Prolog

34 8 3
                                    


Nigdy nie zastanawiałam się jak to jest mieszkać w obcym państwie i kompletnie nie znać języka. Nigdy nie pomyślałabym nawet, że mogłabym się znaleźć w takiej sytuacji.

Stoję na środku korytarza szkolnego, z obydwu stron wymijają mnie uczniowie. Wokół mnie panuje hałas i szum. Każdy ze sobą rozmawia, śmieje się i żartuje. Widzę młodych ludzi stojących w małej grupce, którzy obgadują dwie dziewczyny siedzące na parapecie. Właśnie koło mnie przechodzi nauczycielka i kieruje się w stronę pokoju nauczycielskiego. Jakaś dziewczyna robi sobie zdjęcie z koleżanką uważając przy tym, by nie zobaczył jej dyrektor. Obracam się i widzę swoją nową klasę, która wychodzi z sali z plecakami i śmiejąc się idzie w moją stronę. Nie mam pojęcia, co mówią te wszystkie osoby wokół mnie, nie rozróżniam słów. Czy ktoś mnie obgaduje? A może te dziewczyny, które stoją koło schodów, śmieją się ze mnie? Zamykam oczy i próbuje oddychać spokojnie. To otoczenie za bardzo mnie stresuje. Robi mi się duszno, ręce zaczynają mi się pocić. Rozglądam się jeszcze raz wokoło i pocieram skronie, żeby się lepiej skupić. Boże, czemu ja tu muszę być? Ja nic nie rozumiem, co mówią ci ludzie, ja kompletnie nie znam tego cholernego języka.

Dzwoni dzwonek na lekcje. Kieruje się do sali, w której będę mieć zajęcia, przytulając książki do piersi. Przyspieszam kroku. Ktoś wpada na mnie z przeciwka, mruczy coś na przeprosiny i znika. Wzdycham i kucam, by pozbierać książki z podłogi.

Lekcja dłuży się niemiłosiernie. Siedzę na końcu klasy, przed sobą na ławce mam zeszyt, w którym jeszcze nic nie zapisałam. Spoglądam na nauczyciela, który stoi na środku klasy koło brudnej tablicy. Wygląda dość staro, ma siwe włosy zaczesane do tyłu i okulary w brązowych oprawkach na nosie. Jego wąskie usta poruszają się szybko a ręka sunie po tablicy, w dół i w górę. Nie mam pojęcia, o czym on tak zawzięcie mówi. Mamy teraz biologię, nic więcej nie wiem.
Wyglądam przez okno i przymykam lekko oczy. Widzę górę z zaśnieżonym szczytem i szkolny park. Jest lekka mgła, pewnie dlatego boli mnie głowa. Jest pięknie, każdy tak mówi, jednak ja zdążyłam już znienawidzić ten krajobraz. Tęsknię za swoim dawnym osiedlem. Za szaro -brązowymi blokami, małym placykiem zabaw, chodnikiem z czerwonej kostki i rynkiem, gdzie co niedzielę handlowali rzeczami od chińczyków... Odwróciłam głowę i spojrzałam na zegar ścienny. Jeszcze parę minut. Nauczyciel oparł się o swoje biurko i poprosił kogoś o przeczytanie tekstu w książce. Zapomniałam swojego podręcznika i nawet nie będę starać się od kogoś pożyczyć, nie opłaca się. Położyłam się na ławce i zaczęłam wsłuchiwać się w osobę czytającą temat. Jestem beznadziejna, pomimo, że uczyłam się 5 lat języka niemieckiego w szkole, nic nie rozumiem. Wątpię, żebym się go teraz tak szybko nauczyła.

Wraz z dzwonkiem na przerwę zbieram swoje zeszyty i niedbale wpycham je do swojego starego, czerwonego plecaka. Moja mama chciała, żebym kupiła sobie inny, jednak uparłam się na zostawienie tego starego. Przez ostatni rok chodziłam w nim do szkoły, to było jeszcze jak mieszkałam w Polsce.

Wyszłam na korytarz, w którym zbierało się coraz więcej uczniów. Zagryzłam dolną wargę i pospiesznie udałam się w stronę schodów. Oby mnie tylko nikt nie zatrzymał. Oby tylko nikt do mnie nie zagadał. Nerwowo spoglądałam na mijających mnie nastolatków. Przed wyjściem ze szkoły zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam w stronę okna. Wydawało mi się, że mignęła mi tam znajoma twarz. Leon? Zacisnęłam pięści, aż pobielały mi knykcie i zamknęłam oczy. Wiedziałam dobrze, że to niemożliwe, przecież on został w Polsce, jednak moje serce automatycznie przyspieszyło. A może jednak przyjechał... Otwarłam oczy i spojrzałam z nadzieją w tamto miejsce, gdzie przed chwilą stał. Nikogo nie było. Przetarłam oczy i spróbowałam się uspokoić. Tylko mi się przewidziało, to tylko moja wyobraźnia płata mi figla. Pokręciłam głową i zaczęłam przepychać się do wyjścia.

Byle znaleźć się jak najdalej od tego okropnego miejsca.

Wybiegłam na dwór, ocierając się o kogoś. Ktoś za mną coś wołał. Odwróciłam się. Przed wejściem stał chłopak, uderzająco podobny do Leona, a w ręce trzymał moje gumy do żucia. Musiały mi wypaść. Przyspieszyłam jeszcze bardziej kroku tak, że teraz już prawie biegłam. Nie wrócę się tam, chcę już do domu. Moje oczy zaszły łzami, jedna kropla spłynęła nieśmiało po moim policzku. Wspomnienie o Leonie za bardzo mnie bolało, najchętniej bym o nim zapomniała. Czemu musieliśmy się rozstać? Czemu do cholery nie ma go teraz tutaj?! Zawsze robiliśmy wszystko wspólnie, a teraz już nawet nie mogę do niego zadzwonić. Pisze do niego codziennie na Facebooku, ale on nie zawsze ma czas. To trochę mnie boli...

- Uspokuj się, przecież to ty odeszłaś! - syknęłam sama na siebie i kopnęłam w śmietnik stojący koło przystanku. - Wszystko to jest moja wina..

*

Siedzę na szarym, skórzanym fotelu i usiłuję czytać książkę. Nie mogę się jednak skupić, bo co chwilę spoglądam na ekran telefonu. Jakąś godzinę temu dostałam ostatnią wiadomość od Leona, po czym szybko mu odpisalam. Jak do tej pory nie dostałam od niego odpowiedzi.
Spoglądam na książkę i z westchnieniem odkładam ją na półkę obok. Zamykam oczy i odgarniam włosy z czoła. Czy on jeszcze o mnie myśli? A może nie chce już ze mną utrzymywać kontaktu, ale nie wie jak mi to powiedzieć?
Telefon wibruje mi w dłoni, więc go odblokowywuję.

Facebook: masz jedną nieprzeczytaną wiadomość.

Wchodzę w czat z Leonem i czytam.

Leon: Wiesz, ja nie mam teraz czasu... Mam nadzieję, że miło Ci minął dzień, kochana.

Mimowolnie uśmiechnęłam się po przeczytaniu ostatniego słowa i wszystkie moje dotychczasowe obawy minęły. Zawsze tak do mnie mówił, jak chciał, żebym się nie denerwowała.

Ja: Pewnie, rozumiem. Napisz do mnie jutro.

Napisz do mnie jutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz