Rozdział 8.

362 52 28
                                    

Chłód i nieugięta twardość rękojeści miecza zawsze działały na Cullena dziwnie kojąco. Broń była czymś, co towarzyszyło mu od wielu lat, znał ją doskonale, niczym starego przyjaciela, i tak samo mógł na nią liczyć. Teraz również przyniosła odrobinę spokoju, choć jedynie na tyle, by odepchnąć na chwilę panikę, która go przed chwilą ogarniała. Nie mógł okazać słabości, nie teraz i nie tutaj, przy wszystkich.

Przekraczając próg komnaty Inkwizytorki, przystanął na chwilę i odwrócił się w kierunku, z którego przybył. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że było coś, czego nie zauważył, a co nie dawało mu spokoju. Jakaś subtelna zmiana, która dotyczyła Eliandir, a która nie była czymś tak oczywistym, jak jej stan. Choć być może był to wytwór jego wyobraźni, emocji których nie mógł okiełznać?

Obrócił się z powrotem ku sali tronowej i prawie wpadł na stojącego tyłem do niego Varrica. Krasnolud wpatrywał się intensywnie w tron, na którym zasiadała Inkwizytorka podczas wydawania wyroków na więźniach. Mebel wyglądał jak zwykły, obity miękkim materiałem fotel w kolorze między czerwienią a brązem, z dość wysokimi podłokietnikami. To wystające z oparcia kolce, przypominające ostrza mieczy, stanowiły o jego niezwykłości.

Mężczyzna zamierzał ominąć łotrzyka, nie zwracając na siebie uwagi. Miał ochotę jedynie na to, by zaszyć się w swoim gabinecie, zatrzasnąć drzwi przed wszystkimi i tam, ukryty przed światem, opanować się. Albo dać upust emocjom. Musiał wziąć się w garść. I to szybko.

- Paskudny ten fotel - stwierdził Varric, gdy żołnierz go mijał.

Fotel.... Pieprzony fotel?

Cullen pomyślał, że się przesłyszał. Wśród tego całego chaosu i niepewności o życie Eli, rozmowa o meblu była tak absurdalna, że Cullen omal nie roześmiał się histerycznie. Przystanął i z niedowierzaniem spojrzał najpierw na krasnoluda, a potem zupełnie mimowolnie na tron. Uznał, że nie lubił jego widoku, kojarzył mu się tylko ze skazanymi na śmierć. Co za idiotyzm, jakie to miało teraz znaczenie? Może jednak dopadł go atak paniki, tylko w jakimś cholernie pokręconym wydaniu? Może jego własny umysł z niego drwił? Albo po prostu szukał czegoś, czegokolwiek, by oderwać się od ponurych myśli?

- Jak sądzisz, co Eli o nim myśli? Może jej się podoba? A może ma takie samo zdanie, jak ja? Jak sądzisz, Komendancie? A może... - Pogładził się po gładko ogolonym policzku, udając zamyślonego. - Oh, już wiem, nie mamy zielonego pojęcia co się dzieje w jej głowie, bo nie przyszło nam do głowy, by o cokolwiek zapytać!

Cullen nie znalazł na to odpowiedzi. Było zbyt wiele prawdy w tych słowach. Prawdy, którą dopiero teraz sobie uświadomił.

- Wcześniej było inaczej. Zresztą, początki zawsze są niewinne. Teraz postawiliśmy ją na piedestale, z którego nie może zejść. Jest zbyt wysoko, by mogła z kimkolwiek podzielić się brzemieniem odpowiedzialności, czy choćby najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Odkąd wspaniałomyślnie daliśmy jej tytuł, zajęliśmy się wszystkim, oprócz niej. Daliśmy jej odpowiedzialność za cały świat i zostawiliśmy z tym samą. Cieszyliśmy się, że jest ktoś, na kogo możemy to zrzucić, stawiając się w roli pomocników. Jakże wygodnie, prawda?

- Tęskni za klanem - wtrącił Cullen, jakby próbując znaleźć powody takiego stanu rzeczy na zewnątrz, poza Inkwizycją... poza sobą.

- Nie. - Varric nie dał mu tej szansy. - Tęskni za kontaktem z kimkolwiek.

Cullen spojrzał na łotrzyka przeciągle. Choć wyglądał równie spokojnie jak zawsze, w jego głosie wychwycił gorycz.

- Bo widzisz, Komendancie, są takie momenty, w których bohaterowie dają poznać, co nie daje im spać spokojnie. Są rzadkie, ale prędzej czy później muszą nadejść. Zawsze ten sam błąd... Ten, który popełnilismy kiedyś w stosunku do Hawke. Trudno było się domyślić, prawda? Za tą maską radosnego usposobienia. Miała problemy z bratem, nigdy się nie dogadali, lecz robiła, co mogła. Aż do tego dnia, gdy poszli na miecz i sztylety, a ona walczyła tylko po to, by poczuć ból. Kto pragnie cierpienia? Tylko ten, który tak bardzo cierpi wewnątrz, że woli ten ból zamienić na ten fizyczny. A później wydawała się pogodzona ze śmiercią matki, a przynajmniej tak nam się wydawało. Nie mogliśmy bardziej się mylić.

[Dragon Age Inkwizycja] W cieniu szaleństwa ✔︎Where stories live. Discover now