#10 "I tak w ogóle czemu ty istniejesz?"

734 72 20
                                    

Loki's pov

Obudziłem się. Byłem przypięty do jakiegoś ludzkiego ustrojstwa. Wiedziałem, że nie mogę jej ufać! Współpracowała z Avengers! Chcieli mnie ściągnąć do lasu! Potem zabić. Ona miała to zrobić, jak widać coś jej się nie udało, ale było blisko. A ja prawie jej zaufałem. Wstępna, podstępna żmija. Nic niewarta, tak jak każdy Midgarczyk. Egoistka. Zło wcielone. To ja niby jestem negatywną postacią... Co to w ogóle miało być? Przecież to uosobienie śmierci. Jakbyś zobaczył własną zagładę. Własny koniec. To przerażające spojrzenie, pod którym czujesz się jak nic niewarty śmieć. Postawa godna najwyższego władcy, żadnej wspólnej cechy z tą wcześniejszą nią.

Uh nadal nie wiem jak ma na imię. To frustrujące. Najgorsze jest to, że wcześniej zdążyła zobaczyć każdy szczegół z mojego życia. Dała radę odczytać każdą towarzyszącą mi emocję. Czułem się nagi, bezbronny, osamotniony. SAM, przeciwko całemu światu. Przeciwko niej. To było najgorsze uczucie. To wszechogarniające obezwładnienie. Ja tu jej udostępniłem swoją moc, a ta to wykorzystała!

Anioł zemsty. Tylko, że bardziej diabeł. No i nie ma za co się mścić... Nawet przez nią moje myśli teraz wariują. Jest gorsza od Thora i Odyna razem wziętych. Uderzenie jakiego najmniej się spodziewasz, na pozór najsłabsze ogniwo, niewinny aniołek. Uroczy, rozkoszny skrzat czy co tam jeszcze. A tu BUM! Niespodzianka lądujesz poturbowany, ledwo żywy...

Tak w ogóle to gdzie ja jestem? Rozejrzałem się. Za oknem zdecydowanie była ta przeklęta planeta i oczywiście Nowy York. Stwierdzam, że nienawidzę tego miejsca. Najdziwniejsze jest to, że wciąż znajduję się w Stark Tower. Nie powinni raczej zakopać mnie żywcem lub dobić nieświadomego? Nie obraziłbym się. Wokół mnie panuje cisza. Głucha cisza. Słyszę nawet brzęczenie lampy. Odpinam się od dziwnego sprzętu i wychodzę z pokoju. Nigdzie nie widać żadnego z Avengersów. Znalazłem ich dopiero w salonie. Na kanapie siedzieli wszyscy oprócz wielkiego Kapitana Ameryki i tej żmii. Jednak i to szybko się wyjaśniło. Na wielkim ekranie widać było ujęcie na żywo z lasu. Dziewczyna wciąż tam leżała, obok niej stał jakiś czarny rumak. W oddali natomiast stał szanowny patriota.

*********

Ocknęłam się w lesie. Pierwsze co zobaczyłam to chrapy. Przerażona cofnęłam się. Niestety zrobiłam to tak gwałtownie, że zakręciło mi się w głowie. Koń patrzył na mnie z nieopisaną miłością. Otworzyłam oczy ze zdziwieniem.

- A co ty tu robisz, mały? – Zwierzę prychnęło, na pozór rozbawione. Patrzyl na mnie wyczekująco i miałam wrażenie, że mówił „No nie wygłupiaj się, oboje wiemy, że to twoja sprawka". Podeszłam do niego spokojnie. Był cały czarny, przerażający. Powstał z mgły.

- No dobra, to to sobie wyjaśniliśmy. A co ja tu robię? – Tym razem mój podopieczny zarżał, zwracając mi uwagę, że on też tu jest. – No dobra, masz rację. Co my tu robimy? I tak w ogóle czemu ciągle istniejesz? Nie powinieneś się rozpłynąć w powietrzu, kiedy tylko skończyłam ... No wiesz co. –Spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że skoro ja tego nie wiem, to tym bardziej on. Wtuliłam się w jego szyję, a on schylił głowę, tak, że miałam wrażenie, że oddał mój uścisk.

Nagle ktoś chrząknął, a ja podskoczyłam przerażona. Powoli odwróciłam się. Okazało się, że to nie kto inny jak Kapitan Ameryka. Na jego widok przypomniałam sobie co tu się przydarzyło. Rozejrzałam się wokół siebie. Dookoła mnie rozpościerała się ogołocona ziemia, Avengers nawet nie próbował przekroczyć linii granicznej. Nie, nie, nie. To nie mogła być prawda. To wszystko musi być żart. Albo koszmar. Zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Zaczęłam się szczypać, jednak to nie pomagało. Bezwiednie zaczęłam kręcić przecząco głową.

It's all right I AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz