Unexpected meeting

234 13 9
                                    

  - Sammy, słuchasz mnie?! - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego brata.

- Tak, tak. Sprawa w Illionois. Dwie ofiary, brak śladów włamania. - szybko odpowiedziałem.

- Co jesteś taki nieobecny? - spytał ze zmartwieniem Dean.

- Nie... wszystko okej, tylko... to przez to, co mamy teraz na głowie. Abbadon, znamię Kaina... - odpowiedziałem. Prawda jest taka, że martwię się o mojego brata. Znamię Kaina go zmieniło. Jest bardziej agresywny, impulsywny. Boję się, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

- Dlatego trzeba jak najszybciej dorwać tą sukę. - skwitował Dean.

- Ta... wiesz, a może Ty zrobisz sobie dzisiaj wolne, a ja pojadę i zajmę się tą sprawą. Wygląda jak prosta robota, załatwię to szybko.

Dean wyprostował się w swoim krześle.

- Nie potrzebuję żadnych wakacji, jestem łowcą, Sam! Poza tym, nie puszczę Cię samego. Może i jest to prosta robota, ale w pojedynkę nigdy nie wychodzi nam to dobrze.

Westchnąłem. Oczywiście, że Dean się nie zgodzi. Nie przepuści takiej okazji. Wolałbym, żeby został i nie prowokował znamienia, ale Dean już i bez niego zawsze stawia na swoim.

- Dobra, w takim razie zbierajmy się. - oznajmiłem.

Wstawaliśmy od stołu i kierowaliśmy się do wyjścia z kuchni, gdy nagle ktoś zmaterializował się przede mną z szelestem skrzydeł. Odskoczyłem jak oparzony.

- Gabriel! - krzyknąłem na archanioła. - czemu zawsze musisz mnie doprowadzać do zawału?! - spytałem zirytowany.

Archanioł tylko się uśmiechnął

- Cóż, nic nie poradzę, że tak na Ciebie działam, Sammy. - jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.

Gdzieś z tyłu Dean wydał dźwięk zniesmaczenia. Mimowolnie się zarumieniłem.

- Nie mów do mnie Sammy. - powiedziałem automatycznie. - Co... chciałeś? Właśnie wychodziliśmy, mamy sprawę. - kontynuowałem, próbując ukryć zażenowanie wywołane moimi rumieńcami. No bo cholera, to przecież tylko Gabriel.

Archanioł tylko mrugnął do mnie i przeszedł do rzeczy.

- Wydaję mi się, że wiem, gdzie znajduje się Abbadon. - powiedział już z powagą na twarzy.

Popatrzałem się na Deana. Miał rozluźniony wyraz twarzy. Chyba uspokoiła go ta wiadomość.

- To świetnie! Może wreszcie uda nam się jej pozbyć... - powiedziałem z ulgą.

- Nie tak szybko, Samster. - zaprotestował archanioł. - na razie nie możemy się ujawniać, albo wszystko pójdzie na marne i będziemy musieli ją od nowa szukać.

- To w takim razie co robimy? - wtrącił się do rozmowy Dean.

- Czekamy na odpowiedni moment, Dean-o. - odpowiedział Gabriel. - kiedy nie będzie się nas spodziewać, wtedy wszyscy razem z Cassie'm zaatakujemy. - oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Okej, panie Trickster, wierzę Ci na słowo. - powiedział niepewnie Dean.

- Czy możemy już jechać? - przerwałem ich dialog.

Dean odwrócił się do mnie.

- Jasne, Sammy. - odpowiedział.

Odwróciłem się do Gabriela.

- Powiadom nas, jak będziesz gotowy, okej? - spytałem.

Archanioł uśmiechnął się i poruszył brwiami.

Carry On My Wayward SonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz