17

300 15 1
                                    

Leżę pod kołdrą z głową przyciśniętą do poduszki. Przez resztę tygodnie nie chodziłem do szkoły. Nie miałem po prostu ochoty patrzeć na Kaylee, ona za bardzo mnie skrzywdziła... Co prawda dzwoniła i to wielokrotnie, ale za każdym razem odrzucałem połączenia. Nie chciałem z nią rozmawiać, nie chciałem by wszystkie wspomnienia powróciły. Od tego feralnego dnia minęło cztery dni, dziś znów niedziela. Pomimo tych czterech dni ja chcę zapomnieć. Tak bardzo chcę zapomnieć... Louis i Alex także nie dawali mi spokoju, także wydzwaniali, lecz nie potrzebnie się fatygowali, gdyż każde połączenie odrzucałem tak jak w przypadku dziewczyny. Ech... to takie trudne, tak potwornie trudne.

Kto by przypuszczał, że kiedykolwiek przez jakąś dziewczynę będę tak cierpieć... Przez te cztery dni próbowałem spać, ale za każdym razem kiedy zamykam oczy widzę Andrewa i Kay... razem, stojących tam... w szczelnym uścisku...

Naprawdę może to wydaje się komiczne, ale wcale nie jest... Osoba, która nie poczuła tego na własnej skórze nigdy nie zrozumie, co czuje człowiek zdradzony. Och, to takie przykre...

Słyszę dzwonek do drzwi. Normalnie to wstałbym i otworzył, ale nie chcę. Jedyne czego pragnę to samotność i cisza.

Kiedy dzwonienie po kilku minutach dalej nie ustaje, wreszcie zwlekam się z łóżka, schodzę na dół po schodach i otwieram drzwi frontowe.

– Kurde, stary, co z tobą?! – pyta zdenerwowany Louis, a ja wzruszam ramionami.

– Idźcie stąd. – syczę.

– Chyba żartujesz! – mówi ironicznie Alexander i niemal siłą wchodzi z Lou do mojego domu. – Harry, co się dzieje?!

– Nic – odpowiadam krótko.

– Przez trzy dnie nie było cię w szkole, przez pięć dni nie odbierasz od nas telefonów, już nawet Kaylee zaczęła się o ciebie martwić i zwróciła się do nas o pomoc! – krzyczy Alex.

–  Jakby w ogóle obchodziło ją to, czy jeszcze żyję... - prycham pod nosem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Harry ona naprawdę się o ciebie martwi... – zaczyna Louis. – Chyba zależy jej na tobie...

– Tak? W takim razie po co całowała się z tym frajerem pod szkołą?! – rozkładam ręce na boki.

– Myślałem, że się zaprzyjaźniłeś z tym frajerem – fuka Alex.

– Dajcie mi spokój święty! – proszę ich – Najlepiej wyjdźcie. Obiecuję, że jutro będę w szkole...

– No nie jestem przekonany...

– Naprawdę Louis – zapewniam go, a on spogląda na swojego brata.

– No dobra – wzdychają obydwoje zrezygnowani.

– Mam was odprowadzić czy sami wyjdziecie? -  pytam unosząc brew, kiedy chłopcy wahają się czy opuścić moją posiadłość.

– Spróbuj tylko nie przyjść – ostrzega mnie Alex, a ja podnoszę ręce w geście obronnym.

Po niecałych dwóch minutach bracia wychodzą zatrzaskując za sobą drzwi. Szczerze, to nie mam zamiaru wracać jutro do szkoły, bo po co? Nie jestem tak mocny jak myślałem, jestem bezsilny wobec miłości...

***


Tak jak  postanowiłem sobie wczoraj, tak dzisiaj nie poszedłem do szkoły. Już od rana dostawałem wiadomości od moich kumpli o treści: Styles, pożałujesz, Już nie żyjesz, Harry, obiecałeś..., Dzisiaj wyniki ze sprawdzianu, który poprawiałeś... Dostałeś ocenę dostateczną - no tak te dwie ostatnie były od Louis'a.

Alex dzwonił kilka razy, ale oczywiście nie odbierałem.

Siedzę w swoim pokoju, korzystając z laptopa. Z nudów przeglądam portale społecznościowe. Kiedyś dawało mi to więcej radości... Sprawdzam właśnie Facebook'a kiedy dostaję nową wiadomość. Biorę do ręki Iphone'a i odblokowuję go. Wiadomość jest od Louis'a, czytam ją robiąc przy tym wielkie oczy. Nie czekając ani chwili dzwonię do szatyna.

– Harry, jak dobrze, że dzwonisz! – słyszę jego głos.

– Mów co się stało! – rozkazuję.

– Była lekcja wychowania fizycznego i my graliśmy w piłkę nożną, a dziewczyny na drugiej połowie sali w siatkówkę... –  zaczyna.

– Loueh dawaj to! – słyszę głos Alexa i jakieś szmery – Po prostu Kaylee zasłabła i krwawiła też z nosa! – wyjaśnia. – I zabrało ją pogotowie, bo to nie pierwszy raz!

– Jak to nie pierwszy raz? – pytam marszcząc brwi.

– Już w piątek była jakaś osłabiona.

– Tak i pani Thompson po nią przyjechała i zabrała do domu – dodaje Lou.

– Czemu mi tego nie powiedzieliście wczoraj?!

– Nie czas na kłótnie. Kay jest w szpitalu, robią jej jakieś badania czy coś. Powinieneś tam pojechać.

– Gdzie? – pytam zbiegając do przedpokoju

– Co gdzie?

– Szpital! Mów, który szpital! – krzyczę na niego poirytowany.

– Aha, St. Thomas' Hospital – oznajmia.

– Dobra, dzięki. Cześć! – rozłączam się.

W tej chwili nie mogłem nic zrobić, niż pojechać do szpitala, w którym aktualnie znajduje się Kaylee. Nie mogę o niej od tak zapomnieć. Ja... za bardzo ją kocham.

-----------

Moje serce umarło, Boże bendy Louis 😢😢😢😭😭😭

Definicja miłości || Harry Styles ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz