<1> Początek końca

18 2 0
                                    

"...Najgorsze jest to, że zniszczyli cię ludzie, których nigdy byś o to nie podejrzewał..."

[Michael]

To miał być zwykły sobotni poranek...
Kolejny przeciętny dzień...
Początek weekendu...

Ale ja od początku wiedziałem, że coś jest nie tak...

Obudziłem się wcześnie...
Za wcześnie...
Za oknem było jeszcze ciemno, ale ja wiedziałem, że powinienem wstać.

Była sobota, piąta rano, a mi podświadomie coś mówiło, że coś jest na rzeczy, że coś nie gra...

Wstałem.
Pośpiesznie ubrałem się, umyłem zęby, przeczesałem włosy, żeby chociaż wyglądać, jak w miarę ogarnięty nastolatek i zszedłem na dół.
Ojca jak zwykle nie było w domu, pewnie zaszył się gdzieś w swoim laboratorium z dala od świata.
Otworzyłem lodówkę, ale moim oczom ukazały się puste półki. Standard. On nigdy nie miał czasu, żeby zrobić zakupy, posprzątać dom, czy chociaż spędzić trochę czasu z kimkolwiek. On wolał siedzieć w tym swoim zasranym laboratorium i badać bóg wie co. Moją uwagę zwrócił fakt, że w lodówce nie paliło się światło, ani nie było zimno, jakby się zepsuła. Nie przejąłem się tym, ojciec na brak pieniędzy nie narzekał, więc taka lodówka nie będzie dla niego żadnym wydatkiem.
Zrezygnowany usiadłem na kanapie i chcąc coś obejrzeć wziąłem do ręki pilot. Kilka razy próbowałem włączyć telewizor, aż wreszcie poszedłem do niego i sprawdziłem kable. Wszystko było w porządku. Najwidoczniej wyłączyli prąd. Chcąc to sprawdzić próbowałem włączyć światło. Moje przypuszczenia potwierdziły się. Mimo, że było ciemno nie przeszkadzało mi to. Nigdy nie bałem się ciemności, ani chociażby nie czułem dyskomfortu przebywając w ciemnym pomieszczeniu. Wróciłem na górę i zacząłem po omacku szukać telefonu. Gdy go znalazłem odblokowałem go i zacząłem przeglądać różne posty na kilku portalach społecznościowych. Nie było tego dużo, ale dzięki temu chociaż w jakimś stopniu zabiłem czas. Nie chciałem iść z powrotem spać, czułem, że nie mogę.
Jakiś kwadrans po szóstej napisała do mnie Alex. Była jedną z tych osób, które w soboty ledwo wstają na obiad, więc wyjątkowo mnie zaskoczyła. Napisała czy mógłbym do niej przyjść. W pierwszej chwili pomyślałem, że pewnie melanż się udał i albo nie ma kluczy do domu, albo chce, żeby jej ktoś potrzymał włosy, bo alkohol wdał się we znaki, ale po kilku minutach tłumaczenia, że jest trzeźwa zadzwoniła do mnie.

- Michael, jestem trzeźwa - powiedziała trochę zirytowana.

-Zawsze tak mówisz, a potem przyjeżdżam tylko po to, żeby ci potrzymać włosy przy rzyganiu - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Znałem się z Alex od piaskownicy, wiedziałem o niej więcej niż inni i czasem przerażało to zarówno mnie, jak i ją.

-Słuchaj, jak mi nie wierzysz, że nie wychodziłam wczoraj z domu, to zadzwoń do Susan - powiedziała z jeszcze większą irytacją w głosie. Susan była najlepszą przyjaciółką Alex. Zawsze wszędzie chodziły razem. Była przeciwwagą Alex, idealnie się uzupełniały. Susan nie była typowym nerdem, ale powstrzymywała Alex przed robieniem głupot. Wszyscy dziwili się, jak te dwie zupełnie różne istoty mogły się dogadać.

-Nie mieszaj jej w to, będę za dziesięć minut - powiedziałem, po czym rozłączyłem się.

