Rozdział 13

36 1 3
                                    

Juls (Ash)

Wyszłam z pokoju rozglądając się po kuchni i salonie.

Na kanapie leżał Cal z Zuz na sobie. Dziewczyna chyba spała.

"Ciężka noc"-pomyślałam. Calum głaskał ją po plecach delikatnie mrucząc i patrząc w telewizor.

Ashton stał tyłem do mnie oparty o blat. Podeszłam do niego i położyłam swoją zimna dłoń na jego plecach.

-Zabieraj łapska.-obrucił się do mnie. Uśmiechnęłam się.

W łazience stał Michael i Juls. Chłopak się golił a dziewczyna czesała włosy. Wszystko było tak jakbyśmy byli rodziną.

Ale nią nie byliśmy a nasza przygoda w San Francisco dobiegała końca.

Tak pojutrze mam samolot powrotny.

Żadna z nas nie chciała wracać ale nie mówiła tego na głos. Te dwa tygodnie zostaną w naszych pamięciach na zawsze. I możemy mieć tylko nadzieję że nasze myśli nas nie zabiją.

Podeszłam do Irwina od boku oblatając go i patrząc z uśmiechem w górę.

-Co?-zapytał zdziwiony obejmując mnie wolną ręką w pasie a drugą trzymając kubek z kawą.

-Nic, chce się tobą nacieszyć póki jeszcze tu jestem.-szepnęłam. Byłam w czarnej bluzie chłopaka i w sumie tyle. Polubiłam ją.

-Dobrze w niej wyglądasz.-stwierdził biorąc łyk kawy.

-Dziękuję.-uśmiechnęłam się. Oderwałam się z uścisku chłopaka i zaczęłam robić sobie tosty z dżemem.

-Oh ptaszki wstały.-usłyszeliśmy. Z łazienki wyszedł Michael i Juls. Podeszłam do kanapy sprawdzając czy Zuz wstała.

A tu się okazuje że teraz nawet Calum śpi.

-Ci to musieli mieć ciężką noc.-zaśmiał się Michael.

-O tym samym pomyślałam jak ich zobaczyłam.-stwierdziłam.

Clifford opadł na fotel i po chwili pociągnął za sobą Juls.

-Idziemy na plażę?-zapytał Ashton kiedy ja stałam i kończyłam robić tosty.

-Pewnie.-powiedziałam nie obracając się do niego.

-Idziecie z nami na plażę?-zapytał pozostałych.

-Nope. Chyba raczej zostaniemy w domu albo pójdziemy na miasto.-odparł Michael. Calum i Zuz spali więc stwierdziliśmy że ich zostawimy w spokoju.

Zjadłam śniadanie i naciagnęłam spodnie na nogi. Zabrałam Ashtona który robił coś na telefonie.

-Kupimy pizze?-zapytał przed wejściem do hotelu.

-Pewnie. Weźmiemy im jedną na wynos?

-Jestem za.-Ash złapał mnie za rękę i ruszyliśmy wzdłuż ulicy kierując się do zatłoczonej pizzerii.

Po chyba 30 minutach czekania dostaliśmy dwie duże pizze.

Po chwili usieliśmy na miękkim piasku w miejscu gdzie nie było aż tylu ludzi. Obok nas jakieś dwie małe dziewczynki budowały zamek z piasku.

Ashton zdjął koszulkę przez głowę i rozłożył się wygodnie na kocyku obserwując przez chwilę małe dzieci. Mogłam wręcz słyszeć jak w myślach nazywa swoje przyszłe dzieci. Nagle spojrzał na mnie.

-Wiesz co?-zapytał.

-No?

-Wiesz że Clifford i Hood będą was szukać przez najbliższy rok. I myślę że wszyscy się zmarnujemy przez to w pewien sposób.-mówił to z lekkim wyrzutem.

-Dobry tata Irwin.-mruknęłam.

-Hej wcale nie dobry tata Irwin tylko...to znaczy dobry tata Irwin też ale to pod inny względem...

-Ash.-złapał go za ramię.-Przestań pieprzyć.

Już wiedziałam że źle dobrałam słowa. Chłopak podniósł brwi z chytrym uśmiechem na twarzy.

-A co jakbym nie przestawał?-zapytał podnosząc się z łokci.

-Trochę byś się zmęczył.-stwierdziłam.

Siedział po turecku na przeciwko chłopaka. Oparł się na dłoniach po obu stronach moich nóg i nachylił się żeby mnie pocałować na co dość szybko odpowiedziałam nachylając się.

Juls (Michael)

Słońce zachodziło jasnymi barwami dając nam niezłe widowisko. Irwin i Juls nie wrócili przez cały dzień przez co mogłam myśleć że się pewnie pieprzą gdzieś na plaży.

Nie, a tak poważnie to zaczynałam się martwić i chyba powinnam zadzwonić do przyjaciółki bo to do niej nie podobne.

Oweszem Zuz znikała czasem na góra 2 dni ale potem okazywało się że była gdzieś z jakimś chłopakiem. Ale Juls tak nigdy nie robiła. W pracy najdłużej była do 23 a i tak dzwoniła żeby się upewnić czy nie spaliłyśmy domu pod jej nieobecność. Dla jasności jeszcze nam się nie zdarzyło.

-Michael.-zaczęłam.-Zadzwonię do Juls gdzie są.

-Martwisz się czy Irwin jej gdzieś nie uprowadził?-zapytał.

-W sumie bardziej podejrzewałabym ich o pieprzenie się na piasku cały dzień.

-Masz rację. Dobra dzwoni. Pójdę zrobić herbatę.-Mikey wstał i zostawił mnie na tarasie.

Juls odebrała po trzecim sygnale czyli standard. Powiedziała że już idzie a ja w tle słyszałam chichot Ashton.

Po chwili Clifford wrócił z kocem i dwoma kubkami. Postawił je na małym stoliku przede mną i podszedł do wysokiego stojaka w którym można było rozpalić ogień. Słońca już nie było na niebie i dawało tylko swoje ostatnie cienie na horyzoncie. Wzięłam kubek ze stolika i upiłam łyk.

-Skąd wiedziałeś że lubię tropikalną?

-A wiesz tajne źródła.-stwierdził siadając obok.

-Tajne źródła aka. Zuz?-ten tylko pokiwał głową i usiadł obok mnie nakrywając nasze nogi kocem i biorąc swoją herbatę w dłonie. 

-Co oni robią cały dzień?-zapytałam.

-Leżą na kanapie.

-Aha.

-O której jutro macie wylot?-zapytał cicho bez szczęścia w głosie.

-Dziewiąta trzydzieści.

-Tak rano?-spojrzał na mnie.

-Ta. Musimy być na wieczornych zajęciach.

-Zmiana czasu wam nie będzie przeszkadzała?

-Pewnie będzie. I tak się w pewnym momencie prześpimy.

-Przynajmniej na drugi dzień nie idziecie do pracy.-uśmiechnął się do mnie.

-Juls idzie.-Michael spojrzał na mnie tak jakby właśnie wezwała szatana.

-Ma własny biznes. Nie może sobie pozwolić na wolne bo nie ma jej kto dać tego wolnego.

-Teraz przecież ma wolne.

-Dużo razy tutaj pisała ze swoim pracownikiem. Jestem pewna że kiedy Irwin śpi ona odpisuje na maile i załatwia wszystko. Z salonu dobiegło ciche "jesteśmy"

-Hej co robicie?-usłyszeliśmy za sobą.

-Siedzimy. Dołączycie się?-zapytałam.

-Czemu nie.-usiedli przed nami na kanapie uśmiechając się.

Zachowywali się tak jakby ich nie dotyczyło to że jutro będą musieli zostawić siebie na zawsze.

San Francisco/Ashton Irwin,5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz