Rozdział 2

261 12 2
                                    

Stał przede mną półnagi chłopak, który pomógł mi dzisiejszego po południa. Ręcznik miał owinięty wokół bioder. Mój wzrok przeniósł się na jego brzuch, gdzie można by dostrzec delikatny zarys mięśni. Opalona skóra miała gdzie nie gdzie krople wody, pewnie po prysznicu. Podniosłam wzrok jeszcze wyżej i nasze oczy się spotkały. Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę tak uporczywie jakby chciał przez to wyczytać ze mnie wszystko co miałam w głowie.

- Egh... ja .. to znaczy, przepraszam. - Poruszyłam głową tak że kilka kosmyków włosów zasłoniło mi twarz, czułam że się rumienie, tylko dlaczego? Ohh cholera!

- No no bo pomyśle że mnie śledzisz, słoneczko - powiedział niskim głosem, co jeszcze bardziej przyczyniło się do tego że zrobiłam się czerwona jak burak.

Zaczęłam zbierać wszystko co leżało na podłodze, byle by na niego nie patrzeć. Chce się stąd jak najszybciej wynieść. Zaczęłam układać wszystko na tacy.

- Czekaj, pomogę Ci. - odezwał się po chwili milczenia. I szczerze to milczenie nie było takie złe. I czemu do cholery ja się rumienie?

- Nie trzeba, jesteś tu gościem. To moja praca. - powiedziałam znów spoglądając na niego.

- Ale Dżentelmen musi pomagać pięknym damom w opałach. - Przez przypadek nasze ręce dotknęły się, było to dziwne uczucie, jakby prąd zadrżał w mojej dłoni.

- Nie jestem żadną damą w opałach. - Zaczęło mnie to już powoli wkurzać.

- W lesie wyglądało to inaczej, słońce.

Wstałam mając tacę w rękach i patrząc prosto w jego dwukolorowe tęczówki. Wkurzyłam się. Co on sobie myśli?!

- Po pierwsze nie musiałeś mi pomagać, mogłeś po prostu odjechać. A po drugie nie jestem żadnym słońcem! - Podniosłam trochę głos i nie żałowałam tego. Niech wie że mnie wkurzył. Odwróciłam się na pięcie i już miałam otworzyć drzwi kiedy poczułam jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu.

- Jak się złościsz jesteś jeszcze bardziej urocza. - Wyszeptał mi do ucha, nie wiedzieć dlaczego poczułam że się chyba uśmiechnął. Nie ciągnąc tego dalej po prostu wyszłam z tego pokoju.

~~~

Następnego dnia od razu po przebudzeniu się i wykonaniu podstawowych czynności zeszłam na dół do Lauren. Ona jak zwykle już od rana na pełnych obrotach stoi przy kuchence i przyrządza coś pysznego.  

Hej - Przywitałam się z nią i zaczęłam wyciągać potrzebne rzeczy do nakrycia stołu.

- Coś ty wczoraj nawyrabiała z naszym gościem? - Zapytała podejrzanie mi się przyglądając.

- No.. tak jak ci wczoraj tłumaczyłam.

- Tak? To dziwne bo, po jakiś 20 minutach jak wróciłaś i poszłaś do siebie, on przyszedł i poprosił i cos do jedzenia. Zapytałam się jego czemu nie dostał od ciebie, wiesz co powiedział?

- No dawaj.

- Że wparowałaś do jego pokoju bez pukania i wszystko z tacy wysypałaś na niego, i do tego poparzyłaś go herbatą! Wiesz co się stanie jak się Szefowa dowie? - A to szuja! Miała czelność jeszcze kłamać! Dupek!

- Lauren, wiesz że nigdy nie weszłam do nikogo bez pukania, myślisz że teraz zrobiłam bym inaczej?

- No nie, i wierze Ci, ale co jeśli on powie szefowej?

- Nie powie. - powiedziałam stanowczo. Już ja tego dopilnuje.

- Uważaj ok ?

Stół był prawie nakryty, talerze rozłożone i serwetki na swoich miejscach. Zaczęłam więc rozkładać sztućce, kiedy prawie skończyłam coś ciepłego i twardego zetknęło się z moimi plecami.

I'II Remember You III N.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz