Zostałam sama z Bannerem. Patrzył na mnie z troską.
- Wszystko z tobą w porządku?
- A sugerujesz, że coś ze mną nie tak? -Podniosłam brwi i uśmiechnęłam się kpiąco.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. W sensie jak się trzyma twoja psychika?
- Jakoś na pewno. Nie jest źle.
- Ile cię tam trzymali?
- To zależy jak liczyć... W sumie to może jakieś 10 lat. – Bruce patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja zignorowałam go, oparłam się o oparcie i zaczęłam wgapiać się w białą ścianę. Mogłam to robić godzinami i robiłam. W mojej celi nie miałam za dużo do roboty. Sen nie chciał przyjść, a po treningach człowiek nie miał siły, żeby samodzielnie ustać na nogach.
- Czyli wzięli cię w wieku 7 lat...
- Miałam 6 lat. Dwa razy uciekłam. –Uśmiechnęłam się nikle. – W sumie to był drugi raz. –Zaśmiałam się. Nie odzywał się, więc zaniepokojona zapytałam.
- O czym tak myślisz?
- Musiałaś być dla nich cenna. –Prychnęłam. No oczywiście, pokazywali mi to na każdym kroku zaczynając od wyzwisk kończąc po tortury. Po prostu VIP. – Jaki jest twój dar?
- Dar? –Wybuchłam śmiechem, ale nie było w nim ani krzty wesołości. – To moje największe przekleństwo. Możesz zrobić więcej od wszystkich, brzmi super co? Szkoda, że tylko brzmi. Oddałabym wszystko, żeby stracić to świństwo, żeby mieć możliwość normalnego życia. –Po moich policzkach zaczęły płynąc łzy.
- Rozumiem Cię...
- Nic nie rozumiesz!
- Uwierz rozumiem!
- A co zrobiłeś, no proszę, mów. Wątpię, żeby to równało się z skutkami mojego postępowania.
- Rujnowałem miasta, ludzie byli ewakuowani, na mój widok uciekali... Zniszczyłem wszystko co znalazło się na mojej drodze, ba ja nadal to robię, gdy stracę kontrolę. –Ochłonęłam trochę i zwiesiłam głowę, zachowałam się egoistycznie. Co prawda nadal uważałam, że on w porównaniu ze mną jest święty, ale on potrzebował kogoś kto go zrozumie.
- To nie twoja wina, nie panujesz nad tym. –Uścisnęłabym go, czułam, że właśnie to powinnam zrobić, ale nie mogłam.
- I co nadal myślisz, że jesteś gorsza ode mnie? – Bez słowa skinęłam głową, a on patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Wiesz, że możesz mi to opowiedzieć? –Zaśmiałam się gardłowo.
- Wy mi nie ufacie, czemu więc ja miałabym wam zaufać? Mam jakiś areszt domowy... Jak będę wolna to może pogadamy.
- To nie od nas zależy. Wiesz, że tak czy siak kiedyś to wyjdzie? –Skinęłam głową. To była prawda. Może jednak powinni wiedzieć, to byłoby dla nich lepsze. Mogliby zachowywać środki ostrożności, mogliby zamknąć mnie w celi znowu i wszyscy byliby szczęśliwi.
- To może inaczej. Wy zamienicie Lokiemu celę na apartament Starka, a ja pokażę wam co umiem. –Wiedziałam, że to będzie nieuniknione, a skoro tak, to wolałam coś na tym zyskać. A poza tym zasługują, żeby wiedzieć kogo przyjęli pod dach.
- Zobaczę co da się zrobić... - I on także wyszedł. Zostałam sama. Nikt nie kazał mi zostać w tym pomieszczeniu, więc wyszłam i chciałam dojść do salonu, kuchni albo swojego pokoju, ale niestety nie za bardzo znałam drogę. Otworzyłam drzwi i niepewnie przekroczyłam próg. Zaczęłam krążyć bezsensownie po piętrze, sprawdzając po kolei wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Właśnie sięgnęłam w kierunku klamki, kiedy usłyszałam nieznany głos.
CZYTASZ
It's all right I Avengers
Random6 lat błogiej nieświadomości 3 minuty, które spowodowały, że straciłam wszystko co miałam i mogłam kiedykolwiek mieć 2 dni, dzięki którym zrozumiałam kim tak naprawdę jestem 3 dni, których potrzebowali, żeby do mnie dotrzeć 1631 dni bezustannych krz...