Wziąłem plecak i gdy chciałem zacząć pakować potrzebne rzeczy zorientowałem się, że nie wiem po co właściwie mam jechać do Alex, skoro jest trzeźwa. Wziąłem portfel, ładowarkę, telefon i kilka innych rzeczy, które akurat mogłyby się przydać. Zszedłem na dół i skierowałem się w kierunku kuchni. Przeszukałem wszystkie szafki i nie znalazłem nic, co mogłoby być śniadaniem dla mnie i dla Alex. Za to znalazłem kilka rzeczy, które już jakiś czas temu mi się zapodziały. Była tam między innymi zapalniczka z wypukłymi indiańskimi wzorami. Włożyłem ją do plecaka, chyba z sentymentu. Założyłem kurtkę, torbę przerzuciłem przez ramię, zamknąłem drzwi do domu i skierowałem się w kierunku garażu, przy którym stał mój rower. Nie był on rowerem z wyższej półki, za niesamowite pieniądze, tylko zwykłym, kilkuletnim rowerem odkupionym, za pieniądze zarobione przeze mnie od Dan'a

Wsiadłem na rower i szybko pojechałem w stronę domu Alex, która prawdopodobnie była trzeźwa. Jechałem dość szybko, więc w ciągu kilku minut byłem już pod lokum przyjaciółki. Zobaczyłem ten sam granatowo-siwy dom, do którego przyjeżdżałem, tym samym rowerem od kilku, dobrych lat. Przez chwilę się wzruszyłem, po prostu zdałem sobie sprawę jak bardzo moje życie jest gówno warte. Mój ojciec miał mnie w dupie, nie interesowały go moje oceny, przyjaciele, problemy... nie interesowało go nic, co powinno obchodzić normalnego ojca. Nic. Od matki nie mogłem na nic liczyć, no chyba, że pomogła by mi jakoś z grobu. Umarła niedługo po moim urodzeniu, a ja nawet jej nie pamiętam. Podobno była wyjątkowo dobrą kobietą. Odwiedzałem ją sam od dziesiątego roku życia.

Przyjeżdżałem tym cholernym rowerem, na ten gówniany cmentarz, siadałem na ziemi, obok grobu. Jednak nikt mi nie towarzyszył. Zawsze byłem sam. Bez znajomych. Bez Alex. Bez ojca, który powinien tam ze mną być, wspierać mnie i płakać razem ze mną. Nie było go. Nigdy nie wspominał o matce. Nic mi o niej nie powiedział, jej osoba była dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Zdarzało mi się zadawać pytania typu: dlaczego nie zostawiłaś żadnego listu dla mnie? Dlaczego nie powiedziałaś ojcu, aby się mną zaopiekował. Często mi się śniła. Mówiła, a nawet próbowała mnie przekonać, że wszystko będzie dobrze, ale nie chciałem jej słuchać...

- Michael, chodź tutaj! - zawołała swym skrzeczącym głosem Alex wyrywając mnie z głębi moich przemyśleń.

- Matko... wyglądasz jakby ktoś wsadził do śmietnika, potrząsną nim dobre kilka razy, z tobą w środku, wyjął i potraktował błotną kąpielą. - Powiedziałem na widok umorusanej szatynki z wiśniowymi końcówkami, której czarna bluza (ulubiona bluza) była podarta w dziwaczny sposób... zupełnie jakby pies ją pogryzł.

- Dzięki, przyjacielu. - Warknęła, a ja wzruszyłem ramionami.

- Po co mnie tu ściągnęłaś... może nie jesteś pijana, tylko masz salmonelle? - zapytałem i po chwili sam parsknąłem śmiechem na widok, zdenerwowanej miny Alex.

- Możesz przestać rzucać tymi słabymi tekstami i mnie posłuchać?! - mruknęła, a ja pokiwałem głową. - Słuchaj, całemu miastu wywaliło korki...a nie ma mowy o jakiejś większej awarii, przecież nie dostaliśmy żadnej informacji. Pewnie twój stary jest zrozpaczony, wreszcie może odpocząć od tej cholernej roboty i nadrobić zaległości ze swoim synem...

- Ale mój ojciec nie wyszedł dzisiaj z laboratorium...

- Michael... Nie chcę nic sugerować, ale może to właśnie przez to pieprzone laboratorium całe miasto nie ma prądu - powiedziała trochę zaniepokojona Alex, po czym ja odruchowo spojrzałem w kierunku wzgórza za przedmieściami, na którym sytuowało się owe laboratorium.

- O nie... - powiedziałem cicho patrząc na kłęby dymu wydobywające się z budynku...

Hej, hej, heloł!

Jak widzicie ludzie pierwszy rozdział naszego nowego fanfiction już jest na internetach ^^
Mamy nadzieję, że się wam spodoba ;)
Jeżeli się spodobało to nie pogardziłybyśmy odzewem od was w postaci gwiazdek i komentarzem co sądzicie o początku opowiadania ^^

pozdrawiamy was <3

Candy & Cookie

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Infected Zone ✇ The walking deadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz