1. A oto moja historia

74 12 5
                                    

Sześcioletnia dziewczynka biegnie przez ciemny las. Zza jej pleców rozlegają się trzaski gałęzi i wycie wilków. Z każdym kolejnym krokiem coraz lepiej widzę jej przerażenie. Wnet mała potyka się, a odgłosy pościgu stają się głośniejsze, ona jednak nadal się nie poddaje. Z widoczną na twarzy determinacją podczołguje się do gęstych zarośli, a za sobą na trawie pozostawia smugę gęstej, ciemnoczerwonej cieczy.

Jestem pewna, że wszystkie jej wysiłki pójdą na nic, lecz nagle hałas cichnie, a obraz zanika. Słyszę tylko ciche mruczenie, które stopniowo zmienia się w przebijające się do mojego umysłu:

- Emily - mówione znanym mi, niezbyt przyjaznym tonem. - Emily! Wstawaj w tej chwili! Patrz, co narobiłaś!

Powoli otwieram najpierw jedną, a następnie drugą powiekę. Niezbyt przytomnym wzrokiem rozglądam się wokół siebie. Początkowo mój wzrok trafia na wyraźnie niezadowoloną blondynkę o szarych oczach. Jedną rękę trzyma opartą o biodro, a drugą na coś wskazuje. Odwracam się w tamtą stronę, a to, co zauważam, przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Na wciąż włączonym ogniu stoi garnek z kipiącym mlekiem. Cała kuchenka i część podłogi pokryta jest już tą cieczą. Szybko rzucam się przed siebie, tracąc resztki otępienia, aby ratować tą i tak przegraną sytuację. Wyłączam gaz, naczynie wrzucam do zlewu i odwracam się w stronę dziewczyny. Patrzy na mnie gniewnie, a ja przypominam sobie, że nasza matka poprosiła mnie o przygotowanie śniadania. Myślałam, że płatki z mlekiem będą dobrym wyborem, jednak się przeliczyłam.

- Emily, jak mogłaś zasnąć?! - siostra założyła ręce i zaczyna prawić mi kazanie. - Przedwczoraj nie nakarmiłaś kur, a tydzień temu zapomniałaś kupić mąki!

To prawda ostatnio byłam trochę rozkojarzona, przecież niedługo stąd wyjeżdżam. Dostałam list z oświadczeniem, iż otrzymałam stypendium do Riggson School, podobno ta uczelnia ma naprawdę wysoki poziom. Całymi dniami rozmyślałam o tym, jak to będzie wyrwać się z tej zapyziałej wioski. Z drugiej strony przecież Sunfields to mój dom, kocham go, mimo że nie cierpię deszczu, który, na przekór nazwie, pada przez większość czasu.

Na ziemię sprowadza mnie głośne chrząknięcie siostry. Ach tak, Melanie też dostała się do Riggson School.

- Już to sprzątam - mamroczę, sięgając po szmatkę wiszącą w pobliżu okna i stojący przy zlewie środek czystości.

Zaczynam zmywać pozostałości po katastrofie.

- Powiedz mamie, kiedy wróci, że wychodzę do Lisy - Melanie rzuca, wychodząc z kuchni.

Lisa jest potomkinią najbogatszego rodu w Sunfields. Brzmi to dość niepozornie zważając na to, jak mała to wieś, lecz oni posiadają wielki dworek, leżący na wzgórzu. Za ich domem rozciąga się piękny sad, a przed wielobarwny ogród. Oczywiście o wszystko dba ogrodnik.

Nasza rodzina to ich całkowite przeciwieństwo. Mama od zawsze wychowywała nas sama, a o ojcu nigdy nie chciała rozmawiać. Ja w dzieciństwie miałam wypadek, a mianowicie zostałam uderzona kopytem od konia. Dobrze pamiętam, jak miesiąc chodziłam w obandażowanej głowie i nie mogłam wstać z łóżka. Szkoda tylko, że nie pamiętam niczego przed tym zdarzeniem. Jedynie oprócz tego snu, którego dość często mam szansę oglądać. Najdziwniejsze jest to, że podświadomie rozpoznaje ten las, mimo że w okolicy żadnego nie ma. Pola, pola i jeszcze raz pola.

Znowu zbaczam z tematu. Jedyną osobą w naszej rodzinie, którą wszyscy uwielbiają, oczywiście oprócz mnie, jest Melanie - pozornie słodka blondyneczka, która swoim urokiem i charyzmą może zdziałać wszystko. Posiada tłumek adoratorów i świetnie wykorzystuje to, aby zmniejszyć ilość swoich obowiązków i więcej czasu poświęcić na przeglądanie się w lustrze razem z Lisą. Mamie nie robi różnicy czy to Melanie wydoi krowę czy jakiś uwiedziony przez nią chłopak. Mimo to jest dla nas równie sprawiedliwa i nigdy żadnej z nas nie faworyzowała.

Powoli kończę już sprzątać i rozmyślać nad życiem. Wychodzę z domu i zamiast wybrać się w stronę centrum wioski, idę nad pobliskie jezioro. Lubię spędzać tam czas, to taka moja oaza spokoju. Nawet jeśli ktoś przyjdzie mnie szukać, mogę schować się pod jedną z płaczących wierzb, które rosną wzdłuż brzegu.

Zaczynam zbierać kwiaty i plotę z nich wianek. Jutro odbywa się przyjęcie pożegnalne w pobliskim miasteczku dla wszystkich kończących w tym roku tamtejszą szkołę. Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół i nie mam zbytniej ochoty tam iść, ale Melanie cały tydzień męczyła mamę opowiadaniami o tej uroczystości i byłoby to zbyt podejrzane, gdybym została w domu.

- Ech - wzdycham ciężko. Muszę już wracać, przecież obiecałyśmy mamie, że dzisiaj zaczniemy przygotowywać się do wyjazdu.

Powoli wstaję i idę do naszej chatynki. Nagle pojawia się silny powiew wiatru, który prawie zwala mnie z nóg. Zatrzymuję się, po czym zauważam, że przecież pogoda od świtu była bezchmurna, a teraz zaczyna kropić. Krople szybko zamieniają się w ulewę, a ja jak najszybciej biegnę w stronę domu. Z mojego wianka zostają tylko przemoczone płatki. Wyrzucam go za siebie i wtedy rozlega się głośny grzmot, a na niebie pojawia się błysk. Wiem, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale tego raczej nie zaliczę do udanych.

Niezwykła [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz