Rozdział 6

1.7K 75 2
                                    

  Rano obudziłam się o dziewiątej. Reszta chyba jeszcze spała, bo było bardzo cicho. Wstałam i ruszyłam do kuchni. Akurat wychodziła z niej Eleonor. Spojrzała na mnie spode łba.

     -Chodź no. Mam ci coś do powiedzenia-powiedziała i wyciągnęła mnie na zewnątrz-Wara od Louisa. Rozumiesz?

     -Co!?-krzyknęłam na nią.

     -Masz się od niego trzymać z daleka.

     -O co ci chodzi?-spytałam ponownie.

     -Aleś ty jesteś tępa-westchnęła-On nie jest dla ciebie.

     -Dla mnie?-prychnęłam-Ja go nawet nie lubię.

     -Właśnie wczoraj widziałam.

     -Odwal się ode mnie kobieto. Chyba reszta ma racje, że lecisz tylko na jego kasę.

     -A co ci do tego smarkulo?

     -Czyli tak. Ale ty jesteś głupia. Masz chłopaka, który cię kocha i tak go wykorzystujesz. Bądź pewna, że to kiedyś wyjdzie na jaw. I nie wydzieraj się na mnie, bo on mnie nie interesuje. Mam innego na oku-weszłam do środka.

Nathan! Zupełnie o nim zapomniałam. Gdzie mój telefon? Oj tam. Później do niego napiszę. Weszłam do kuchni, ponieważ byłam strasznie głodna. Na stole stał talerz z kanapkami. Usiadłam nad nim i zaczęłam jeść. Chyba ten ktoś się nie pogniewa, że sobie kilka zjem. No dobra, że sobie zjem wszystkie.

     -Ej. Moje kanapki!-usłyszałam głos Louisa-Wiesz ile je robiłem?

     -Nie-odpowiedziałam na jego pytanie.

     -Oddawaj-wyrwał mi kanapkę  z rąk z miną oburzonego dziecka i wsadził do buzi.

     -Ej. Ja to jadłam-warknęłam na niego.

     -Właśnie. Jadłaś-podniósł palec do góry.

     -Proszę-zrobiłam smutną minkę.

     -Wow-wytrzeszczył oczy.

     -No co?-powróciłam do poprzedniej.

     -Normalnie wyglądasz jak pies Liama, kiedy musi wyjść za potrzebą-uśmiechnął się.

     -No weź, daj mi.

     -Zrób se-wziął się za jedzenie następnej.

     -No proszę-złożyłam ręce przed sobą-Bo umrę z głodu. I co wtedy zrobisz?

     -Zakopię cię, a pózniej żeżlą cię lobaki. Takie oglomne-zaczął seplenić i pokazywać rękami ich wielkość.

     -Lou-spojrzałam na niego prosząco-proszę.

     -Oj. No dobra-zmiękł. Czyżby od tego ,,Lou". Muszę tego używać częściej-Tylko nie zjedz mi wszystkiego.

     -Dziękuję-rzuciłam się na niego przez stół. Nie wiem dlaczego. Dzisiaj był jakiś inny. Był sobą. Mógłby być taki cały czas-Uratowałeś mnie od śmierci głodowej.

     -Dobra, dobra, to że daję ci kanapki, to nie znaczy, że zacząłem cię lubić-odsunęłam się od niego.

     -Nie szkodzi. Ważne, że mam co jeść-wzięłam kanapkę i zaczęłam szybko jeść. Jeszcze się rozmyśli. On tylko zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego.

     -Z czego się śmiejesz?-spytałam z pełną buzią.

     -Nie bój się, nie zabiorę ci ich.

Niesamowite Spotkanie-One DirectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz