starego domu. Sama nie wiem czemu. To wszystko za szybko się dzieje.

Łzy lały mi się na potęgę, a ludzie patrzyli się na mnie jakby zobaczyli kosmitę. W tej chwili mnie to najmniej obchodzi.

Przeszłam kilka przecznic i skręciłam w moją. Czuję jak moje serce rozpadło się na miliony kawałków, wszystko mnie boli. To takie chore! Mam ochotę krzyczeć i coś rozwalić, ale nie potrafię. Straciłam resztki swoich sił i chęci do życia.

Moja mama umarła. To zdanie chuczy mi w głowie i powoduje okropny ból. Nigdy już nie zobaczę jej pięknego uśmiechu, nie usłyszę tego delikatnego głosu i nigdy mnie już nie przytuli.

- Dlaczego Boże?! Czym Ci zawiniła?!- krzyczałam w myślach.

°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

Siedziałam na podłodze w pokoju mamy, już nie płakałam, nie umiałam. Przeglądałam album z starymi zdjęciami. Zatrzymałam się na jednej ze stron i wyjęłam zdjęcie, które było zrobione z jakieś dziesięć lat temu.

Uśmiechnęłam się, na fotografii był mój brat, tata, mama i ja. Wszyscy uśmiechnięci i ubrani elegancko, zapewne była robiona na jakieś specjalnej okazji. Przytuliłam ją do siebie i westchnęłam.

- Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi tam gdzie teraz przebywacie.- szepnęłam.

Wstałam i schowałam album do wysokiej szafy. Wyszłam z pokoju, spojrzałam na zegar który pokazywał godzinę czternastą, długo tutaj siedziałam. Ubrałam kurtkę i wyszłam.

Idąc chodnikiem, obok mnie zatrzymał się czarny Jeep Grand Cherokee. Przednia szyba się rozsunęła a w niej ukazał się nie kto inny jak Wilkinson, jeszcze tego mi brakowało.

- Wsiadaj.- warknął.

- Nigdzie nie jadę!

- A właśnie, że pojedziesz! Liczę do trzech. Radzę Ci wsiąść, bo chyba nie chcesz poczuć mojej złości. Jeden...dwaaa...

- Pieprz się.- fuknęłam i wsiadłam do samochodu.

- Grzeczna dziewczynka.- mruknął zadowolony.

Ten człowiek powoli zaczyna działać mi na nerwy.

°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°
                                 

Po powrocie do domu, nie obeszło się bez kłótni o to, czemu go nie posłuchałam, pfff.

Wkurzona jego zachowaniem, poszłam do siebie na górę. Opadłam brzuchem na łóżko i zaczęłam piszczeć w poduszkę. Znowu płaczę.

Poczułam, jak materac łóżka się ugina z powodu obecności drugiej osoby. Czyjaś dłoń zaczęła mnie głaskać po plecach, było to bardzo przyjemne uczucie, trochę się uspokoiłam.

- Ehh, nie płacz.- usłyszałam znajomy mi głos przy uchu.

Nic nie odpowiedziałam, leżałam nieruchomo. Brayan westchnął.

- Wiem, co się stało. Pomogę Ci.

Nie chciało mi się nawet wnikać skąd wie. Nie miałam siły, marzyłam tylko o długiej kąpieli i śnie. Pokiwałam głową, że się zgadzam.

- Spójrz na mnie.

Leniwie obróciłam się na plecy. Brązowe tęczówki zaczęły skanować moje ciało, zarumieniłam się. Pod wpływem bardzo intensywnego spojrzenia, przygryzłam wargę. Brayan warknął.

- Proszę Cię, nie rób tak, bo to może się dla ciebie źle skończyć, a tego byś nie chciała, uwierz mi.- spięłam się na te słowa.

Zaczęłam przyglądać się jemu. Z twarzy jest bardzo przystojny, kilkudniowy zarost dodaje mu powagi. Przez chwilę miałam ochotę dotknąć jego gęstych ciemnych włosów, skarciłam się za to w myślach. Jeszcze by się wkurzył.

Myślami powędrowałam do garderoby, czyje są te ubrania? I dlaczego mnie oszukał? Chciałam się o to zapytać, ale z tchórzyłam.

- Nad czym tak myślisz, maleńka?- zapytał ciekawy.

- Nad niczym.- odpowiedziałam zawstydzona.

- Niech Ci będzie. Ja idę do biura, jak coś to wiesz gdzie mnie szukać.- mrugnął do mnie, wstał z łóżka i wyszedł.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤

Taki trochę krótki, przepraszam :*
Co sądzicie o tym? :)
Kocham Was! 💕

BiankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz