24

201 7 0
                                    

Tak naprawdę to nie pamiętam nawet jak to wszystko wyglądało, byłem zbyt spanikowany. Kiedy się budzę, od razu oślepiają mnie białe lampy zwisające z sufitu. Mrużę lekko oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Znajduję się w małej salce z jasnozielonymi ścianami. Ale mnie boli głowa...

Unoszę się powoli do pozycji siedzące, ale w tym samym czasie czuję ból w okolicy biodra. Jęczę cicho na te dolegliwość i z powrotem kładę się na łóżku. Leżę tak parę minut w bezruchu, a moje myśli toczą wojnę. Kiedy już mnie wypiszą mam iść do Kaylee i jej o wszystkim powiedzieć, czy może zniknąć z jej życia raz na zawsze by mogła żyć tak jak żyła...

Rozmyślam tak do czasu aż progu mojej sali nie przekracza dobrze znajoma mi para.

– Harry, tak bardzo ci dziękujemy! – mówi kobieta, a ja mam chęć ją zamordować. – Jak się czujesz? Doktor Blue mówił, że wszystko przebiegło po jego myśli.

– Czuję się... tak sobie – mamroczę poirytowany wpatrując się w widok za oknem po mojej prawej stronie. – Dalej uważam, że powinniście jej powiedzieć...

– Nie, już postanowiliśmy, że jej nie powiemy – oznajmia przekonany pan Thompson – Tak będzie dla niej lepiej...

– Kiedyś i tak prawda wyjdzie na jaw, a wasze kłamstwo zrani ją z podwójną siłą...

– Niby jak się dowie, skoro o wszystkim wiemy tylko my, Rayan, lekarze i ty...

– Proszę wyjdźcie – przerywam jej. Nie chcę kontynuować tej chorej rozmowy. - Wyjdźcie i zadzwońcie jak Kay będzie już po przeszczepie... Powiecie mi jak się czuje i czy to podziałało...

– A-ale...

– Jako jej brat chyba mam prawo by wiedzieć choć to, prawda? - pytam, a w moich oczach zbierają się łzy. Czuje się taki bezsilny. – A teraz proszę wyjdźcie...

Państwo Thompson wreszcie wychodzą, a ja wciąż leżę tak jak leżałem. Ból biodra zastąpił ból psychiczny. Jak będę żył ze świadomością, że poznałem swoją siostrę, której nie miałem przez te wszystkie lata, z która miałem naprawdę dobry kontakt a teraz nie będę pewnie wiedzieć gdzie jest, co robi czy ma chłopka...

Nasz kontakt i dobre relacje tak po prostu zostaną zerwane jak cienki sznureczek, który ciągnę ja, a w przeciwną stronę ciągną Thopson'owie. Moja siła nie może równać się z ich siłą i nitka wreszcie pęka, a ja jestem na przegranej pozycji...

Znów zapomniałem o swoich rodzicach... Może oni powinni wiedzieć, może coś by zaradzili, porozmawiali z Thopsonami... Bez przekonania czy to na pewno dobry pomysł szukam wzrokiem mojego telefonu. Jest na wyciągnięcie mojej dłoni, gdyż leży na szafce nocnej obok.

Bez namysłu biorę go do ręki i wpisuję ciąg odpowiednich  cyfr, który znam na pamięć. Jeśli jest jakaś szansa, to dlaczego nie można spróbować. 

– Harry? – słyszę mocny kobiecy głos i zamieram. – Harry? Halo?

– M-mamo... - to naprawdę wydawało się łatwiejsze niż jest.

–  Harry, skarbie tak długo czekaliśmy z tatą, aż zadzwonisz! – mówi radośnie. –  Mamy nadzieje, że u ciebie wszystko w porządku?

– Nic nie jest w porządku. – odpowiadam  z wyrzutem. 

– Co ty mówisz? – pyta zmartwiona.

– M-możecie przyjechać? – pytam, chociaż po chwili to pytanie wydaje mi się takie bezsensowne...

– Oczywiście kochanie! Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że zadzwoniłeś!

– N-no tak... – mówię zmieszany. – To... kiedy będziecie?

– Jak najszybciej się da syneczku! – oznajmia. – Musze kończyć, jak szef zobaczy że rozmawiam podczas pracy to mnie zabije. Widzimy się niedługo. Kochamy cię skarbie! –  kobieta rozłącza się, a ja wzdycham cicho i odkładam telefon na miejsce.

Zamykam oczy i odpływam do krainy Morfeusza.

Definicja miłości || Harry Styles ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz